Rozdział XI

3 1 0
                                    

Było już po lekcjach. Luna zaproponowała, żebyśmy poszły do jej domu. Nie odmówiłam.

Obawiałam się, że mogłaby sobie coś zrobić, czego nie chciałam, nie wiedząc z jakiego powodu.

Miała mały, ale przytulny dom. Kiedy weszłyśmy do środka, zamiast przed pokoju była mała kuchnia, później salon, w którym podobnie spał jej ojciec, mały pokoik połączony z łazienką i pokój Luny. Weszłyśmy do środka. Był podobny rozmiarów do mojego pokoju. Ściany były pomalowane na biało - niebiesko, a panele były czarne. Miała duże łóżko, które znajdowało się w boku pokoju. Było dokładnie takie samo jak moje. Biała komoda, na której znajdował się telewizor i parę poukładanych zestawów lego i puzzle 3D w kształcie wieży Eiffla i Statuy wolności. Szafa a obok niej dwa regały, na których znajdowały się masy książek, każdego gatunku. W rogu było biurko z małą lampką, laptopem i tabletem, na którym znajdował się mały rysik do rysowania, co wiele zdradzało. To był tablet graficzny do rysowania. Obok biurka znajdował się stojak na płótno. Na dole były płótna, razem z farbami. Popatrzyłam na górę. W jej pokoju znajdowały się świecące lampki, co oddawały klimatu jej pokoju.

Nie mogłam się powstrzymać. Usiadłam na jej łóżku, chciałam sprawdzić, czy ma tak samo wygodny materac jaki mam ja.

- Wygodne masz to łóżko. - powiedziałam dosyć cicho, nie mam pojęcia dlaczego.

- A dziękuję. - powiedziała z uśmiechem na twarzy.

- Wygodniejsze niż moje.

Przez chwilę trwała cisza. Nie wiedziałam po prostu co powiedzieć, a Luna też nie kwapiła się do odpowiedzi.

- Tooo. - w końcu zaczęła po trwającej zbyt długiej ciszy, którą pewnie odczuła, tak samo jak i ja. - My jesteśmy przyjaciółkami?

Popatrzyłam na nią, jak na głupka.

- Przyjaciółkami? - zapytałam

- No tak.

- Em... W zasadzie, to... - na chwilę przerwałam, a Luna popatrzyła się na mnie. - Ja po prostu nie wiem co oznacza ,,przyjaźń" i ,,miłość".

- Naprawdę nie wiesz? - usiadła obok mnie, patrząc w moje oczy.

- No... Nie wiem... - patrzyłam na nią wryta jak nie wiadomo w co. Jej wzrok działał na mnie inaczej niż każdy do tej pory.

- Więc. - zaczęła. - Przyjaciele to są ludzie po przejściach, mają do siebie zaufanie, przeszli wiele razem i mówią sobie o wszystkim.

- A miłość?

- Miłość to... Jak bardziej się martwisz o kogoś niż o siebie.

- A rodzeństwa też to dotyczy?

- No oczywiście, są różne rodzaje miłości. Partnerska, braterska, rodzicielska i wiele innych.

- Mhm.

- Wiesz co?

- Co?

- Wyglądasz pięknie.

- Um, dzięki?

- Wiesz, może nie jesteśmy zbyt piękne i mądre, ale za to mamy uczucia.

- Uczucia...? - zawahałam się przez chwilę.

Co ty robisz kobieto?

- A nie?

- No nie wie...

- Cześć córciu. - powiedział mężczyzna, który wszedł do pokoju. Czyli to był ojciec Luny, ale to był człowiek. Czyli jej matka była demonem.

- Tato! - wydusiła z siebie.

- Przepraszam, już wychodzę. - jak powiedział, tak zrobił. Zamknął za sobą drzwi i było słychać jego kroki, że gdzieś poszedł.

- Fajnego masz ojca.

- Eeeee, dziękuję?

- Która w ogóle jest godzina?

- Piętnaście minut po pierwszej.

- Mogę zostać u ciebie na noc?

- Pewnie! Zaraz ci piżamę przyniosę.  

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz