Rozdział 8

83 28 51
                                    

ZOE

Krzątałam się po salonie nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Mieszkanie lśniło czystością, a mimo tego chodziłam i doszukiwałam się najmniejszego fragmentu kurzu. Tak zdarzało mi się reagować na stresowe sytuacje. Nie wiedząc dlaczego, odczuwałam silne zdenerwowanie na myśl o dzisiejszym spotkaniu.

Nie wiedziałam dokąd pójdziemy, co będziemy robić no i chyba najgorsze... Co na siebie założyć.

Dawno nie byłam z kimś na spotkaniu sam na sam, nie wliczając w to Jasona. Przy nim czułam się na tyle komfortowo, że w ogóle nie zwracałam na to uwagi. Zupełnie tak jakby był od zawsze.

Odzwyczaiłam się od takiego bezpośredniego kontaktu z drugą obcą osobą. Zwykle wychodziłam gdzieś kompletnie sama, albo widziałam się z większą ilością osób.

Wczorajsze przypadkowe natknięcie się na Leo na tarasie było czymś innym, niezaplanowanym i niespodziewanym. Wtedy stresowałam się z zupełnie innego powodu.

Teraz było inaczej. Miałam zbyt dużo wolnego czasu na myślenie i denerwowanie się wieczornym wyjściem. Wraz z upływającymi godzinami, coraz bardziej odczuwałam kumulujący się we mnie stres. Przeszło mi przez myśli, aby napisać do niego wiadomość, wymyślić jakąkolwiek wymówkę i odwołać spotkanie. Z drugiej strony byłam tak bardzo ciekawa, z jakiego powodu chciał się zobaczyć.

Nie mogłam jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastka.

Nie miałam pojęcia dokąd się wybieramy, więc postawiłam na najbardziej klasyczną sukienkę, jaką udało mi się znaleźć w szafie. Ubrana w czarną dopasowaną krótką sukienkę i czarne, wysokie szpilki z noskiem w szpic kończyłam nakładać makijaż. Włosy zostawiłam naturalnie pokręcone. Na usta nałożyłam beżowy błyszczyk, chcąc wyglądać na nieco bardziej ogarniętą, niż byłam w rzeczywistości. W głowie miałam bałagan, a tego nie dało się tak łatwo posprzątać. Nie poświęciłam dużo czasu na przygotowania, nie zależało mi na przesadnym strojeniu się. Nastawiałam się na luźne, niezobowiązujące spotkanie w jakimś spokojnym miejscu.

A przynajmniej tak próbowałam to sobie wmówić, żeby nieco uspokoić moje szalejące myśli.

Wzdrygnęłam się słysząc pukanie do drzwi. Zgarnęłam z kanapy niewielką torebkę i włożyłam do niej niezbędne rzeczy. Ostatni raz szybko przejrzałam się w lustrze, wzięłam głęboki uspokajający oddech i otworzyłam drzwi.

Leo z wciśniętymi dłońmi w kieszenie eleganckich garniturowych spodni, nonszalancko opierał się ramieniem o framugę drzwi. Boleśnie powoli uniósł swój zawieszony na podłodze wzrok, lustrując moje ciało od samego dołu, dopóki nie dotarł do oczu. Uniósł kąciki ust w niewielkim, prawie niewidocznym uśmiechu.

- O, bardzo przepraszam - mężczyzna zmarszczył brwi, wycofał się o dwa kroki i spojrzał na numerek znajdujący się na drzwiach. - Boże, przez chwile myślałem że pomyliłem piętra i mieszkania - pokręcił głową i wyszczerzył się zaczepnie. - Na taki widok nie byłem przygotowany, wybacz.

- Taki czyli jaki? - prowokująco założyłam ręce na piersi.

- To nie jest istotne - przeskakiwał wzrokiem po mojej twarzy, jakby czegoś w niej szukał. - Ale za mogę zdradzić, że zabieram cię do mojego ulubionego miejsca, gdzie zjesz coś naprawdę pysznego - sprytnie zmienił temat.

Uśmiechnął się zwycięsko ukazując rząd równych zębów.

- Dobrze, skoro nie chcesz powiedzieć to potraktuję to jako komplement.

Wzruszyłam ramionami i zgarnęłam czarny trencz z wieszaka. Nowojorskie wieczory czasami bywały chłodne, dlatego przezornie wolałam coś ze sobą zabrać. Leo bez pytania wyciągnął go z moich dłoni i przewiesił sobie przez ramię.

Lion's SecretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz