Księga XXIII (Koń warty uśmiechu Króla)

90 57 6
                                    


- Przywieźliśmy prezent dla księżniczki, mam nadzieję, że się Panience spodoba. Koń z królewskiej stadniny, rodowity Boem, o maści rzadko spotykanej. - Powiedział Sod wskazując dłonią na prowadzonego przez giermka konia.

Sagirze oczy prawie wypadły z orbit na ten widok. Takiej niespodzianki jeszcze w życiu nikt jej nie sprawił, nie tak dużej.

- Ojcze, czy wzrok mam dobry, czy to koń dla mnie?! - Zawyła jak cielę, aż uszy zwiędły.

- Tak Panienko, to podarek dla Ciebie. - Zachichotała Nomi kołysząc biodrami. - Czyż nie jest piękny? - Zaczęła się zachwycać razem z nią. - Sporo pracy włożyliśmy by dobrze Ci służył. Jest bardzo łagodny i posłuszny, nie opiera się, można nim jechać pędem, skakać, nawet robić różne manewry. - Mówiła bardzo szybko, aczkolwiek zrozumiale. - Jak na młodego konia jest bardzo wyrozumiały.

Saghira zaczęła głaskać konia po grzbiecie nosa, grzebieniu twarzowym i sankach, a on z zaciekawieniem chłoną jej postać jednym okiem. Lekko przechyliła głowę w jej stronę jakby chciał żeby go przytuliła.

- Czy nadaliście mu już imię? - Zapytała ruda księżniczka.

- Likier, ale... możesz go nazwać inaczej. - Nomi trochę się zawahała.

- Nieeee, Likier to idealne imię dla tego konia, odpowiada mu kolorem i do tego jest słodki. - Odparła wielce zauroczona prezentem.

Lacar uśmiechnął się do drugiego króla. To było coś wartego zapamiętania, gdyż na trzeźwo mało kiedy operował mimiką wskazującą na zadowolenie. Sod uznał to za dobry znak, chyba zdobył uznanie.

- Czy będę mogła się nim przejechać... jak odpocznie, może jutro? - Zapytała Saghira szukając w oczach ojca pozwolenia.

- Tak, ale jutro. - Chwilę się zastanawiał, czy oby ta decyzja była słuszna - Jutro będziesz mogła się wybrać na przejażdżkę konną. Pojedziesz z księżniczką Nomi i że strażą, a my, mężczyźni udamy się na polowanie. - Postanowił. - Macie coś przeciwko temu planu? - Zapytał złączając luźno dłonie przed sobą.

-Nie, królu. - Sod potwierdził zaprzeczeniem, a Veriel dołączył do odpowiedzi cichym "nie".

~~~~~

Biesiada przygotowana. Talerze pełne smakowitości w bogatych kolorach. Mięsiwo, warzywa, owoce i wszystko co wczesna jesień dała. Służące napełniły pierwsze kielichy. Wynajęty grajek trzymał w gotowości bałałajkę, do pomocy miał jeszcze drugiego śpiewaka i trzecią artystkę, która dzierżyła w dłoni sopiłkę. Oba instrumenty były z kraju z południa skąd pochodziła rodzina Earthbounda. Hillcrest chciał, aby czuli się jak u siebie, więc szukał ludzi, którzy znają ich kulturę, choć wcale nie różniła się ona tak bardzo od tej z północy, to jednak zależało mu na komforcie gości.
Z jednej strony stołu zasiedzieli Hillcrestowie, z drugiej Earthbound ze swoją żoną i dziećmi. Wszyscy mieli dobry widok na rycerzy obu władców, którzy wyczekiwali przemówienia gospodarza.

"Chciałbym na początku podziękować za ten wspaniały... i wcale nie skromny prezent dla mojej córki, z pewnością splecie ich więź równie silna jaka jest pomiędzy Verielem i Saghirą." - Zwrócił się z uśmiechem do rodziny Earthboundów. - "Obietnica jest obietnicą, więc i drogi do mego królestwa zostały otwarte dla was... bo zanim..." - Lacar spojrzał na Ennis, w której oczach odbijały się światła świec, choć nie patrzyła bezpośrednio na niego to wiedział, że wyraża zgodę na wydanie oficjalnie informacji o ślubie, o którym to już rozmawiali wcześniej. - "Zanim kolejna jesień przykryje swym złotem i czerwienią nasze ziemie... następne spotkanie będzie już na zaślubinach. Niech nasze granice staną się jedynie wspomnieniem!" - Uniósł rękę z pełnym kielichem wysoko ponad swoją głowę. - "Wypijmy za to!"

Urok JarzębinyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz