Rozdział 5

194 4 6
                                    

Nie przypuszczałabym, że z perspektywy czasu aż tak emocjonalnie zareaguję na widok tego domu.

Będąc dzieckiem kochałam tu przyjeżdżać i wzbogacać się o nowe doświadczenia. Teraz też sprawiało mi to frajdę, ale nie na tak wysokim poziomie jak parę lat temu.

Stojąc w tym samym miejscu, jako nastolatka, zrozumiałam, że nic poza mną nie uległo zmianie. Nie przypominałam już tego małego szkraba, cieszącego się od ucha do ucha, który niegdyś spędzał tutaj wakacje. Cały ten entuzjazm zniknął gdzieś pod ciężarem zmartwień.

Chciałabym być tak szczęśliwa jak wtedy...

Przypomniało mi się budowanie babek z piasku na plaży, jazda na rowerze po okolicy lub zabawy w chowanego z Chase'm. Oboje śmialiśmy się wtedy w niebogłosy i stanowczo odczułam w późniejszych latach brak naszych kłótni o błahostki, które z czasem przerodziły się w poważne tematy do dyskusji.

Wszystkie te aktywności, mimo iż z każdym kolejnym krokiem w przyszłość były coraz bardziej odległe, to stanowiły dla mnie drogocenny diament, który do końca swojego życia zamierzałam chronić. To one poprzez rozrywkę nauczyły mnie definicji szczęścia i były początkowym urywkiem filmu, którego koniec nie był tak pozytywny, jak się zapowiadał.

Wygląd naszego małego, rodzinnego gniazdka, które uwiliśmy na fundamentach miłości, nie uległ presji czasu i nawet w drobiazgach pozostał taki, jak przy ostatnim naszym spotkaniu.
Białe ściany z elementami drewna, duże okna, spore i zadbane podwórko, o które troszczyli się bliscy znajomi rodziców, mający niedaleko swój własny domek. Wszystko było idealnie pod linijkę. Nawet lilie, będące ulubionymi kwiatami mojej mamy i które dawno temu zasadziła przed domem prezentowały się fenomenalnie.

Ostatni raz byłam tutaj cztery lata temu. Rodzice nie mieli potem wystarczająco dużo czasu, by przyjechać tu chociażby na tydzień. Brakowało mi tego miejsca. Wielokrotnie chciałam odwiedzić ten zjawiskowy zakamarek należący tylko do nas, ale Chase nie był wtedy jeszcze dorosły, a ja nigdy nie dostałam zgody rodziców na wyjazd w pojedynkę.

Z morza wspominek wynurzyło mnie dziwne, łaskoczące uczucie w okolicach szyi i dekoltu.
Spojrzałam w dół i ujrzałam zabrudzoną sukienkę, na której ślad zostawił tusz z moich zapłakanych rzęs. Łzy wyznaczyły liczne czarne ścieżki na mojej twarzy i spływały do momentu, aż nie zostały wchłonięte przez moją odzież. Makijaż, na który poświęciłam tyle czasu, błyskawicznie się rozmazał.

Odwróciłam się od domu i odeszłam kawałek w przeciwnym kierunku. Przy okazji dostrzegłam, kolejny samochód, który zatrzymał się obok Porsche mojego brata i grupkę chłopaków, wypakowujących bagaże z auta.

Czułam, jak coś boleśnie mnie poddusza, nie pozwalając ustać na prostych nogach. Na ślepo wybadałam dotykiem jakieś drzewo, o które mogłam się podeprzeć.

Zrobiło mi się słabo. Natrętna i zbyt wnikliwa analiza tego, co wydarzyło się przecież tak dawno nie służyła mi pod żadnym względem. Nie miałam możliwości przenieść się w czasie, dlatego nadeszła pora na podanie sobie dłoni z nieidealną teraźniejszością i zawarcie rozejmu.

Spuściłam głowę i próbowałam ogarnąć rollercoaster, który kręcił się w najlepsze w mojej głowie.

- Mad! - Rozległ się krzyk, ale wszystko wywróciło mi się do góry nogami. Nie byłam pewna czy podłoże pode mną nie miało się zaraz zapaść.

Czyjaś ręka poprowadziła mnie do samochodu i posadziła na jednym z tylnich siedzeń. Zadrżałam na ten niespodziewany dotyk, ale nie miałam energii, by się z nim spierać.

- Ej, co jest?

Burza emocji osłabiła mnie do tego stopnia, że uniesienie głowy stało się niemożliwe. Rozpoznanie głosu, który bez przerwy do mnie przemawiał także było niewykonalne.
Patrzyłam w dół i tylko dzięki butom, które ujrzałam zamglonym wzrokiem, potrafiłam wskazać zwracającą się do mnie osobę.

Don't try to save meOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz