Rozdział 18.

25 6 17
                                    

Weszłam do pokoju i odłożyłam kopertę na stolik. Przebrałam się z wyjściowego stroju i chociaż chciałam od razu wskoczyć do wanny, wypełnionej gorącą wodą, nie mogłam pohamować ciekawości. Usiadłam na brzegu łóżka i delikatnie rozcięłam papierowe opakowanie. W środku widniała złożona na pół kartka. Rozprostowałam ją i zarumieniłam się pod wpływem widocznych słów.

„Jutro. 7 po południu. Podjadę po Ciebie, aby zabrać Cię na naszą pierwszą randkę. - N."

Zastanowiłam się chwilę nad zachowaniem chłopaka. Nie miałam wątpliwości, że list był od Noah, chociaż zdziwiło mnie to, że po prostu nie zaprosił mnie na spotkanie w jakiś łatwiejszy sposób, jak zazwyczaj zrobiliby to inni chłopcy. Być może słynny Noah Jackson miał w sobie coś z tradycyjnego zagorzałego romantyka.

Tego wieczoru, zasypiałam z głową pełną kotłujących się myśli. Odczuwałam niepokój, ale też niełatwe do wyjaśnienia podniecenie. Nigdy dotąd nie byłam na randce, toteż nie byłam pewna jak się ubrać, ani czy zdołam odpowiednio się zachowywać. Pocieszała mnie jednak myśl, że z nim wszystko przychodziło naturalnie. Wiedziałam, że nie będzie wywierał na mnie presji, ani mnie pospieszał. Zajmowałam głowę, również tym, co by było gdyby zobaczyła nas moja mama. W końcu chłopak nie zawarł w liście informacji o tym, gdzie się udamy. Być może będzie to publiczne, oblegane miejsce, gdzie będziemy narażeni na spojrzenia i szepty. Z powodu tych rozmyśleń, do trzeciej w nocy przekręcałam się z boku na bok.

Obudziwszy się po trzech godzinach płytkiego snu, okropnie żałowałam, że otworzyłam kopertę. Spojrzałam w łazienkowe lustro i z rozczarowaniem uderzyłam się płaską dłonią prosto w twarz. Wyglądałam okropnie. Moje gałki oczne były przekrwione i wybałuszone, zacieniona skóra pod nimi wyglądała na suchą, matową i ściągała się w dół. Na mojej buzi, jak i w całym organizmie zebrała się woda, powodując opuchnięcie i uczucie ciężkości. Nie zwlekając dłużej, chlusnęłam w siebie lodowatą cieczą prosto z kranu, momentalnie się rozbudzając. Zwinęłam włosy w niechlujny warkocz i włożyłam sportowy strój. Wychodząc na poranny jogging, czułam się wyjątkowo słaba. Oprócz małowartościowych godzin spania, podczas których bardziej się zmęczyłam, niż wyspałam, wciąż odczuwałam skutki przemarznięcia i obawiałam się, że może złapać mnie przeziębienie. Byłam napęczniała od stresu i podekscytowania.

Mięśnie odmawiały mi posłuszeństwa już po pierwszym przebiegniętym kilometrze, a kolana same uginały się pod ciężarem nabrzmiałego, spiętego ciała. Najchętniej zapomniałabym o życiu sportowca i cały dzień poświęciłabym szykowaniu się na wieczorną randkę, niczym księżniczka poświęcająca wiele godzin na strojenie się z okazji wielkiego balu. Postanowiłam pokonać pozostały dystans szybkim marszem, nie chcąc mocniej nadwyrężyć organizmu.

Przez cały dzień zajmowałam myśli przygotowaniami do pierwszego dnia szkoły po przerwie świątecznej, który miał nastąpić nazajutrz. Gdy jednak doczekałam się momentu, w którym zegar wypił godzinę piątą, zabrałam się za robienie makijażu. Postawiłam na naturalny wygląd, z mocniej podkreślonym okiem. Przyszedł czas na wybór stylizacji. Nie mogąc samodzielnie poradzić sobie z decyzją, z oporem wykręciłam numer Rosalie.

- Cześć, gwiazdo. - przywitała mnie. Poznałam, że była w dobrym humorze, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Zaraz miałam stać się ofiarą jej uradowanego monologu i wrzasku, pełnego zachwytu.

- Idę na randkę z Noah. Powiedz mi, w co się ubrać. - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu, chcąc schować się przed przyjaciółką, której reakcje znałam już na pamięć. Nie musiałam jej widzieć, by wiedzieć, że wybałuszyła swoje szafirowe oczy, otworzyła usta na tyle szeroko, że szczęka nieomal wypadła jej z zawiasów.

Will be betterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz