Rozdział XIV

89 6 7
                                    


Słońce wstało, a razem z nim, wszyscy domownicy. Miasto obudziło się po raz kolejny, odkąd ich życie po części wróciło do normy, każdy z nich jednak wiedział też, że wszystko się zmieniło.

— Rodzino, zanim zaczniemy jeść, myślę, że wszyscy wyciągneliśmy jakieś wnioski z ostatnich wydarzeń, a ja... Oh, ja w szczególności. Mimo wszystko, miasto wciąż nas potrzebuje. Nie zapominajmy, że moce tej rodziny to dary, którymi należy się dzielić. Jednak chcę, by od dziś było inaczej... Chcę poświęcić więcej uwagi wam, i waszym potrzebom, by przez moją ignorancję nie wydarzyło się więcej nic złego. Wzmocnimy naszą społeczność, wzmacniając siebie!

Monolog Abueli wywołał niemałe poruszenie, choć cisza, jaka go poprzedziła była jeszcze bardziej wymowna. Adaptacja do nowej sytuacji była ciężka dla wszystkich i choć odbudowa domu kosztowała wiele wysiłku, a samo jego runięcie zmieniło jego mieszkańców, w tym przede wszystkim Almę, wciąż pozostawały sprawy, których rozwiązać nie mogły przeprosiny. Jedną z tych rzeczy była zaburzona komunikacja.

Świat wydawał się taki sam, ale życie w nim było inne. Felicia wciąż nie mogła przywyknąć do widoku Bruna przy stole, Luisa dalej ciężko radziła sobie z okazywaniem uczuć, Pepie jeszcze zdarzały się ataki paniki, gdy nie mogła powstrzymać burzy, a Camilo wciąż usiłował bezskutecznie porozumieć się z Felicią. Jedyną osobą, która zdawała się w pełni wykorzystywać nową sytuację, była Isabela. Młoda już kobieta każdego dnia była inną osobą, odkrywając zupełnie nowe pasje, zajęcia i emocje. Choć na co dzień pracowała w lokalnej kwiaciarni, gdzie starała się nie używać mocy na skalę większą, niż wykonywana tam faktycznie praca, w godzinach poza zmieniała się w zupełnie wolną duszę. Lata tkwienia w ograniczającej ją i narzuconej z góry roli odebrały jej szansę poznania siebie, teraz więc nadrabiała je, odkrywając własną osobowość na nowo.

Felicia bardzo polubiła nową wersję Isabeli i z czasem, jak wszyscy, przywykła do energii, jaką rozrzucała wszędzie tam, gdzie się zjawiła. Okazało się, że w nawet najmniejszym calu nie była tym, na kogo kreowała ją niegdyś babcia. To jednak nie wystarczyło, by i Felicia radziła sobie równie dobrze z adaptacją do nowej sytuacji. Kiedy nie uśmiechała się do przechodniów i nie krzyczała na przedmioty, rozładowując emocje, płakała nocami, kuląc się na łóżku i rozmyślając na tematy, których nie umiała poukładać sobie w głowie. Nigdy tak do końca nie zrozumiała procesów zachodzących w niej, choć powinna być dobrze obeznana w emocjach i ich klasyfikacji.
Jednej z takich właśnie nocy, wpatrywała się z impetem w szerokie okno, rzucające światło pół-pełni prosto w jej oczy. Odkąd magia wróciła, jej problemy ze snem się pogorszyły. Wiedziała, że musi to wynikać ze stresu i nadmiaru silnych uczuć, choć jednocześnie co noc złościła się na siebie i błagała w myślach, by wreszcie zasnąć.

Gdy jej prośby nie zostały usłuchane, podniosła się i przetarła oczy dłońmi.

To taka sama noc. Zupełnie jak ta, gdy pokazał mi miasto. Miasto za najwyższym szczytem.

Wiedziała jedynie, że nie mogło być to miejsce, z którego uciekła Abuela wraz z mężem, ponieważ to znajdowało się po przeciwległej stronie góry i zostało opuszczone wiele lat temu.
Rozmyślała o tajemniczym mieście niemal codziennie i zastanawiała się, co takiego ciągnęło ją w jego stronę. Choć nie zgodziła się wtedy opuścić Encanto, szybko doszła do wniosku, że jedynie odwlekała decyzję w czasie.
Zastanawiała się, jakie tempo może mieć tamtejsze życie, jacy są jego mieszkańcy. Myśląc o tym, czuła, że być może jedynie tłumiła własne emocje, jednak czego by nie mówić, skutecznie. Chciała wiedzieć więcej, chciała poznać więcej, chciałam poczuć więcej, nawet jeśli miałoby ją to wiele kosztować.

Stawiając ostrożnie krok za krokiem, w głowie układała sobie słowa, których chciała użyć i raz jeszcze zawahała się, czy na pewno wie, czego chce.

Ono Cię woła.

Drzwi otworzyła tak delikatnie, jak mogła, a do łóżka podchodziła na palcach, w jakiś sposób jednak zbudziła chłopaka.

— Cia? Coś się stało? — obraz przed oczami wciąż jeszcze mu się rozmazywał, jednak szybko ocenił, kto zmierza w jego stronę i choć nie wyraził tego, był gotowy usłyszeć dosłownie wszystko.

— Chcę iść do tego miasta.

Powiedziała to zupełnie bez ostrzeżenia, bez jakiegokolwiek wstępu, czy kontekstu. Nie czuła potrzeby podawania mu argumentów czy przyczyn, przyszła tam tylko w jednym celu, i jasno go nakreśliła.

— Czemu przychodzisz z tym do mnie w nocy? - jego głos wciąż był zaspany, jednak teraz po części przepełniony pretensjami, choć i zainteresowaniem.

— Nikt nie może mnie zobaczyć — powiedziała, siadając obok niego i patrząc w oczy z pełną powagą, a jedną z tych rzeczy robiła wyjątkowo rzadko — Chcę iść sama.

Na te słowa Camilo przybrał minę, która przypominała jej mieszankę szoku i rozczarowania. Zastanawiała się, co takiego było w jego mimice i głosie, co sprawiało, że mógł tak swobodnie mieszać ze sobą emocje. Czy była to po prostu jego autentyczność?

— Chyba nie sądzisz, że ci na to pozwolę, Cia, poza Encanto nie jest bezpiecznie!

— Wiem o tym, ale to ryzyko, na które jestem gotowa. Potrafię się obronić, myślałam nad tym i sądzę, że to, co już umiem, mi wystarczy.

— Tak sądzisz? Sądzenie ci NIE wystarczy, muszę iść z tobą.

— I kto wtedy będzie mnie krył?

Camilo zamilkł. Przez moment, między myślami rozważającymi jej słowa, przeklął cicho swój dar.

— Wiem, że to niedorzeczne. Myślisz, że siebie nie słyszę? Ale ja coś czuje, Camilo. Czuję za każdym razem, gdy tam jestem, a potem, gdy wracam. Kiedy jem, kiedy czytam i kiedy zasypiam. Myślę, że to wszystko to nie przypadek. Nie wiem, co chce mnie tam zaprowadzić i dlaczego, ale muszę tam pójść. Potrzebuję tego. Potrzebuję ciebie.

Cóż za bezczelna manipulacja, skarciła się w myślach.

— A co jeśli to nie wystarczy? Jeśli zaczną pytać i prosić o użycie twoich mocy?

— Improwizuj — powiedziała, na co w odpowiedzi dostała jedynie sfrustrowany wyraz twarzy chłopaka, który nie krył nawet braku przekonania.

— To nie ma prawa się udać, Cia. Nawet jeśli dożyjesz. To zbyt nagłe i nieprzemyślane, by poszło bez komplikacji. A do tego miasta jest co najmniej paręnaście godzin, dotrzesz tam jutro wieczorem, jeśli w ogóle!

— Wow, cóż za wsparcie.

— Usiłuje cię ratować, a w gwoli ścisłości nas oboje. Wciągasz mnie w to, więc to nie dotyczy już tylko ciebie. Naprawdę chcę ci pomóc, ale nie dam ci się przez to zabić, poza tym...

— Ćwiczyłam kontrolę — przerwała mu nagle - Nigdy nie chciałam cię dotknąć, prawda?

Chłopak przytaknął ostrożnie, a na ten gest dziewczyna bez ostrzeżenia złapała jego dłoń i uniosła do góry.

Jej umysł natychmiast pochłonęła ciemność. Felicia nie kłamała, mówiąc, że ćwiczyła. Ta ciemność, to była przestrzeń pomiędzy. Pomiędzy jej darem, a rzeczą, jaka miała z nim kontakt, tak przynajmniej udało jej się wywnioskować. Wyłapując ten krótki moment, Felicia zdążyła złożyć intencję jeszcze zanim zalała ją fala wizji i wspomnień. Przywołała w głowie moment, hipotetyczną scenę. Wyobraziła sobie jego, leżącego na ziemi i zwijającego się w bólu, przy tym z ogromną dokładnością dobierając jego rodzaj i intensywność. Zrobiła to jedynie na kilka sekund, jednak to wystarczyło, by jego fizyczne ciało zgięło się w pół, a on mocniej ścisnął dłoń dziewczyny.

Kiedy jej oczom ukazała się rzeczywistość, Camilo, skulony nieco, oddychał ciężko, po czym spojrzał na nią i westchnął.

— Pomogę ci...

------------------------------

I ALWAYS COME BACK.

Oh, no i dajcie znać, jak wam się podoba narracja z 3 osoby =)

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 22, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

AVOID | EncantoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz