14

434 41 6
                                    

Pov: Mateo

Gdy się obudziłem, słońce dopiero budziło się do życia, a Owena nie było obok mnie. Była dzisiaj sobota, więc

Wstałem do siadu, dalej będąc pod kołdrą i przetarłem swoją, jeszcze zaspaną twarz dłońmi.

Usłyszałem ciche otwieranie drzwi, więc mój wzrok od razu skierował się w tamtą stronę.

- Ale masz wyczucie czasu. - Zaśmiał się cicho Owen, podchodząc do mnie z tacką jedzenia. - Zrobiłem ci śniadanie. - Położył tackę obok mnie, na łóżku, z uśmiechem na twarzy.

- A z jakiej okazji? - Usiadłem wygodniej na łóżku, i położyłem tackę na kolana.

Śniadanie wyglądało znakomicie... Naleśniki z nutellą na wierzchu, przyozdobione truskawkami i listkami mięty. A obok talerza z śniadaniem, szklanka zimnego mleka. Zastanawiam się, czy nie wynajął żadnego kucharza, specjalnie, by zrobił mi to śniadanie...

- Twoje urodziny. - Był cały rozpromieniony.

Chciałem już zabierać się za jedzenie, gdy sobie o czymś przypomniałem... Pączuszek.

- Przepraszam, ale... Właściwie, nie jestem głodny... - Odezwałem się, odkładając widelec na tackę. - Nie mam apetytu.

Nie chciałem tego mówić. Wiedziałem, że może sprawić to chłopakowi przykrość, plus byłem głodny... Jednak niedługo będzie mógł cieszyć się moim chudym ciałem. Cóż, wychudzonym.

- Hm? Jesteś przeziębiony? - Spytał, a po chwili jego ręka wylądowała na moim czole. - Gorączki nie masz. - Mruknął. - Wczoraj wieczorem też nic nie jadłeś, martwię się. - Powiedział troskliwym głosem.

- Nic mi nie jest... Po prostu nie jestem głodny. - Uśmiechnąłem się do niego, by go zapewnić. - Dziękuję bardzo za śniadanie. - Odłożyłem tacę na bok.

Wstałem z łóżka i pocałowałem moją alfę w policzek.

- Gdzie moje ubrania? - Spytałem, odsuwając się o jeden krok od bruneta.

- W szafie. - Wskazał palcem na drewnianą szafę.

Po ubraniu się, wróciłem do pokoju, gdzie zostałem poinformowany, że za dziesięć minut wyjeżdżamy na zakupy... Próbowałem protestować, mówiąc, że te ubrania nie są mi potrzebne.

- A co, chcesz chodzić w tych samych ubraniach przez cały tydzień? - Owen próbował zaciągnąć mnie do samochodu, jednak ja skutecznie opierałem się o framugę drzwi wejściowych.

- Masz pralkę, więc w czym problem? - Spytałem już zirytowany, tym, że chłopak się ze mną nie zgadza.

Odetchnął i puścił moją rękę, za którą mnie ciągnął. Podszedł do mnie bliżej, a ja nierozumiejąc co się święci, straciłem garde.

Ten to wykorzystał i wziął mnie na ręce jak pannę młodą. Zrobił to tak szybko, że nie zdążyłem zareagować. Oczywiście zacząłem się szarpać.

- Puść mnie! - Wierciłem się na jego rękach.

- Jesteś tego pewny? Spójrz w dół. - Odpowiedział z uśmieszkiem, poprawiając mnie na swoich rękach.

Lekko wychyliłem głowę. Ziemia pode mną poruszała się, przez to, że Owen aktualnie chodził. Zakręciło mi się w głowie, gdy zobaczyłem jak wysoko się znajduję. Może nie były to trzy metry, jednak z tej perspektywy wyglądało to jak dobre pięć! Wróciłem do wcześniejszej pozycji i chwyciłem mocno materiał bluzy bruneta, jakby miało mnie to w magiczny sposób uratować w najgorszej sytuacji.

•Inni• -ABO- (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz