Rozdział 15 - Nowy York

128 0 0
                                    

07.06.2022
Nowy York

Wiecie, co było na moim nie udanym ślubie z Chris'em? Otóż były tam media. A wiecie, co te media teraz robią? Otóż wszystkie obecne tam media i nie tylko huczą o mojej ucieczce sprzed ołtarza, a portale plotkarskie zastanawiają się kim był chłopak, do którego samochodu wsiadłam. Samego Kaia mocno cała ta sytuacja śmieszyła, a ja miałam raczej neutralne podejście lecz mimo wszystko obawiałam się, że Singh będzie próbował się zemścić. Czułam we wszystkich kościach, że po moim powrocie do miasta nie będzie tak jak przedtem jeszcze nie wiedziałam dokładnie o co może chodzić, ale dałabym sobie rękę uciąć, że intuicja mnie nie zawodzi.

Bynajmniej nie chciałam za bardzo o tym myśleć, ponieważ byłam zmęczona ciągłym zamartwianiem się. Teraz zamierzałam wrócić do pracy zarówno w kawiarni jak i restauracji i zamierzałam to ciągnąć tak długo jak będę w stanie. Właśnie dlatego już o 6 rano stałam przed drzwiami kawiarni i czekałam na Billa, który pojawił się jak zwykle punktualnie, a na mój widok przystanął i rozłożył ramiona. Bez chwili wahania przyjęłam zaproszenie i wpadłam w nie.

- Czytałem o wszystkim w internecie i zastanawiałem się kiedy przyjdziesz. Nawet nie wiesz jak ulżyło mi na twój widok, obawiałem się, że coś poszło nie tak już po ucieczce i, że cię złapali. - Powiedział po dłuższej chwili.

- Jak widać jestem tu. A przyszłam w celu, którego się chyba domyślasz.

Bill otworzył drzwi wpuszczając mnie do środka i rzucając w moją stronę.

- Wiesz gdzie jest wszystko, i co trzeba zrobić więc się nie obijaj bo nie za to ci płacę. - Z tymi słowami zniknął na zapleczu.

Ja natomiast jak za każdym razem gdy przychodziłam na poranną zmianę zabrałam się za zamiatanie podłogi, ogarnianie ogródka i ustawianie nowych słodkości na witrynce. Lubiłam takie poranki, ponieważ dzięki wczesnej porze panował tu zupełny spokój, co było naprawdę przyjemne biorąc pod uwagę wieczny chaos panujący w mieście i moim życiu.

Za to już o 7 lokal wypełnił się ludźmi po same brzegi i zapanował niezły harmider, który jak zwykle było ciężko ogarnąć, ale szczerze wam powiem, że lubiłam ten harmider, ponieważ było w nim coś niezwykłego. Gdy pierwsza fala ludzi przeszła i gdy w założeniu mieliśmy mieć trochę luzu kawiarnia wciąż była pełna ludzi, a wszystkie stoliki pozostawały zajęte głównie przez turystów, ale znalazła się również garstka młodzieży, która musiała zrobić sobie wagary.

W chwili gdy czyściłam ekspres kątem oka zobaczyłam stałą klientkę, której kiedyś śpiewałam sto lat, ale tym razem na towarzyszył jej mąż, co było dziwne, ale postanowiłam nie wnikać za bardzo i zaczęłam ją dyskretnie obserwować. Kobieta kupiła mini torcik taki jak parę tygodni temu jej mąż kupił dla niej i wbiła w niego świeczkę i mogłam to sobie tylko wmówić, ale wydawało mi się, że zaczęła cicho śpiewać najbardziej znaną urodzinową piosenkę. Odrzuciłam ścierkę, którą trzymałam na bok i ruszyłam w jej stronę i nie myliłam się faktycznie to robiła. Zajęłam miejsce naprzeciwko niej i zagadnęłam.

- Dzień dobry proszę pani, mam pytanie. Czy przypadkiem nie miała pani urodzin kilka tygodni temu? A i gdzie podziewa się pani mąż?

- Dzień dobry kochanie. Masz rację ja już miałam urodziny, ale dziś obchodzi je mój mąż, ale nie mógł tu dziś być... - Urwała, a po chwili namysłu dodała ze łzami w oczach. - Już nigdy nie będzie mógł tu przyjść.

UWIĘZIONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz