Rozdział X

4 1 0
                                    

Na następny dzień poszłam do szkoły normalnie. Prawie normalnie, bo szła z nami Luna, ale kiedy weszłam do szkoły, nasze drogi się rozdzieliły.

Na moje szczęście pierwsza lekcja była inna. Ja miałam Hiszpański, a ona miała Francuski. Jeszcze by brakowało, żeby się przepisała na Hiszpański, to wtedy byłabym spalona.

Na przerwie jak zawsze siedziałam pod moją ulubioną, zaciemnianą ścianą, o której nikt nie pamiętał, albo chodziłam sobie po całym piętrze, co było dosyć ogromne. Nie dziwne, skoro klasy były duże tak samo jak i korytarze, na których znajdowały się szafki. Miliony, granatowych szafek.

Nudziło mi się stojąc i opierając o ścianę, więc ruszyłam i chodziłam po piętrze, na którym obecnie miałam mieć następną godzinę lekcyjną. Cała szkoła była obklejona plakatami, na temat szkolnego balu, który odbędzie się za tydzień. Miało to być przywitanie dla klas pierwszych, a dla czwartych pożegnanie.

Zajebiste pożegnanie, muszę przyznać.

Szłam przed siebie, dopóki nie zobaczyłam na swojej drodze Light. Zawróciłam się, ale na moje nieszczęście zauważyła mnie i zaczęła za mną biec i krzyczeć na cały korytarz moje imię.

W końcu stanęłam i pozwoliłam jej stanąć obok mnie.

- Co chcesz Light? - zapytałam się jej, z nadzieją, że nie chodzi jej o ten durnowaty bal.

- Patrz! - pokazała na plakat promujący szkolny bal.

Moje koszmary się spełniły, ratunku.

- No i co? - zapytałam ironicznie.

- Trzeba się na to przyszykować!

- Nie? Nie trzeba?

- Wiesz co, nie taką cię polubiłam.. - powiedziała, a jej oczy trochę się zaświeciły.

- A co mnie to obchodzi, jaką mnie lubiłaś? Mnie nikt nie lubi.

Po tych słowach odeszłam jak najdalej od niej, żeby nikt nas nie widział i żeby znowu nie było jakiś fałszywych insynuacji, że ja i ona jesteśmy razem. Wyjęłam lizaka, odwinęłam go i włożyłam go do buzi.

Rozległ się dźwięk szkolnego dzwonka. Poszłam w stronę klasy, ale najgorsze co mnie czekało, to nie była matma.

To była Luna w ławce, która siedziała ze mną.

Weszłam do klasy, jak zwykle ostatnia, ale nigdy się nie spóźniłam na sprawdzanie listy obecności.

Podeszłam do swojej ławki i usiadłam. Zauważyłam, jak Luna miała rozmazany makijaż na swojej twarzy.

- Co się stało Light? - zapytałam z ciekawości.

- Nic się nie stało... - odpowiedziała z załamaniem w głosie, który było strasznie wyraźnie słychać i było bardzo wyczuwalne.

- Cały makijaż ci się rozpłynął po twarzy.

Nie odpowiedziała. Przez chwilę siedziała cicho i gryzła dolną wargę. W końcu podniosła głowę i podniosła rękę, patrząc prosto w twarz baby od matmy.

- Proszę pani! - wykrztusiła z siebie, a jej głos się powoli łamał. - Czy mogę iść skorzystać z toalety?

- Tak, idź. - odpowiedziała jej nauczycielka.

Luna po jej słowach szybko wstała, rozwalając przy tym swoje krzesło i w biegu wyszła z klasy.

O co jej chodzi? Przecież nic się nie stało... Prawda?

- Proszę panią! - podniosłam swoją rękę, w nadziei, że pozwoli mi wyjść. - A czy ja też mogę iść do łazienki?

- Allison idzie do swojej dupy! - odezwał się jakiś idiota, ale to zignorowałam.

- Tak, idź. - powiedziała nauczycielka. Od razu wyszłam z klasy i szłam w stronę jedynej toalety na tym piętrze.

Nie chciałam, żeby sobie coś zrobiła, chociaż nic do niej nie czułam. Nawet jej zbytnio nie lubiłam, ale po prostu nie chciałam.

Weszłam do łazienki, a na kafelkach zauważyłam siedzącą Lunę, która trzymała w swojej dłoni żyletkę.

- Co ty kurwa robisz...? - powiedziałam, nie wiedząc co się dookoła mnie dzieje.

Popatrzyła się na mnie z załamaniem w oczach.

- A-a-allison...? - strasznie się jąkała, co było bardzo wyczuwalne w jej głosie.

Podeszłam do niej, wyrwałam żyletkę z jej ręki i wyrzuciłam ją do kosza.

- Kobieto, ogarnij się! - wydarłam się na nią, nie wiem czym było to wywołane. - Chciałaś sobie żyły podciąć?!

- A może tak? Tobie nic do tego...

Wzięłam wdech, aby się uspokoić.

Z powrotem na nią popatrzyłam, a jej wzrok był wryty w kałuże wody, która znajdowała obok jednego ze zlewów.

- Posłuchaj mnie Luna. - zaczęłam bardzo poważnie. - Czy to ty płakałaś na szkolnym korytarzu?

Przez chwilę trwała cisza.

- Skąd wiesz...? - w końcu się odezwała.

- Słyszałam przez krótką chwilę, jak ktoś płakał, a jak popatrzyłam na ciebie, to wszystko mi się połączyło w całość.

Nie odezwała się i dalej patrzyła w kałuże wody.

- Może zadzwonimy po twojego ojca, aby cię odebrał? Blada jesteś strasznie. - zaproponowałam, ale czułam się z tą moją sugestią dosyć dziwnie.

- Nie dzięki... - powiedziała, ale tym razem ciszej. - Poradzę sobie.

- To chodź do klasy.

Wstała i popatrzyła na mnie, a ja na nią.

- Ale może lepiej najpierw ogarnij ten makijaż.

- Aa... Racja... 

Akt TrzeciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz