Rozdział VI

5 2 0
                                    

Szłam przez korytarz szkolny zapatrzona w telefon.

Niezbyt mnie to obchodziło co się dzieje.

Schowałam telefon do kieszeni i oparłam się o ścianę.

Zobaczyłam Lunę z Merle i Charlotte. Coś mi w tym wszystkim nie pasowało.

- Może chciałabyś do nas dołączyć, co? - powiedziała Merle do Luny.

- A niby po co? - zapytała się Luna.

- Żeby nękać Allison, a niby po co?

- No was chyba posrało.

- Oczywiście, że nie. Nie widziałaś jak ona wygląda? Jak się zachowuje? - zapytała się Charlotte.

- Widziałam, no i co z tego?

- Kurwa, nie pytaj się głupio, tylko mów czy się zgadzasz czy nie.

- Oczywiście, że nie, co to w ogóle za pytanie.

- Jeszcze tego pożałujesz! Gorzko pożałujesz! - powiedziała wkurzona Charlotte.

- Mam w to wyjebane! - powiedziała Luna na odchodne.

Kiedy Charlotte i Merle poszły, Luna wyglądała na wkurzoną i oparła się o ścianę. Podniosła pięść i walnęła ją o ścianę, obok niej.

Byłam trochę zmieszana. Nie wiedziałam, co się dzieje.

Zawsze, jak ktoś dochodził do naszej klasy (co zdawało się dosyć rzadko), chciał mnie gnębić z innymi.

Podeszłam do Luny z niewiarygodnością.

Szturchnęłam ją.

- Mogę wiedzieć, po co ci to było? - zapytałam się nią, a ona popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.

- Co było? - zapytała się mnie, ze zdziwieniem we twarzy.

- Czemu się nie zgodziłaś, żeby mnie gnębić razem z szarlotką i jej przydupasem?
- Bo uważam, że jesteś fajną dziewczyną i nie należy ciebie gnębić, o to, że inaczej wyglądasz.

- Ty też inaczej wyglądasz.

- Wiem, bo jestem demonem. Demony zazwyczaj nie mają innego koloru skóry, niż kremowy czy taki czarny.

- Tsa, wiem o tym.

- To ja już idę. - powiedziałam niepewnie.

- Idź, idź.

Poszłam, chociaż byłam do tego wszystkiego przekonana z dość... Dużym dystansem.

Nikomu nie byłam w stanie zaufać. Jedynie Luke'owi. Ale nawet do niego powoli zaczęłam tracić zaufanie. Tyle razy mu mówiłam, żeby nie ufać żadnemu, obcemu człowiekowi. Ale z tego co widziałam, od kiedy zaczęliśmy chodzić do tej szkoły, moje słowa miał głęboko w dupie.

Ale, że ona się nie zgodziła?

Albo chcę ze mnie zrobić idiotkę, albo chce se narobić wrogów w pierwszym tygodniu chodzenia do szkoły.

Stanęłam przy tablicy korkowej, na której wisiały ważne ogłoszenia, czy inne wiadomości.

Widziałam nowe zaginięcie.

Ach, co za piękny widok.

Najpierw Astra, teraz Noah.

Ach, robi się co raz piękniej, na tym żałosnym i pustym świecie, w którym jest tyle kretynów.

                                                                                  * * *

Luna przyczepiła się mnie, jak magnez do lodówki. Miałam tego serdecznie dosyć. Co chwilę za mną latała i gadała, przez co zrobiło się więcej plotek, że ja i ona jesteśmy parą.

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz