Rozdział 4 "Złość piękności szkodzi, David"

52 4 1
                                    

David

Wstając z łóżka zacząłem nucić jedną z piosenek Lany Del Rey. Tak właśnie wpłynął na mnie prawie cały dzień spędzony w towarzystwie Suzie, Olivii i Leny. Po moim treningu postanowiliśmy się spotkać w jakimś parku. Dziewczyny zaciągnęły mnie do sklepu z kosmetykami i kazały mi wybrać jakieś podkłady i inne kosmetyki, by potem zrobić ze mnie żywą lalkę. Dosłownie. Suzie nakładała podkład, cienie, aby na koniec z uśmiechem na twarzy pomalować moje usta najtańszą, czerwoną szminką jaką znalazła w drogerii. Olivia układała moje brwi jakimś, podobno najlepszym żelem, robiła kreski i bez mojego pozwolenia uczesała moje włosy w dwie kiteczki. Lena tylko się przyglądała, co mnie dziwiło. Przez cały dzień widziałem ją uśmiechniętą tylko raz. I to akurat wtedy, gdy dziewczyny skończyły moją oszałamiającą metamorfozę. Wyglądałem jak Barbie.

Podczas porannego rozciągania usłyszałem, jak tata tłumaczy coś, wyjątkowo głośno mojej siostrze. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się, o co mogło chodzić, ale gdy spojrzałem na dzisiejszą datę, przypomniało mi się. Cholera. Jedenasty czerwca - dzisiaj były urodziny mamy, a ja o tym zapomniałem.

Przerwałem ćwiczenia i zbiegłem szybko na dół do kuchni i jak gdyby nigdy nic zacząłem robić sobie śniadanie. Clara siedziała na stołku przeżuwając kanapkę i raz po raz spoglądając na mnie. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, więc gdy tylko skończyłem wykonywaną przed chwilą czynność, wróciłem do góry, aby się ubrać. Wybrałem zwykłe niebieskie dżinsy i białą koszulkę, po czym udałem się do łazienki umyć zęby i ułożyć włosy, kiedy zauważyłem, że w wazonie tuż obok okna znajdują się kwiaty. Wyciągnąłem je z wody i gdy już uznałem, że wyglądam świetnie, ruszyłem na dół z kwiatami, żeby złożyć mamie życzenia.– Hej – przywitałem się. – Wszystkiego najlepszego – powiedziałem, po czym wręczyłem jej kwiaty i przytuliłem.

– Dziękuję, Dave – powiedziała uśmiechając się czule i dalej mnie przytulając.

– Prezent dam ci później – dodałem siadając na krześle.

Stwierdziłem, że zabiorę się za wcześniej przygotowane śniadanie. Jednak po chwili poczułem nieprzyjemne pieczenie w buzi, tak jakbym zjadł coś ostrego, ale wcale tego nie zrobiłem, prawda? Chyba, że mam zaniki pamięci, ale nie przypominam sobie, żebym takie posiadał. Rzuciłem się na lodówkę szukając mleka i gdy w końcu je zobaczyłem, przechyliłem butelkę, tak aby cała zawartość trafiła do mojej buzi. Ale mleko nie poleciało.

Zabiję ją.

Pobiegłem po raz kolejny na górę, słysząc za sobą, jak mama mówi, że musi mnie o coś spytać.

Są sprawy ważne i ważniejsze.
Wparowałem do pokoju siostry, wciąż czując palenie w ustach, ale musiałem to z nią wyjaśnić. Widząc, że leży w łóżku przeglądając coś na telefonie, stwierdziłem, że mogę się już odezwać.

– Co to ma być!? – spytałem niemal krzycząc i pokazując na pustą butelkę po mleku.

– Butelka – odpowiedziała, jakby nie miała pojęcia o czym mówię.

– Chodzi mi o ten sos, który dodałaś mi do kanapki.

– Ach tak, wiesz to za te kwiaty, które zabrałeś z łazienki – stwierdziła dalej nie podnosząc na mnie wzrok.

– Ale nie musiałaś wylewać mleka z butelki – powiedziałem wściekły wskazując ręką na szklankę mleka, stojącą na jej toaletce.

– Złość piękności szkodzi, David

– To niech sobie szkodzi – po tych słowach odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z pokoju, z zamiarem dowiedzenia się, czego wcześniej chciała ode mnie mama.

Po powrocie do kuchni, nikogo w niej nie zastałem, a na stole leżała karteczka. Świetnie. Usiadłem na swoje miejsce i podparłem się ręką, aby przeczytać jej treść, która była następująca: ,,Clara mówiła, że zaprosiłeś na dzisiejsze spotkanie rodzinne swoją dziewczynę, nie mogę się doczekać, aż ją poznam. Miłego
dnia, mama”.

Problem w tym że nie mam dziewczyny.

Miałem ogromną ochotę rozszarpać swoją siostrę na strzępy, ale jeśli chciałem zdążyć na dzisiejsze lekcje, musiałem na razie się z tym powstrzymać. Zabrałem plecak i wyszedłem z domu, starając się zachować spokój oraz nie myśleć o tym co jeszcze dzisiaj mnie czeka. Nie udało mi się. Przez całą drogę do szkoły notowałem w głowie sposoby na to, jak mogę pozbyć się Clary oraz jak znaleźć jakąś osobę, która będzie przed całą rodziną udawać moją dziewczynę. Normalnie powiedziałbym mamie o tym, że to tylko głupi żart ze strony blondynki, ale dzisiaj były jej urodziny i nie chciałem psuć jej humoru.

Zbliżając się do budynku, zauważyłem grupę moich przyjaciół, siedzącą w tym samym miejscu co zawsze, czyli przy największej ławce przed szkołą. Przyglądałem się im przez chwilę, bo coś mi nie pasowało. W ich towarzystwie znajdowała się osoba, której wszyscy nie lubiliśmy, a nawet i nienawidziliśmy. Victoria Foster. Ruszyłem w ich stronę, gdy usłyszałem, jak Suzie krzyczy do mnie “Hej, Barbie”.

O nie.

Uśmiechnąłem się tylko niechętnie i odpowiedziałem “Hej” rzucając pytające spojrzenie wszystkim, bo nie wiedziałem co tu do cholery robiła ta różowowłosa idiotka. Usiadłem na miejscu obok Nickolasa.
– Co ona tu robi? – szepnąłem do chłopaka, przenosząc wzrok na innych.
– Ma do ciebie jakąś sprawę – odpowiedział. – Przynajmniej tak mówiła, a i słyszałeś, że... – nie dokończył, bo przerwał mu dobrze mi znany piskliwy głos, należący do Victorii.
– David – zwróciła się do mnie ze sztucznym uśmiechem, z którym wyglądała jak ja po wczorajszej metamorfozie. – O której są urodziny twojej mamy?

Zamarłem.

– Co? – spytałem udając, że nie wiem o czym mówi.
– No urodziny twojej mamy – powtórzyła, a ja patrzyłem się na nią jakbym właśnie zobaczył ducha.
– A, no tak. Skąd o tym wiesz?
– Nieważne, ale podobno potrzebujesz kogoś kto będzie udawał twoją dziewczynę.
– Tak, ale nie ciebie – powiedziałem, po czym wstałem z zamiarem udania się do sali, żeby uniknąć dalszej rozmowy z Victorią.

Dziewczyna ruszyła za mną i przez całą drogę prosiła mnie o to żebym ją zabrał. I gdy miałem już dość, powiedziałem jej, że nie zabiorę jej i ma przestać mnie o to prosić, bo nigdy w życiu nie wybrałbym jej towarzystwa z własnej woli. Dziewczyna nie słuchała mnie i dalej szła za mną.
– Słuchaj, albo się odczepisz albo powiem Casprowi co odwalasz. – Powiedziałem jak najspokojniej mogłem po czym odwróciłem się by spojrzeć dziewczynie w oczy. Jej niebieskie odrażające mnie ślepia patrzyły się na mnie, a jej twarz była skwaszona, tak jakby przed chwilą zjadła cytrynę. To była mina którą znała już na pamięć całą szkoła. Dziewczyna wywróciła oczami po czym odeszła. Wszedłem do sali po czym jak najszybciej podeszłem do ławki w której siedzę z Nickolasem. Cierpliwie czekałem na przyjaciela, któremu chyba się nie śpieszyło. Zobaczyłem że przez drzwi wchodzi Victoria która miała ze mną tylko biologię. Dziewczyna szukała czegoś wzrokiem i gdy w końcu to namierzyła jej wzrok zatrzymał się na mnie.
– Cholera.. – Szepnąłem, po czym wzrok skierowałem na zeszyty leżące pod moimi rękoma.

Słyszałem kroki, wiedziałem że zbliżają się do mnie.
– Weź mnie zostaw!! – Mój krzyk rozległ się po sali a ja w końcu odważyłem się spojrzeć na Victorię, lecz Victorii wcale tu nie było. Patrzyłem się na panią Jenkins, która również wbijała we mnie morderczy wzrok. Rozglądałem się po sali za Victorią, lecz nie było jej tu. Mój wzrok zatrzymał się na Nickolasie który siedział już w ławce i patrzył się na mnie jakbym był największym debilem na świecie. Nie umiałem wykrztusić z siebie nawet durnego przepraszam. Spojrzałem na panią Jenkins by sprawdzić czy zaraz nie wyciągnie ze swojej nieskończonej torebki kredy i nie zacznie pisać przykładów które następnie będziemy musieli przepisać na karteczki z naszymi imionami.

Słyszałem trzask i głos otwieranych drzwi.
– Panno Brown.. Mogę ci w czymś pomóc?

A web of lies, the new chapter.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz