Rozdział 22.

27 7 24
                                    

W domu od tygodnia trwała wojna. Mama nie odzywała się do mnie, a ja nie miałam zamiaru wyciągnąć ręki na zgodę, jako pierwsza. Tata nie ingerował w naszą relację, nie stając po żadnej ze stron. Choć czułam przez to nieprzyjemne kłucie pod żebrami, nie dziwiłam się temu. Nie oczekiwałam wsparcia, czy pomocy. Byłam samowystarczalna.

- Wychodzę. - rzuciłam tylko w stronę mężczyzny, na co skinął głową.

Matka postanowiła być na tyle dobroduszna, żeby nie rozwiązywać umowy z moim trenerem. Podobno okazała mi tę litość wyłącznie z uwagi na nadchodzący egzamin, bo przecież ona nie zniosłaby hańby związanej z moją porażką. Wybierałam się więc na trening.     Pominęłam tego dnia śniadanie, tak jak kilka innych posiłków w ciągu ostatnich dni.

Stres i poczucie winy ciążyły na mnie niczym dodatkowe kilogramy, które postanowiłam zrzucić, pozbawiając się rozpustności. Przymykałam oczy na osłabienie i ospałość. Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa, ale ja już dobrze wiedziałam, jak z nimi wygrać. Przyzwyczaiłam się do mroczków pod powiekami tak samo jak do uczucia zawieszenia, jakbym znajdowała się w miejscu pomiędzy jawą a snem, nieustannie odpływając.

- Cześć. - przywitałam się niemrawo z chłopakiem.   

Noah wlepił we mnie spojrzenie pełne niepokoju. Jego wygląd był świeży i zwyczajnie perfekcyjny. Zerknęłam w stronę lustra. Prezentowałam się znacznie gorzej. Moja skóra była blada i poszarzała. Siniaki, które pojawiały się na moim ciele z wyjątkową łatwością, dopasowywały się kolorem do moich podkrążonych oczu. Podczas tańca spinałam się, zaciskałam zęby i odłączałam myśli. Używałam całej swojej siły, aby dobrze wykonać trening. Natomiast pozostałe, codzienne ruchy wykonywałam mozolnie. Zwykłe chodzenie, czy stanie prosto sprawiało mi nie lada kłopot. Z tego powodu chłopakowi nie umknęło pogorszenie mojego stanu.

- Kochana, nie obciążaj się. - odparł stanowczo, z wielką troską.

Darzyłam ogromną miłością jego łagodny ton i ciepłe słowa, kierowane w moją stronę. Brzmienie mojego imienia było w jego ustach niezwykle poprawne, miękkie i idealnie wpasowywało się w pustą dziurę mojego lodowatego serce. Jednak w tamtym momencie raniło to moje uszy. Świadomość, że przez tego anielskiego chłopaka całe moje życie nieomal legło w gruzach, kiereszowało moją duszę i ćwiartowało ją na małe odłamki.

- Musisz dbać o swoją psychikę. Bez niej nie dasz rady. - dodał, zbliżając się do mnie, choć zachowywał nieco większy dystans niż przez ostatnie miesiące.   

- Dam radę. - odrzekłam bojowo.

- Nie rozumiesz, że przez wahanie emocjonalne osłabiasz swoje ciało? - spytał, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Jestem silniejsza niż kiedykolwiek. Muszę dać radę.

Nikt nie wiedział o tym, że stres pożerał mnie bez reszty. Byłam zalękniona, nie mogłam spać w nocy i rwałam sobie włosy z głowy na samą myśl o tym, co miało wydarzyć się tydzień później. Zatrzymywałam to dla siebie, zachowując starannie przymocowaną do twarzy maskę pewności siebie. Tak naprawdę, już wcale nie byłam pewna, czy uda mi się dostać do Teatru. Egzamin wstępny nie należał do prostych, które da się zdać bez większego wysiłku, a do tych, które są wycieńczające, wymagające i niezwykle surowo oceniane. Musiałam przyznać, że nie tylko moje ciało nie było w dobrym stanie, ale dusza również. Byłam zrujnowana przez własną matkę bardziej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Zachwiałam się, nagle tracąc równowagę, gdy moje oczy zalały litry ciemności. Potrząsnęłam głową, kładąc dłoń na klatce piersiowej, do której przestawał już docierać tlen. Dusiło mnie silne przekonanie, że nic nie idzie po mojej myśli. Gdy tylko odzyskałam ostrość widzenia, ujrzałam przed sobą zdegustowanego Noah, którego zmartwione spojrzenie wypalało dziurę w moim wątłym, zmizerniałym ciele.

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz