-rozdział 2-

1.4K 84 26
                                    

Szłam ciemną ulicą, po lekkim wysuszeniu sukienki nie było za bardzo widać siniaków. Odzyskałam telefon i powiedziałam Lily, że muszę się zbierać.
Nikt nie był w stanie po mnie przyjechać, taksówki nie były dostępne  o 3 godzinie w naszym mieście. Zostało mi jeszcze pół godziny drogi, zdjęłam od razu buty, nie dałabym rady iść w nich.
Zastanawiałam się co powiem tej wiedźmie, nie pozwoliła mi obrzygać sukienki. Wracałam z taką do domu, miałam nadzieję, że już śpi.

Po pokonany kilometrze, słychać było lekko muzykę z głośników u Josha, to był odpowiedni moment by odpocząć bo nie dawałam rady.
Usiadłam na boisku do grania w koszykówkę, oparłam się o słupek i przymknęłam oczy. Wszystko byłoby cudownie gdyby nie uderzyła mnie spadająca piłka od kosza.

W jednej sekundzie otworzyłam oczy, a moja reakcja była jeszcze lepsza. Powiedziałam sobie wtedy w myślach: Mogłam się spodziewać że go tu kurwa zastanę.
To był przyjaciel Scotta, najlepszy ze wszystkich. Lubił mnie, nie śmiał się ze mnie. Wiedział, że gryzę się z Louisem, zawsze próbował załagodzić sytuację.
Stał ledwo przede mną.

Nie upity, a zmęczony.

-Co ci jest?-zapytałam szczerze zdziwiona.

Patrzyłam jak siadał obok mnie.

-Miałem ostry trening, a ty widzę, że byłaś na tej imprezie.-Zaśmiał się.

-Byłam, po dwóch godzinach jak widzisz Wracam.-przymknęłam znów oczy.

-Czemu jesteś mokra? i czy Scott ci przeszkadzał?-zaciekawił się.

-Wiesz, krótko mówiąc to wpadłam do basenu, a szczerze mówiąc Louis mnie tam wepchnął. Odpowiedz sobie sam.-Westchnęłam cicho.

On Pokręcił tylko głowa.

-Czemu wracasz sama?
-Nikt nie może mnie odebrać, Taxi o 3 nie ma.-wzruszyłam ramionami.

Nagle zadzwonił telefon Mickeya - przyjaciela Scotta.

-Co kurwa? już tam jadę.- rzucił nagle i zerwał się.

-Co się stało?-przeraziłam się.

-Louis jest upity, bardzo upity. Coś sobie zrobił, nikt nie może go zebrać.-Wyciągnął rękę do mnie żebym się Podniosła.

Oczywiście od razu z tego skorzystałam, zagryzając wargę, żeby się nie skrzywić.

-Jadę z tobą.-rzuciłam bez zastanowienia, bo jak wiadomo, Scott to mój wróg.

Uchylił usta, Najwidoczniej chciał coś dodać ale zamknął bo mu przerwałam.

-Nie ma czasu, nie obchodzi mnie to czy obraża, czy wymiotuję na mnie. Pomogę Ci.-lekko się uśmiechnęłam.

-Niech będzie, potem cię odwiozę do Domu.-Poszedł do Sportowego auta a ja zaraz za nim.

Jedyne co zapadło mi w pamięć, to słowa  Mickeya. Nigdy nie chciałam i nie będę chciała z nim czegoś więcej niż przyjaźń, ale te słowa będą krążyć po mojej głowie już zawsze.

-Jesteś dobrym człowiekiem Wallman.-mrugnął do mnie, na co ja się uśmiechnęłam szczerze.

"jestem dobrym człowiekiem"

Gdy dojechaliśmy na miejsce Mic wyskoczył z auta, ja trochę wolniej ale też poszłam zobaczyć co się tam dzieje.
Zobaczyłam Scotta leżącego na trawie, okazało się, że połamał rękę bo nie trafił do basenu z drugiego piętra. Mickey zebrał swojego upitego przyjaciela i zapakował go w auto. Wsiadłam na tylne siedzenia. Louis na miejscu pasażera.
Chciałam już coś powiedzieć, ale Scott mi przerwał.

HillOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz