Zamarłam. Nie wiedziałam czy gorzej było zrobić bardzo złe wrażenie na tym niewinnym słodziaku, czy spotkać któregoś z chłopców i wpaść w niemałe kłopoty. Mama zawsze powtarza, że życie to sinusoida i zawsze trzeba być gotowy na porażkę, ale też pamiętać, że zawsze przychodzi lepszy czas. Teraz najwyraźniej przyszedł czas na dolinę..
Stalismy na środku chodnika. Lustrował mnie wzrokiem, ja jednak nie opuszczałam głowy.
- Nic - rzuciłam szybko, po czym spróbowałam się przecisnąć koło niego.
Poczułam na swoim ramieniu silną, męską dłoń. Tygrys przyciągnął mnie przed siebie.
Nie ucieknę. Jest najszybszy w Lidze, dogoni mnie w sekundę lub dwie. Nawet nie ma co go kopać - miał talent do sztuk walk i uczył się ich od małego.- Nie jestem ślepy Amel - powiedział. - Wyszłaś z Vice, a przecież nienawidzisz United. To po pierwsze. Po drugie, jest niedziela. Po trzecie - według chłopaków już od jakiegoś czasu robisz takie akcje. Coś się dzieje, a ty..
Nie dokończył, bo znalazłam drogę ucieczki - jedna z moich ulubionych księgarni właśnie się otwierała. Mieli wyjście na równoległą ulicę. Na jezdni, o dziwo, ani śladu samochodów. Idealnie. Udało mi się wyrwać z uścisku i przebiec na drugą stronę. Wparowalam do środka. Całe szczęśćie moja zaprzyjaźniona sprzedawczyni była na kasie.
- Nie wpuszczaj typa, który zaraz tu wejdzie! - krzyknęłam po czym przecisnęłam się między jakimiś paniami do tylnego wejścia.
Nagle znalazłam się na ruchliwej ulicy. Kolano bolało mnie po kontuzji w meczu z Palma, kiedy to robiłam wszystko, aby zatrzymać Don Aldo. Niestety nie skutecznie i zapłaciłam za to urazem. Pociesznie było w tym, że chłopcy cierpliwie zaczekali, aż mi sie polepszy abyśmy mogli spokojnie wrócić do domu. Mimo to starałam się biec dalej, byleby mnie nie złapał.
Market? Nie. Wiktor, moj przyjaciel mieszka nie daleko, ale raczej go nie ma... Um.. Sklep sportowy. Albo nie.
Po może pół minucie musiałam przystanąć, bo trafiłam na ruchliwą drogę. Wtedy zauważyłam dom mojego wujka. Już miałam iść w tamtą stronę, ale z podjazdu wyjeżdżało właśnie auto, które według mojej wiedzy, należało właśnie do niego..
pobiegłam w lewo. Tam znajdowała się stacja kolejowa i mniej więcej początek dzielnicy w której mieszkał Grizz. Zaufaliśmy sobie do tego stopnia, że trzymam zapasowe leki Grizza na chorobę morską a on na moją lokomocyjną. Tak, byłby na mnie zły, gdyby dowiedział się co zrobiłam, ale nie nakapowałby tacie lub Rascie..Nawet nie wiem kiedy z lekką zadyszką trafiłam pod jego furtkę. Niestety zanim zdążyłam zadzwonić, ktoś złapał mnie od tyłu za obie ręce.
Spróbowałam się odwrócić. Na moje nieszczęście uścisk był za mocny i mogłam zauważyć jedynie skrawek jego czerwonych włosów. Starałam się jakoś wyrwać, ale powiedział:
- Amel, błagam cię, zaczekaj chwilę. Martwię się o ciebie...
Niemal nieznajomy mi piłkarz martwi się o mnie. Świętnie.
Japończyk puścił mnie i lekko zakłopotany wydukał:
-Po prostu.. Wsadzą cie do więzienia..
-Po pierwsze - zawieszą. Po drugie - kto powiedział, że mnie złapią?
Wiem, jestem zbyt pewna siebie. Ale to wynik moich wcześniejszych doświadczeń..
- Błagam cię, nie mów nikomu co tu się stało.. Mogę iść już do domu?
Starałam się zrobić niewinną i zranioną minkę aby wywołać poczucie litości. Nauczyłam się tej sztuczki w Hollywood od mojej znajomej aktorki.
Zadziałało - chłopak nagle jakby posmutniał.
- Ja.. Ale nie będziesz chodzić na miasto po nocach, zgoda?
- Zgoda. - Skrzyżowałam ramiona, tak aby wyglądało jakby było mi zimno.
- Odprowadzić cię?
Pokiwałam głową. Chyba naprawdę potrzebowałam kogoś u mojego boku.
Szlismy w ciszy. Co jakiś czas wskazywałam drogę.
Jak chłopcy się dowiedzą.. Boss mnie zabije. Mam teczkę, więc kolejnych wycieczek nie będzie.. Teraz tylko do domu, spławić tego słodziaka i sprawdzić akta Maxa. Lub może raczej Maxów..
Doszliśmy do naszej ulicy. Było pięknie - z tej strony przechodziło się przez zieloną alejkę. Słońce delikatnie przygrzewało. To było jedno z moich ulubionych miejsc w okolicy..
Przyspieszyłam kroku, bo na szosie pojawli się zawodnicy United w złotym składzie: Automatic, Skarra, Dingaan i Dooma.
Nie patrz na nich, nie patrz na nich...
- Dokąd się tak spieszysz, Ami? - zaczął zadziornie ciemnoskóry mężczyzna z białą opaską na głowie, której dokładnego przeznaczenia nigdy nie rozumiałam.
- Nie nazywaj mnie tak - odparłam.
Głupia, dałaś się sprowokować!
- Nie ma co się tak ciskać! Grzecznie zapytałem.. Ale naprawdę ciekawe czemu nasza księżniczka nie siedzi w domku..
- Jeszcze raz i obetne ci jaja, bo najwyraźniej tylko to może nauczyć cie jakiegokolwiek szacunku.
Skrętny Tygrys, który przed chwilą był parę metrów dalej, podszedł do mnie z zamiarem odciągnięcia mojej uwagi od Niepokonanych.
- Amel, nie powinnaś.. - Stanął między mną a Auto.
- Jasne, jasne.. Wracajmy już.
Pociągnęłam go w stronę mojego domu. Co było bardzo nieodpowiedzialne..
Chłopcy zagwiżdżeli. Neandertalczycy czy co?
Zanim się obejrzałam byliśmy już pod furtką mojego terenu. Pożegnałam się szybko z Japończykiem i wbieglam do domu. Nie sprawdziłam, czy wrócił do siebie.
Usiadłam na kanapie przy okazji budząc Bini. Ta jednak zamiast wrócić do spania, zaczęła sprawdzać torbę, która leżała koło mnie.
- Zostaw to. - Tknieta przeczuciem wygrzebałam teczkę Maxa.
Otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Na samym początku zauważyłam dobrze znajomą mi czcionkę. Potem datę urodzenia, grupę krwi i e końcu adres zameldowania.. "Johannesburg, RPA". Nie wyjechali.. To niemożliwe! Po co? Mógł wrócić do Anglii. Może Vince.. Mają wrócić? Przekona zarząd Ligi?
Hm. Nic w tej sprawie na razie nie zrobię..- Chyba trzeba to wrzucić na dno biurka, maleńka..
Nagle uslyszałam sygnał oznacz jacy przyjście nowej wiadomości. Sprawdziłam wyświetlacz.
Mara?
Weszlam w komunikator. Według naszej pilotki właśnie skończyli transportować bagaże ElMatadora.
Super,jeszcze on..
YOU ARE READING
Dziewczyna z numerem 11 AU
Fiksi PenggemarAU do moje książki o supa strikas. Amel skończyła studia i od prawie dwóch lat odnosi sukcesy w Super Lidze. Do Strikalandu sprowadzają się nowi zawodnicy, w tym Skrętny Tygrys z Nakamy. Chłopak od dawna podkochuje się w "królewnie futbolu", lub jak...