13.

15 3 0
                                    

Dziś dzień zapowiadał się znakomicie! Wstałam o 8³⁰ więc w sam raz, ponieważ Energylandia otwiera się o 10.

Przygotowałam śniadanie dla wszystkich, po czym udałam się ZNÓW, na wędrówke po pokojach mich śpiochów. Wszyscy na wieść o normalnym śniadaniu,a nie takim z bufetu które nie zawsze przypadało im do gustu, dosłownie wstawali na równe nogi.

Po niedługim czasie, gdy wszystko ze stołu pochłoneliśmy, karzdy udał się do siebie by się przeprać z piżam.

Pogoda dopisywała od rana, więc ubrałam czarne leginsy, a do tego przydórzawą, szarą koszulke, która owszem była własnością jeona. No ale cóż poradzę, że one tak pięknie pachniały nim i jego perfumami, a do tego ja uwielbiam za duże ciuchy. Kookie nawet nie zdaje sobie sprawy ile jego ubrań sobie przywłaszczyłam... ALE, z niego też nie jest taki świętoszek, bo ostatnio wyzbierał mi wszystkie przyduże dresy pod pretekstem, że są ogromne i potykam się na ich nogawkach.

Wracając. Będąc gotowa wraz z kook'im wyszłam na korytarz i dopiero teraz zwróciłam uwagę na to jak wszystko było pięknie urządzone.

Korytarz był niby zwykły, a jednak było w nim to coś co sprawiało że jednak był śliczny i niezwykły. Najbardziej co mnie w nim urzekło to zdecydowanie czarny mięciusi dywan, rozłożony po całej długości i szerokości korytarza.

Pokoje hotelowe zaś urządzone były w kolorach szarości, bieli oraz czerni, co ja osobiście uwielbiałam. Pomieszczenia niezbyt duże, ale niema się co dziwić. Pomimo tego, wszystko dobrze rozmieszczone, przez co niebyło czuć ani widać tej maleńkości pomieszczeń. Zza okna rozciągał się widok na drogę oraz okoliczne domki i spacerujących ludzi.

Po niedługim czasie, wszyscy zebraliśmy się na korytarzu, a potem udaliśmy się do vana czekającego na nas pod hotelem, by wyruszyć w dosłownie 5 minutową podróż, do parku rozrywki.

Gdy wjeżdżaliśmy ma parking, chłopcy byli zaskoczeni widokiem Hyperiona. Odrazu zaczeły się plany, że idziemy pierw właśnie na niego. Nawet były zakłady czy ktoś zemdleje, co ogromnie mnie rozbawiło. 

Wyszliśmy z auta nadal żywo rozmawiając i udaliśmy się pod brami wejściowe. Niedługo po tym już byliśmy po ich drugiej stronie i pędziliśmy na najbardziej hardcorową kolejkę, czyli Hyperion który tak bardzo od początku ekscytowała cała grupe.

Bawiliśmy się świetnie aż od otwarcia do samego zamknięcia parku. Wszyscy byliśmy mega podjarani naszym pobytem w tym miejscu, a myśl że przed nami jeszcze 2 wspaniałe dni tutaj, po prostu powalały z nóg.

Wcześniej wspomniane dni minęły naprawdę extra. Wybawiliśmy się jak nigdy dotąd, a w hotelach padaliśmy jak muchy ze zmęczenia. Niestety nasz pobyt w Polsce dobiegł końca i najwyższy czas był by wracać do domu, do Korei.

W drodze na lotnisko, a także podczas naszej podniebnej podróży, wszyscy nadaj żyli ekscytacją z odwiedzonego przez nas miejsca. Ja natomiast nie potrafiłam do końca podzielać tych samych uczuć. Dziś wypadały moje urodziny i choć nielubie ich świętować, oczekiwałam na nadzwyczajne ,,wszystkiego najlepszego". Postanowiłam jednak się nie przypominać i do końca lotu trwałam przy kook'im, mocno przytulając jego ręke.

Po wylądowaniu i przejściu odpowiednich, żmudnych kontroli powolnym krokiem szliśmy do czekającego na nas auta. Cała grupa przepuściła mnie do drzwi pierwszą, a ja niczego sie nie spodziewając, szarpałam za klamkę i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się wielki napis ,,happy b-day" rozwieszony pośrodku auta, a na jednym z siedzisk mały torcik i upominki.

Rm: Wiemy, że nie obchodzisz i nie lubisz swoich urodzin, ale chcieliśmy ci jedna sprawić trochę przyjemności. To dla ciebie. -odezwał się pierwszy.

- Jeny dziękuje bardzo.. -wydusiłam z siebie że łzami w oczach.

Wszyscy zamknęli mnie w grupowym uścisku po czym wsiedliśmy do środka. Po zdmuchnięciu przezemnie świeczek, wszyscy zaczęliśmy kosztować tortu, który po niedługim czasie, calutki znalazł się w naszych brzuchach.

Wszyscy po kolei zostali podwiezieni pod swoje domy czy też mieszkania, a na koniec zostałam tylko ja i jk.

Wysiedliśmy pod jego domem i odrazu weszliśmy do środka. Ja bez zastanowienia odrazu skierowałam się  salonu i walłam się na kanapę. Już po chwili poczułam jak króliś kładzie się obok i obejmuje mnie ramieniem, na co odrazu się w niego wtuliłam.

Leżeliśmy tak dobre 20 min, gdy moje oczy zaczeły sie kleić.

Jk: Niem spania kotek. -usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu- Zabieram cię gdzieś.

- Ymm... Koniecznie teraz?

Jk: Koniecznie. W pokoju na łóżku masz przyszykowane ciuchy. Ja przebiorę się w pokoju gościnnym.

Powiedział i klepnoł mnie w tyłek, po czy wstał i udał się do wcześniej wspomnianego miejsca.

Dzieciak z sąsiedztwa |j.jkOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz