-rozdział 11-

785 54 21
                                    

Obudziłam się w szpitalnym łóżku, ledwo kontaktując przerzucałam wzrokiem po pokoju. Udało mi się dostrzec nauczycielkę, stała w rogu rozmawiając z kimś przez telefon. 

- Coś cię boli?

Usłyszałam za uchem szept.

Odwróciłam głowę w jego kierunku, nad  moim łóżkiem siedział pochylony Scott. Nic nie odpowiedziałam, bo próbowałam przypomnieć sobie, co się stało.

-Coś ty sobie myślała, Robiąc to? 

Mówił tak, jakby miał jakieś wyrzuty.

-O co ci chodzi? Co się stało? -powiedziałam półgłosem.

Nauczycielka biegnąc do mojego łóżka, potknęła się i szarpnęła z całej siły za pościel, tym samym wywołując u mnie gwałtowne ruchy.

-Oszalała pani? - wydarł się Louis. -Ona nie może robić takich gwałtownych ruchów!

-Przepraszam Vivian, to było naprawdę niekontrolowane. - wstawała z podłogi.

-Nic mi nie jest... - sprawdziłam wzrokiem czy nic mi się nie pourywało.

To było dosyć zabawne, ale nie stać mnie było na śmiech.

Nauczycielka poszła po lekarza, więc zostałam znów sam na sam z Louisem.

-Kto ci to zrobił Wallman? - wyglądał jakby miał kogoś rozpierdolić.

-Dlaczego zawsze jesteś tam gdzie ja? - wyszeptałam na tyle głośno, ile mogłam. 

-To ja kazałem wzywać karetkę, wpierdoliłem się do tej zamkniętej łazienki i prawie serce mi stanęło kiedy cię tam zobaczyłem. Miałaś rozcięta żyłę na szyi, prawie umarłaś. 

Bladłam, gdy to opowiadał. Przypomniałam sobie co się stało.

-Po jaką cholere go pobiłeś? Wylądowałeś za to u dyrektorki. - pociągnęłam nosem.

-Miałem powód, a od dyrektorki wybiegłem od razu po usłyszeniu, że leżysz w łazience we krwi. -bawił się swoim sygnetem. Nie wiedział co ma robić.

-jak to wyglądało? - patrzyłam się w sufit, dobrze wiedząc kto mi to zrobił.

-Opisze ci od początku. - odkaszlnął. - Wchodziliśmy do szkoły, ty przede mną od razu skierowałaś się do kibli, ja poszedłem w stronę gabinetu. Dostałem opierdol, coś pogadała i nagle słyszę krzyk. Przybiegła jakaś zdyszana dziewczyna, wydarła się, że leżysz w zamkniętej kabinie i jest dużo krwi. Od razu skojarzyłem fakty i pobiegłem przy okazji potrącając nauczycielkę, nawet jej nie przeprosiłem a chyba oblała się kawą. Wchodzę do tej łazienki krzycząc, żeby wzywali karetkę. Nie wiem jak ja otworzyłem te drzwi, chyba pod wpływem adrenaliny. Cała we krwi byłaś i tylko wyjąłem cię stamtąd. Potem już odcięło mnie i krzyczałem coś. - przetarł twarz.

-Krzyczałeś żeby mnie ratowali. - uśmiechnęłam się lekko.

-Co? skąd wiesz co mówiłem? - oparł się na dłoni, wbijając we mnie wzrok.

-Słyszałam całe zamieszanie, okropne uczucie. - gwałtownie wypuściłam powietrze.

-Za niedługo będzie tu twoja mama, pewnie jutro cię wypiszą. 

Wbiłam w niego wzrok, dalej siedział a głowę opierał na ręce. 

-Moja mama? wypiszą mnie dziś. - uśmiechnęłam się smutno.

-Nie no, przestań. Może zapisze cię do jakiegoś nie wiem, psychologa jak ty takie rzeczy sobie robisz? - patrzył się ciągle w moje oczy z uśmiechem.

HillOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz