Rozdział I

14 3 0
                                    

                                                                     (Allison – 13 lat, Luke – 10 lat)

Ja i Luke wychowywaliśmy się na ulicy, a żyliśmy z tego, co ukradłam.

Na nasze nieszczęście (przynajmniej na moje) w końcu nas znaleźli i wsadzili do domu dziecka. Nikt nie chciał mnie adoptować, ze względu na moją wielką bliznę na lewym oku.

Nie pamiętam dokładnie jak ta rana pojawiła się na mojej twarzy.

W zasadzie, to nic nie pamiętam z tego co się wydarzyło, poza śmiercią matki.

Każdy chciał adoptować mojego brata, bo był przecież ładnym chłopcem, o którym marzył każdy rodzic.

Ja byłam niegrzeczną dziewczynką, w dodatku z raną na pół ryja. Nikt by nie chciał takiego dziecka i jak myślałam od początku, kiedy nas złapali, tak właśnie było.

Każda rodzina czy osoba która chciała adoptować mojego brata, miała do czynienia ze mną i moim małym scyzorykiem, który kiedyś znalazłam na targowisku.

                                                                                    * * *

Weszłam do pokoju. Widziałam opiekunkę, która stała i pilnowała Luka. To była najbardziej chamska kobieta jaką znałam.

Ogólnie osoba.

Stała nad moim bratem i się na niego darła (chyba na całe gardło). Luke siedział na kolanach z otwartą walizką obok, a do niej wpakowywał ciuchy i swoje rzeczy.

Wkurzyłam się, kiedy zobaczyłam, że z jego błękitnych oczu lecą łzy.

Podeszłam do nich bez zastanowienia, z wkurzeniem na mojej twarzy.

- Co wy robicie z moim bratem?! - wydarłam się na nią, kiedy stanęłam naprzeciw niej, aby zasłaniać Luka.

- Pewne małżeństwo zdecydowało się na adopcje twojego brata, więc się pakuje.

Poczułam pęknięcie czegoś we mnie.

Znowu poczułam deja vu.

Najpierw ojciec, później matka, a teraz mój brat?

Nie...

Nie, ja się na to nie zgadzam! Do diabła!

Podbiegłam do niej bez chwili zastanowienia i wyciągnęłam kastet ze swojej kieszeni.

- Uważaj co robisz, dziwko. - powiedziałam jej prosto w twarz, prawie ją (specjalnie) opluwając.

- Takie słowa w takim wieku? - podniosła się, udawając zdziwienie.

- Nie pierdol, ty też tak mówisz.

- Że ja? - prychnęła. - Chyba ci się coś przewidziało.

- Ja nie wychodzę na papierosa przelizać się z jakimś czternastolatkiem. - uśmiechnęłam się złowrogo.

Zauważyłam na jej twarzy wkurwienie.

Byłam zadowolona z siebie.

Czułam satysfakcję.

Słyszałam jak jej serce bije szybciej. Szybciej, szybciej i szybciej.

- Lepiej uważaj co robisz dziewczynko... - powiedziała mi swoim suchym głosem.

- Albo cofasz te papiery o adopcji mojego brata, albo pogadamy całkiem inaczej.

- Nie wycofam tych papierów tylko dlatego, że ty tego chcesz! Ludzie którzy marzą o dziecku będą szczęśliwi z twoim bratem, a ty się jeszcze odszczekujesz?!

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz