Rozdział 22

35 2 0
                                    

Allie

Obudziłam się i odprawiłam poranną rutynę. Ubrałam białą bluzkę na krótki rękaw oraz jeansowe szorty. Włosy miałam rozpuszczone. Gdy przed lustrem stwierdziłam że wyglądam nieźle, zeszłam na dół do kuchni.

Od razu na wejściu usłyszałam.

- Niespodzianka! - od rodziców, Bryana, Trish oraz Coltona. - Wszystkiego najlepszego, Allie.

Nagle mnie olśniło. Przecież dziś są moje urodziny. Całkiem o tym zapommiałam. Dziś kończę 19 lat.
Zobaczyłam że wszyscy stali w kuchni przy stole, na którym to był waniliowy tort.

Podeszłam do nich a oni kazali mi najpierw zdmuchnąć świeczki. Szybko to zrobiłam uprzednio myśląc życzenie.

Wszyscy zaczęli mi bić brawo. Potem przechodziłam od każdego, aby być wyściskana. Rodzice, Trish, Bryan no i na końcu mój Colton. On mnie jeszcze dodatkowo pocałował co było bardzo przyjemne. Bryan zagwizdał na to, a my się zaśmialiśmy.

- Dziękuje, że pamiętaliście.

- No jasne. Jeszcze mamy coś dla ciebie. - powiedziała mama.

- Naprawdę? Nie trzeba było... - mówiłam rumieniąc się.

- To dla ciebie. - powiedział tata wręczając mi małe pudełko. Mama stała tuż obok niego, a on obejmował ją ramieniem. Hmm. - Ode mnie i mamy.

W środku był srebrny naszyjnik ze znakiem nieskończoności. Był naprawdę piękny.

- Jest piękny. Dziękuje wam. - Ponownie przytuliłam się do rodziców. Pamiętam że kiedyś chciałam taki mieć, jeszcze jak rodzice byli razem. Mimo wszystko pamiętali. Dałam go Coltonowi a ten pomógł mi go zapiąć na szyji.

- Jest cudowny. - powiedział, patrząc na mnie. Jednak zauważyłam że patrzył mi w oczy. Zarumieniłam się gdy na mnie patrzył.

- Dobra teraz mój. - powiedział Bryan i wręczył mi małą skórzaną branzoletkę, podobną jaką ma on i Colton.

- Dzięki. - przytuliłam go a po chwili Trish odciągnęła mnie na bok.

- Trish, co ty...?

- Zobacz mój. - otworzyłam torbę którą mi dała. W środku była czarna koronkowa bielizna. Aż się na to zarumieniłam.

- Trish...

- No co. Coltonowi szczęka opadnie z wrażenia. - powiedziała a ja bardziej się zarumieniłam.

- Ty wariatko.

- Oj tam. - przytuliłam ją do siebie. Dołączyliśmy do reszty, a ja podeszłam do Coltona. Ten teraz odszedł ze mną na bok.
Znów mnie namiętnie pocałował.

- Oh Colton.

- Co tam, piękna?

- Ktoś ci mówił że niesamowicie całujesz?

Ten się zaśmiał i ponownie mnie pocałował.

- Nie martw się, też mam dla ciebie prezent, tylko nie tutaj. Jest u mnie w domu.

- Nie musisz mi nic dawać. To że mam cię przy sobie mi w zupełności wystarczy. To ty jesteś moim prezentem, kowboju.

- Oh Allie...a ty jesteś moim. Jednak dalej mam prezent, więc...chodźmy potem do mnie.

- Z chęcią.

- Dobra kochani. Trzeba chyba zjeść ten tort.

Powiedziała mama i wszyscy razem usiedliśmy przy stole i każdy ukroił sobie kawałek tortu. Gdy tak jedliśmy to rozmawialiśmy na różne tematy. Colton spojrzał na mnie i się lekko zaśmiał.

- No co? - spytałam.

- Masz kawałek tortu na twarzy.

- Gdzie? - chciałam zgarnąć go rękami, jednak Colton przysunął się i zlizał mi go z policzka. Cała się zarumieniłam.

- Colton...

- Jesteś piękna i słodka.

Powiedział na co zakryłam twarz rękoma.
Jak jednak nie kochać tego chłopaka.

Po jakimś czasie ja i Colton byliśmy już u niego na ranczu. Prowadził mnie do stajni.

- Niech zgadnę...proponujesz mi przejażdżkę?

- Coś w ten deseń...ale to potem. Najpierw... - wtedy przyprowadził ze stajni Delę. - ...Dela jest twoja.

- Co?

- Koń należy do ciebie. Oficjalnie. To mój prezent. - przyprowadził mi Delę a ja ją pogłaskałam.

- Colton...to miłe. Ale nie mogę go przyjąć.

- Dlaczego?

- No bo...

- Allie...wiem że z tym koniem jesteś bardzo przywiązana. Ona tak samo cię polubiła. Proszę...weź ją.

- Ale Colton...ja nie mam nawet stajni.

- To nic. Wystarczy że się nią zaopiekujesz, a reszta przyjdzie później.

- No nie wiem.

- Proszę Allie...

- No...dobrze...witaj Dela... - pogłaskał znów klacz, a ona zarżała. - hahah...

- To nie wszystko. - wtedy Colton przyprowadził ze stajni również Rudego. - mam jeszcze coś.

- Serio?

- Serio. Jedź za mną. Może nadążysz.

Colton szybko wsiadł na Rudego i ruszył z kopyta z rancza. Ja nie próżnowałam i wsiadłam na Delę i ścigałam się z Coltonem. Z kierunku gdzie jechaliśmy wywnioskowałam gdzie dokładnie mnie prowadzi.

Do naszego miejsca.

DreamstoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz