Rozdział 5.

58 14 11
                                    

Zaczął się październik, a rok szkolny rozkręcił się już na dobre. Nauczyciele nie ograniczali się już do maksymalnej liczby sprawdzianów tygodniowo i cisnęli nas jak tylko mogli. Ostatnia klasa. Przygotowania do egzaminu szły coraz lepiej. Dzień w dzień spędzaliśmy bite kilka godzin na ćwiczeniu. Byłam zadowolona z efektów. Zmęczona, ale zadowolona. Mój organizm funkcjonował na ostatkach sił, ale wiedziałam, że nie mamy wcale tak dużo czasu. Egzamin był już w marcu. Odkąd Noah był moim trenerem czułam się jeszcze pewniej. Wiedziałam, że jestem w dobrych rękach. Wszystko było jakieś spokojne i zamiast niepokoju i napięcia, który odczuwałam co roku w tym jesiennym czasie, teraz w moim życiu zapanowała harmonia.

Przebrałam się w bardziej komfortowy strój i wyszłam z domu. Zmierzałam do domu Xaviera, żeby się razem pouczyć. Rosa dzisiaj nie miała czasu się z nami spotkać. Od tamtej imprezy coraz więcej czasu poświęcała Juliette. Nie mieliśmy jej tego za złe, wiedzieliśmy, że i tak zawsze będzie naszą przyjaciółką i staraliśmy się jak najlepiej okazać jej zrozumienie, żeby nie czuła, że odtrąca którąś ze stron.

Podjechałam na podjazd i zaparkowałam obok czerwonego auta Xaviego. Mój beżowy Fiat 500 wyglądał dość marnie przy jego luksusowym cabriolecie, jednak nie przejmowałam się tym. Wypadłam z samochodu i weszłam do domu. Byłam uprawniona do odwiedzin bez zapowiedzi czy pukania i choć często czułam się, jakbym naruszała prywatność mojego przyjaciela i jego rodziny, korzystałam z tego przywileju.

Przechodząc korytarzem, minęłam otwarte drzwi do kuchni, w której natknęłam się na Julie.

- O! Dzień dobry kochanie. - przywitała się.

Mama Xaviego była chyba najmilszą osobą, jaką poznałam. Zawsze na jej widok, usta same układały się w szeroki uśmiech.

- Dzień dobry, Julio. Co słychać? - zagadnęłam, przystając na chwilę.   

- Przygotowałam wam spaghetti. Pamiętaj, że najedzonemu, materiał szybciej wchodzi do głowy. - Julia zawsze dużo nas karmiła. Jej postura na to nie wskazywała, bo miała drobną, chudą sylwetkę i była ode mnie o głowę niższa. - Auri, zaniesiesz Xaviemu? - poprosiła wyciągając w moją stronę dwa talerze.

- Pewnie.

Drzwi do pokoju chłopaka otworzyłam stopą, obie ręce miałam zajęte.

- O, hej. Nie słyszałem jak przyszłaś. - przywitał się, odwracając w moją stronę.

Gdy zobaczył mnie w progu, z dwoma talerzami i butelką soku pod pachą, od razu zerwał się i zabrał ode mnie talerze, stawiając je przed sobą.

- Dzięki za ratunek. - zaśmiałam się, odstawiając sok i opadłam obok niego na łóżko. - Serio mamy się dziś uczyć? - spytałam marudnie.

Nigdy nie czułam dużej presji na oceny, ale były zadowalające. Nie jakieś wybitne, ale przecież nie walczyłam o dobre świadectwo czy o stypendium na studia, tak jak niektórzy moi znajomi, bo mam inne plany na przyszłość.

- No, chyba trzeba. - wymamrotał Xavi, wpychając sobie do ust widelec.

- Strasznie mi się dzisiaj nie chce. - przyznałam. - Nie możemy porobić czegoś innego?

I tak właśnie skończyliśmy oglądając kolejny film na Netflixie. Był to horror, czyli kategoria, za którą obydwoje przepadaliśmy. Strasznych filmów nie lubiła jednak Rosa, która zawsze wybierała jakieś luźne komedie lub, idąc na kompromis, film akcji. Skorzystaliśmy więc z jej nieobecności i oglądaliśmy drugi horror z rzędu, odkładając naukę na inną okazję. Leżeliśmy na łóżku, naprzeciwko dużego telewizora. Xavier otulał mnie ramieniem, a głowę oparłam na jego klatce. Lubiliśmy bliskość i nie mieliśmy problemu z okazywaniem jej w naszej przyjaźni. Zaczynało robić się zimno, więc chłopak pożyczył mi swoją za dużą, przytulną bluzę z kapturem.

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz