Poe strasznie się stresował. Dzisiaj miał przyjść do niego przyjaciel-rywal. Ten jednak nie zjawiał się nawet pół godziny po umówionym czasie. W końcu Edgar stracił nadzieję, że Ranpo się zjawi. Zaczął chować słodycze, które dla niego przygotował.
Smutny usiadł na podłodze przed stołem. Jednak chwilę potem poczuł, że coś go obejmuje od tyłu.
-Przepraszam, że się spóźniłem, Ed.
-Nic się nie stało.. kurna!- krzyknął.- Zapomniałem drzwi zamknąć.
Młodszy cicho się zaśmiał. Drugi tylko rzucił mu zbolałe spojrzenie i poszedł zamknąć drzwi.
-Więc.. co cię zatrzymało?
-Fuku.
-Znowu
-No.. tym razem zrobił mi kazanie, że nie mogę tak o sobie chodzić do kolegów, i że powinienem wiedzieć, iż on nie toleruje nikogo oprócz ciebie. Gdy mu powiedziałem, że idę właśnie do ciebie, dosłownie zgłupiał i mnie puścił.
-Jezu.
-Noo.. A gdzie słodkie?
-Myślałem, że już nie przyjdziesz, i schowałem.
-Wyciągnij. To. Natychmiast.
Poe przestraszył się nie na żarty, i wszystko wyciągnął w ekspresowym tempie. Włączył coś szybko i usiadł obok czarnowłosego. Kiedy ten zjadł, położył się na starszym.
-R-ranpo-kun, co t-ty rob-bisz?
-Leżę.
-A-ale że na m-mnie?
-Tak, już bądź cicho.
Spędzili ten wieczór bardzo miło, oglądając filmy. Aktualnie oglądali jakąś komedię romantyczną, gdy Ranpo powiedział:
-Ej Ed?
-Tak?
-Muszę ci coś powiedzieć.
-S-słucham?
-Bo.. chyba się w tobie zakochałem.
-Co?
-To co słyszałeś.
Edgar był w szoku. Oczywiście, odwzajemniał to uczucie, ale i tak się tego nie spodziewał.
-J-ja w to-tobie też.
-Aww- powiedział zielonooki, i pocałował chłopaka.
Było miło, ale po powrocie czekał na młodszego Fukuzawa i gdy dowiedział się o tym, Edogawa dostał kazanie życia.
Ale oprócz tego było super.