Księga VIII (Siła przysięgi)

244 88 11
                                    

Lacar nie miał na to odpowiedzi. Wisiała nad nim przysięga, którą złożył królowej, że nie wyda córki za mąż póki Ennis w całości nie wyzdrowieje. No i tak to się przeciągało... parę grubych lat. Jego córka chyba jest pierwszą w historii kontynentu kobietą z najdłuższym stażem narzeczeństwa. Chciałby mieć już to z głowy, ale nie mógł. Wtedy kpił z magii tego typu, dziś pluje sobie w brodę. Owa przysięga była czymś czego nie dało się złamać, czego nie dało się odwrócić, odczynić, czy jakkolwiek zmienić i sam nadawca nie mógł jej cofnąć, nie istniała żadna siła aby ją unieważnić. Przysięga raz złożona krążyła po świecie, ale przede wszystkim wokół obu osób nią złączonych, w zależności czego dotyczyła. Jedynie śmierć którejś ze stron, zwłaszcza nadającej to magiczne fatum zrywała więź. Gdyby umarł odbiorca przysięga wygasała po prostu samoistnie, chyba, że dotyczyła jeszcze kogoś... Ten kto był z nią połączony nie mógł zabić, ani nawet zlecić zabicia nadawcy, nawet w myślach, tak więc przysięga była jednocześnie immunitetem. Ogólnie pogmatwana sprawa i wielki niefart, że się tak okazało, że Enn, matka Saghiry i żona Lacara jest tą jedną na ileś tam milionów rozumnych istnień, która dysponuje taką orientacja w magii. Niezwykle rzadka umiejętność, nie do przeskoczenia... i niesamowicie denerwująca. Najbardziej księżniczkę, która naprawdę czekała na swój ślub od kiedy skończyła 14 lat, księcia miała jak z bajki, Veriel był przystojny, szarmancki, nieraz wyobrażała sobie z nim życie, oczywiście kolorowe jak to w baśniach. Parę razy nawet próbowali się pobrać potajemnie, ale jedno i drugie było zbyt dobrze pilnowane. Pocałować się mogli jedynie w policzek i to w ciemnym zakamarku, gdy przyzwoitka przymykała oczy podczas kichania. Najgorzej było utrzymać Saghirę w zamku, z dala od mężczyzn. Figurę miała aż nazbyt kobiecą, co przyciągało spojrzenia nie tylko płci przeciwnej, z twarzy natomiast był taka sobie, ani ładna, ani brzydka. Obsypana piegami aż po ramiona, gęste, płomienne włosy i szare oczy jak niebo przed burzą.

Król Hillcrest miał nadzieję na scalenie obu państw po ślubie, ale jedyne co mógł zrobić to otworzyć bramy. Taką złożył obietnice ludowi króla Earthbounda, syna starego Earthbounda, że jeszcze przed ślubem księżniczki będą mogli się przemieszczać po całym kontynencie, a jak już się przekonał przysięga to rzecz święta. Do tego chciał żeby dobrze go postrzegano i mówiono o nim w samych superlatywach. Miał małą obsesję na punkcie swojego wizerunku, zwłaszcza, że wielu wpływowych ludzi mu się przyglądało i nie chciał być niesłowny.

Z daleka dało się usłyszeć czyjś regularny krok i do sali zaraz wszedł Forpelio.

- Panie... Pani... - Ukłonił się i na tych formalnościach zakończył przywitanie. Dobrze wiedział gdzie szukać króla i go znalazł, a widok choć skulonej to nagiej księżniczki w wannie nie był dla niego czymś od czego mógłby być zażenowany.

- Z czym do mnie przychodzisz, przyjacielu? - Mruknął Lacar przenosząc pełne skupienie na dowódcę.

- Królu, lochy są przepełnione, musimy coś zacząć robić z więźniami... może prace fizyczne? Dla złodziejaszków i rozbójników to dobra kara.

Rudowłosa boczyła to na jednego, to na drugiego. Miała wrażenie, że jej nie zauważają, że ogólnie jest mało ważna skoro nie szanują jej prywatności. Saghira miała ich dość i oni jej. Z końca w koniec, razem robili sobie na złość lub wcale się nie dostrzegali.

- Kopalnie? Nie... Złodzieja nie posyła się do skarbca na przerzucanie złota... - Odpowiedział sam sobie zadumany król. - W porządku, poślij ich na budowę świątyni, akurat są upały, niech się...

- O litości! Czy wy nie macie gdzie ze sobą rozmawiać?! - Wcisnęła swoje rozzłoszczenie między ich zdania.

Król spojrzał jakby znudzony po czym przestawił parawan i rozciągając go na całą szerokość zasłonił wannę. Forpelio ukradkiem patrzył jak twarz księżniczki znika za malowniczą mandalą. Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. W tym czasie księżniczka sama się obmyła, osuszyła i ubrała. Nie przysłuchiwała się wcale, nie musiała, bo jakby chcieli coś przed nią ukryć to na pewno nie za tym kawałkiem cienkiego materiału. Wyszli. "Wezwijcie guślarkę!", usłyszała przez szczelinę pod drzwiami, na co przewróciła oczyma wydając z siebie przeciągłe i jakże leniwe ryknięcie. Usiadła na taboretce z założonymi rękoma na piersi. Guślarek było sześć i regularnie sprawdzały czy księżniczka wciąż jest dziewicą. Do ślubu musiała pozostać przecież czysta. Każde jej wymknięcie się z zamku skutkowało wezwaniem guślarki. Gdyby tylko król wiedział jak chytra jest jego córka to dałby spokój już tym starym babom.

Urok JarzębinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz