Rozdział VII

643 53 15
                                    

- Już czas- Szepnęłam przygladając się swojemu odbiciu w lustrze.

Po tym co stało się na śniadaniu doskonale wiedziałam, że to spotkanie będzie zarówno ciężkie, jak i niezwykle niezręczne. Nie miałam za to pojęcia, czego dokładnie się spodziewać, to wszystko było... Tak abstrakcyjne, zupełnie jak moje myśli. Nie wychyliłam się ze swojego pokoju przez cały dzień, mimo, że słonce zachęcało, by z niego skorzystać. Po załamaniu nerwowym które przeżyłam potrzebowałam odpocząć i pobyć ze sobą. Czułam zbyt wiele by narażać się na cudze emocje...

- To ta chwila. Wyjdź już...- Szeptałam do siebie przytrzymując klamkę w dłoni. Robiłam kilka podejść, za którymś razem jednak w końcu udało mi się otworzyć drzwi.

Gdy wyszłam, rozejrzałam się niepewnie. Nie zauważyłam zupełnie nic, choć dziwne dźwięki zdawały się rozchodzić po domu, zbyłam jednak ten fakt i zdobyłam się na wyjście. Przyjęłam ponownie neutralną minę i ruszyłam przed siebie w stronę schodów pewna, że dotrę tam bez żadnych niespodzianek.

Los bywa kapryśny...

- Ała!- Krzyknęłam zderzając się z czyimś czołem i upadając.

- Felicia, przepraszam!- Pisnęła Mirabel pomagając mi wstać a ja otrzepałam sie.

- Nic się... - Urwałam w połowie. - Co ci sie stało? Cała jesteś od piachu - Odparłam przygladając jej się z zainteresowaniem.

- Ja... Cóż, porozmawiamy później- Odpowiedziała i wyminęła mnie.

- Zaczekaj!- Krzyknęłam i wbrew sobie złapałam ją za nadgarstek.

Ponownie uczucie zasypiania uderzyło we mnie, blask i ona, Mirabel stojąca w samym środku... Sali widzeń? Przyglądałam się dziewczynie układającej fragmenty wizji Bruna, czując, jak adrenalina buzuje w jej żyłach coraz mocniej za każdym razem, gdy zielone światło zwiększało swoje natężenie, w tej samej chwili jednak wyrwała swoją ręke a ja wróciłam do rzeczywistości.

- Co ty robiłaś w pokoju Bruna?- Spytałam od razu a ona speszyła się.

- Ni... Nie mogę ci wyjaśnić...- Odparła i spojrzała na mnie rozżalona.

- Mirabel, co ty...-

- Po prostu pozwól mi robić swoje - Przerwała mi.

To było ostatnie co usłyszałam nim odeszła. Przyglądałam jej się jeszcze chwilę z zaciekawieniem nim zniknęła z mojego widoku.

Czego się spodziewałaś? Odbija piłeczkę.

Gdy weszłam do sali, wszyscy skupieni byli na nakrywaniu do stołu. Każdy był zajęty tylko tym, co właśnie trzymał w dłoni, dzięki czemu nie zwrócono na mnie większej uwagi gdy przemieszczałam się do kuchni.

,,Dzisiejszy wieczór ma być idealny" Powtórzyłam w głowie słowa Abueli i wzięłam ostatni wdech.

- Pomóc?- Spytałam a Julieta zamyśliła się i wręczyła mi dwa koszyki pełne pieczywa.

- Zostaw je proszę na stole- Wyjaśniła i zwróciła się ponownie do przyrządzania potraw.

Wróciłam do jadalni i zrobiłam to, o co poprosiła Julieta, wszystko jednak zdawało się być już jak trzeba, bez zarzutu. Nie zdawałam sobie nawet sprawy, jak późno zebrałam się do wyjścia...
Zauważyłam, że reszta zaczyna już zajmować miejsca co szybko wykorzystałam, siadając z samego brzegu stołu, z dala od wszystkich.
W tej samej chwili Isabela wkroczyła do środka, piękna i powabna jak zwykle, coś było jednak inaczej - Po wyrazie twarzy nie czuło się już typowej dla niej czystej pewności siebie a... Stres.
Ten jeden raz nie tylko ja mogłam zauważyć zachwianie jej pozornej doskonałości.

AVOID | EncantoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz