Rozdział X

337 27 14
                                    


Obserwując jak Abuela odchodzi z mojego pola widzenia upadłam na kolana i schyliłam głowę, a Camilo uklęknął tuż przede mną by upewnić się, że wszystko było w porządku.

- Udało jej się...- Odparłam uśmiechając się i łykając pojedynczą łzę przez cichy śmiech.

- O czym mówisz?- Spytał chłopak łapiąc moje ramie. Nie odpowiedziałam, zamiast tego przyglądałam się bujnej roślinności otaczającej dom i przetarłam dłonią policzek.

- Co się tutaj dzieje?- Usłyszałam krzyk ze środka i razem z Camilo zerwałam się na nogi. Kiedy wbiegliśmy do domu Mirabel i Isa podniosły się z podłogi a kwiaty pod nimi zaczęły zanikać. Mina Isabeli powoli bledła choć uprzedni uśmiech na jej twarzy zdawał się być szczery.

Mijając próg poczułam niemal uderzenie prosto w klatkę piersiową i zgiełam się na kolanach, prawie upadając, Camilo przysłuchując się kłótni nie zauważył jak nerwowo łapałam oddech starając się nie wydać żadnego dźwięku, choć policzki coraz bardziej moknęły pod napływem łez. Nie były to już tylko łzy emocjonalne, wszystko co czułam, cały ten stres i strach kumulujący się we wszystkich w pomieszczeniu przeradzał się powoli w ból fizyczny..

~Przestań czuć...~ Powtarzałam w myślach zaciskając pięści. Uniosłam głowę do góry ledwo uchylając powieki i moją uwagę zwrócił strumień światła biegnący z samej góry, zaraz nad głową Mirabel. W ciszy wpatrywałam sie w płomień choć w mojej glowie kłębiło się tysiące myśli. Obserwowałam każdy najdelikatniejszy ruch słabnącego ognia i zmarszczyłam brwi, na chwile ignorując to, co atakowało mnie od środka.

Czy to wszystko dało sie powstrzymać? Czy ten ból, cierpienie, czy to wszystko co czułam i co niszczyło moje życie od chwili pojawienia sie daru mogło... zniknąć?
Spojrzałam w stronę Luisy, której źrenice utkwiły w podłodze, okryte warstwiącymi się łzami. Przyglądałam się jej dłoniom które teraz były w spoczynku, złączone na klatce piersiowej, pełne zadrapań, zmęczone jak ona sama. Gdy jej dar słabnął, spanikowała, jednak gdzieś w środku niej kłębiła się ulga. Czy to wszystko mogło układać się powoli w logiczną całość?

Uwaga wszystkich spoczywała na wymianie zdań Abuelii i Mirabel więc gdy ruszyłam z miejsca, nikt nie przewrócił nawet oczami.

- Isa była nieszczęśliwa!-Skrawek zagłuszanej przez moje myśli rozmowy wyrwał się, docierając do mojej podświadomości jednak nie zatrzymał pewnego kroku.

- To dlatego jestem w tej wizji- Usłyszałam wchodząc na pierwszy stopień.

- To ja mam ocalić magię- Dodała gdy łapałam za poręcz.

Na jednym z ostatnich stopni spojrzałam raz jeszcze w stronę świecy, obolała, podpierając się. W tym momencie Casita chyba zorientowała się do czego zmierzałam, schody zmienily się w płaską powierzchnię a ja niemal runęłam na twarz, zdążyłam jednak złapać skrawek wstającej deski i dotarłam na piętro bez uszczerbku na zdrowiu, obserwując to, co działo sie na dole.

- Masz zaraz przestać, Mirabel!- Okrzyk Abuelii niósł się echem po domu a ja powróciłam do drogi.

- Spękane ściany to twoja wina- Podłoga pode mną zaczęła odrywać się i spychać mnie w tył jednak trzymałam się barierki na tyle kurczowo, by móc dalej zmierzać do przodu, mimo obolałego ciała.

- Bruno zniknął także przez ciebie- W połowie korytarza kolumny zaczęły opadać torując mi droge, mijałam jedną za drugą, zaciskając zęby i przeskakując nad nimi lub czołgając sie pod. Czułam się jak w transie, jak sunący przed siebie i niepowtrzymany płomień, choć dostrzegałam w sobie chłód.

- Luisa straciła swoją siłę - Gdy stałam naprzeciw drzwi do pokoju Abueli, przyglądałam im się przez moment, co jakiś czas spoglądając na niezatrzymujące się kafelki, nie puszczając barierki, w przeciwnym razie casita porwała by mnie w odwrót razem z nimi.

- Isabela przestała się słuchać, i to też twoja wina!- Puściłam barierki. Rzuciłam się w przód kurczowo łapiąc ozdobną klamkę i przekręcając ją, po czym weszłam do środka, wciąż zwrócona w stronę Mirabel i Abuelii. Obserwowałam chaotyczne ruchy podłogi, ścian oraz wszystkiego co w Casicie żywe, nikt poza mną jednak nie zdawał się zwrócić na to uwagi. Przez moment spoglądałam na nią z zawiedzeniem, czując kolejne łzy na twarzy.

Wyrwałam się gwałtownie z zapatrzenia i obróciłam się na pięcie, zmierzając przez pokój Abueli.

- Nie wiem czemu nie otrzymałaś daru, ale to jeszcze nie powód, żebyś się miała mścić na całej rodzinie!- Pokój był przestronny jednak nie tak ogromny jak niektóre, znajadujące się w domu, szybko wypatrzyłam więc w nim schody.

Im dalej od drzwi byłam, tym głosy stawały się cichsze, a w pewnej chwili zupełnie przestałam je słyszeć. Weszłam na pierwszy stopień schodów i poczułam uderzający chłód, za drugim stopniem jakby moje ciało przeszedł prąd, trzeci stopień zaskrzypiał pod moim dotykiem a pozostałe zachowały ciszę i spokój. Gdy dotarłam na górę, drobne okno otworzyło się.

- Bez względu na to, że każde z nas się stara. Isabela wciąż jest za mało doskonała- Przeszłam przez pierwszą część pokoju i poczułam gulę w gardle, choć emocje z tak daleka opadły.

- Luisa już zawsze będzie nie dość silna- Odczucia jednak znów wróciły. Poczułam silne uderzenie a kolejne łzy spływały po moich policzkach, nie sposób było je już liczyć, choć w dzieciństwie pomagało mi to się uspokoić.

-Bruno odszedł z domu, bo zawsze widziałaś tylko jego wady!-

Bruno... Zawachałam sie na moment i zatrzymałam krok, skupiając wzrok na własnych stopach i na chwilę czując jedynie własne emocje.

- Jego to nie obchodzi los rodziny ani domu!

- Kocha nas wszystkich i dom też! Ja też tu wszystkich kocham, wszyscy się tu kochamy, wszyscy oprócz ciebie!

Zbliżałam się już do okienka, znów ignorując wszystko wokół choć ból odbierał mi jakiekolwiek siły. Nie wiedziałam jakim cudem byłam zdolna iść, skąd czerpałam energię. Nie wiedzialam CO mną kierowało.

- To właśnie ty burzysz nasz dom! -
Stanęłam tuż za świecą, martwo wpatrując się w płomień światła, nie przestając bezgłośnie płakać.

- To, że magia zanika to twoja wina!-

Kolejne pękniecie. Trzask rozbiegł sie echem a dziura w podłodze gwałtownie zmierzała w moim kierunku, dopiero gdy była tuż obok mnie, wszyscy spojrzeli w moją stronę.

- Cia?- Krzyknęli jednoczesnie.

- Przepraszam...- Szepnęłam z pustym wzrokiem i uniosłam w dłoniach świecę.

Spoglądałam na ciepły płomyk a moją głowę zapełniły wspomnienia, w ułamku sekundy zobaczyłam wszystko, co przeżyłam, co pamiętałam. Od dnia porzucenia, przez śmiech dzieciństwa, aż po chwilę tu i teraz. Czułam ukłucie w sercu i ocierając mokre policzki, delikatnie uśmiechnęłam się. Po raz ostatni zerknęłam w dół, patrząc rozstrzęsionemu chłopakowi prosto w oczy.

-To koniec...- Szepnęłam, dmuchajac prosto w stronę płomienia.

AVOID | EncantoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz