Rozdział 6

210 7 10
                                    

Na samym środku salonu został postawiony podłużny stół, który bez problemu pomieściłby kilkanaście osób. Przy nim postawione były krzesła, które powoli zajmowali uczestnicy gry.

Wśród znajomych twarzy zauważyłam też te, których nie kojarzyłam. Co prawda byłam poinformowana o dodatkowych gościach, ale nie spodziewałam się ich w aż tak licznej grupie.

Chase nie powiedział mi, czy powinnam angażować się w imprezowe zabawy, ale ciekawił mnie przebieg tej, której początek zbliżał się wielkimi krokami. dlatego świadomie naraziłam się na jego pretensje i nieprzychylność.

Od kiedy stałam się taka chętna do imprezowych atrakcji?

- Nie mówiliście, że taka ślicznotka będzie z   nami. - Wyszczerzył się w moją stronę jakiś chłopak, którego wcześniej nie widziałam. Pewnie był to jeden ze znajomych Chase'a, o których wspominał. Włosy, które miał wygładzone żelem były tak samo przyciemnione jak jego tęczówki, a uśmiech, zamiast mnie uwieść, jak to chyba miał w zamiarze, wywołał niechęć. Wzrok, który na mnie osadził, przesiąkł pożądaniem, a tego nie chciałam od niego odczuć.

- To moja siostra, także radzę trzymać rączki przy sobie. - Oziębły ton brata sprawił, że zadygotałam. - Mad, grasz z nami? - zagadał luzacko.

- Nie wiedziałam, czy mi pozwolisz. W końcu to twoja impreza, nie moja. - Zerknęłam na niego, próbując ukryć ekscytację, która nagle się we mnie wezbrała.

- Pozwolę, jak będziesz miała rozum, bo ja sam nie wiem jeszcze na jakich zasadach gramy. - Wbił we mnie wzrok, z którego wyczytałam nieuzasadnioną obawę.

- Okej, będę używać mózgu, obiecuję. - Przyłożyłam teatralnie rękę do serca i zaśmiałam się z tego, w jaki sposób wypowiedziałam te słowa.

- Dobra, siadaj - burknął rozdrażniony moimi wygłupami i sam usiadł na swoim miejscu.

Spojrzałam na David'a i niemo go poprosiłam, by przegonił jakiegoś nieznanego mi i siedzącego obok niego chłopaka. Zrozumiał moją prośbę i szepnął coś do bruneta, który zaraz ustąpił mi miejsca. Celowo chciałam usiąść obok czarnowłosego, żeby czuć się swobodniej, niż w ściśnięciu z obcymi ludźmi.

Usiadłam na krześle, a mój brat położył jakąś pustą butelkę po piwie na środku drewnianego blatu stołowego.

- Dobra, ludzie! Skupcie się, bo tłumaczę zasady! - krzyknął jakiś chłopak, który dopiero co pojawił się w pomieszczeniu z dwiema flaszkami wódki pod pachami.

Oho, będzie grubo.

Zerknęłam na Chase'a i już widziałam, jak ostrzega mnie wzrokiem przed tknięciem choćby paluszkiem tego, co trzyma ten chłopak.

A co jeśli się nie dostosuję, braciszku?

- No wreszcie. Myślałem, że się nie doczekam - odezwał się Ryan.

- Okej, słuchać mnie. Każdy gracz, na którego wskaże butelka, wybiera czy woli odpowiedzieć na pytanie czy dostać wyzwanie. Jeśli nie wykona zadania lub nie udzieli odpowiedzi, musi wylosować karę spośród kilku przeze mnie zapakowanych. Może też wypić kieliszeczek, wedle uznania. Wszystko jasne? - Rozejrzał się po wszystkich, a na mnie zatrzymał swój wzrok najdłużej. Kąciki jego ust uniosły się chytrze, a czerwona lampka ostrzegawcza w mojej głowie, uaktywniła się, podpowiadając mi, że to jest ten czas, kiedy należy się wycofać.

Ale się nie posłuchałam.

Wszyscy pokiwaliśmy zgodnie głowami i Chase, jako gospodarz, miał już zakręcić butelką, ale przerwał nam męski głos. Głos, który był mi nad wyraz znajomy.

Don't try to save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz