Rozdział III

6 2 0
                                    

Dowiedziałam się, że bachory z klasy Luka znęcają się nad nim. Widziałam to po jego wyrazach twarzy. Z dnia na dzień był bardziej przygnębiony, smutny i obojętny. Parę razy widziałam go z podbitym okiem, różnymi plastrami i bandażami. Nic mi nie było wiadome na ten temat. W końcu sama poszłam do jego szkoły i robiłam wszystko, by nikt mnie nie zauważył i przypadkiem nie wyrzucił.

Mój brat podszedł pod klasę gdzie miał lekcje.

Rozglądał się.

- Hej Luke! - krzyknął jakiś chłopak i do niego podszedł z uśmiechem na twarzy.

- O, cześć Sam. - przywitał się z nim mój brat.

- Słuchaj, mam do ciebie pytanie.

- Jakie?

- Twoja skóra jest czarna jak smoła, czy mógłbyś się w końcu umyć?

- C-co... N-nie... - mówił złamanym głosem.

Wokół całej klasy rozległ się śmiech.

Każde dziecko się śmiało, poza moim bratem.

On wyglądał jakby miał się zaraz rozbeczeć na oczach wszystkich, jednak z tym walczył.

- Hej, patrzcie! - odezwała się jedna dziewczyna tapeciara, taka typowa dziwka. Topik i krótkie spodenki. - Żyd przyszedł do szkoły!

Rozległ się jeszcze większy śmiech.

Ona i ten cały Sam, byli chyba z siebie dumni.

Miałam ochotę rozszarpać każdego z osobna.

W końcu nie wytrzymałam. Podeszłam do nich, bo nie byłam już w stanie oglądać na cierpienie mojego brata.

- Hej! - powiedziałam przybliżając się do nich bardzo szybko.

- Czego chcesz tubylcu? - odezwała się jedna gówniara, którą miałam totalnie w dupie.

- Zostaw go. - powiedziałam, przybliżając do siebie Luka.

Po jego minie można było teraz wyczytać zdziwienie.

- A bo co mi zrobisz? Postraszysz swoimi rodzicami, nigerami?

- Powiedziałam zostaw go! Czy wyrażam się nie jasno?!

- Tak kurwa, bo jesteś niedorozwinięta! - wydarł się jeden z takich typowych przydupasów tego całego Sama, żeby się mu przypodobać. - Nigdy go nie zostawimy, ponieważ jest inny!

Wszyscy śmiali się w niebo głosy.

Luke nagle wtulił się w moją klatkę piersiową, szukając w niej nadziei, lub chociaż pocieszenia od mojej strony.

Ok, zróbmy to.

                                                                                       * * *

Stałam nad ciałami we krwi. Trzymałam w ręku nóż, również był cały we krwi.

Wszystko było we krwi. Kiedy trzy od schowka szkolnego się otworzyły, myślałam, że zejdę na zawał. Na szczęście był to tylko Luke.

Wszedł do środka.

Wyglądał, jakby zobaczył ducha czy inne cholerstwo.

Po chwili złapał się za usta a jego twarz pobladła.

- Alli... - powiedział dosyć cicho.

Mój uśmiech się poszerzył. Można było wnioskować, że znowu zmienił się w psychopatyczny.

- Mówiłam, żeby nie ufać ludziom... - mówiłam cicho i poważnie. Ponownie się uśmiechnęłam. - Ale ja cię będę przed nimi chronić...

- Allison... - wykrztusił. - T-ty nie możesz tak postępować...! - jego głos się łamał. Było to bardzo słychać. - T-to jest chore, to co t-ty r-robisz...!

- Może i tak... - mój uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, co czułam przez ból moich policzek. - Ale liczy się tylko twoje bezpieczeństwo... I słowa mamy...

Stanęłam w bez ruchu.

Luke się przeraził patrząc na mnie.

Nie dziwię się.

Wyglądałam, jakbym miała go zaraz zadźgać na śmierć.

- Słuchaj... - odezwał się. - To nie może tak być, że ty zabijasz innych ze względu na mnie...!

- A czemu nie?

- Bo to jest chore Allison! Lecz się kobieto!

Nagle było słychać odgłosy syren. Chyba policyjnych.

Wzięłam Luka za rękę. Otwarłam okno i wyskoczyłam z nim przez nie.  

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz