rozdział 10

246 19 0
                                    

Po pojedynku między Zuchonem i Edmundem oraz po strzelaniu z łuku, również między Zuchonem, ale tym razem z Zuzanną, a także krótkiej rozmowie o wierzeniu w nich, nadszedł czas na ustalenie sobie pewnych rzeczy.

- A teraz. - zaczął Piotr. - Jeśli już naprawdę zdecydowałeś się w nas uwierzyć...

- Wierzę. - przerwał mu karzeł.

- W takim razie wiemy, co trzeba zrobić. Musimy jak najszybciej dołączyć do króla Kaspiana.

Ailey poczuła dziwny ścisk gdzieś w swoim ciele na ponowne wspomnienie Kaspiana. Chciała go w końcu zobaczyć, przywitać się, porozmawiać... Nigdy nie przyznałaby tego na głos, ale też przed samą sobą, lecz naprawdę za nim tęskniła. Podobnie, jak za Piotrem.

- Im wcześniej, tym lepiej. - zgodził się Zuchon. - I tak już zmarnowaliśmy całą godzinę przez moją głupotę.

- Droga, którą ty szedłeś, zajmie nam około dwóch dni marszu. - oznajmił Piotr, zerkając ukradkiem na Ailey. - Mam tu na myśli nas czworo: nie jesteśmy w stanie maszerować bez przerwy cały dzień i całą noc, jak wy karły. Ailey na pewno da radę, ale pewnie też nie jest aż tak wytrzymała, co ty.

Odwrócił się do reszty rodzeństwo, ponownie zatrzymując swój wzrok dłużej na blondynce, która nie odzywała się ani słowem, jedynie słuchając tego wszystkiego.

- To, co Zuchon nazywa Kopcem Aslana, to oczywiście Kamienny Stół. Pamiętacie, stamtąd do Brodu Beruny...

- Most Beruny, tak to teraz nazywamy. - wtrącił Zuchon.

- Za naszych czasów jeszcze nie było mostu. A więc od Kamiennego Stołu do Brodu Beruny było jakieś pół dnia drogi albo trochę mniej, a z Beruny do Ker-Paravelu dzień i trochę. Idąc spacerkiem, wracaliśmy zawsze na podwieczorek następnego dnia. Szybkim marszem można przejść całą trasę w jakieś półtora dnia.

- Pamiętaj, że teraz wszędzie są gęste lasy. - zauważył Zuchon. - I trzeba się będzie strzec, abg nie wpaść w ręce wroga.

- Czy musimy koniecznie iść tą samą drogą, którą trafił tu masz Kochany Mały Przyjaciel? - zapytał Edmund z przekąsem.

- Nie wspominajmy już tego więcej, wasza królewska mość, błagam. - jęknął karzeł.

- Świetnie. - powiedział Edmund. - Czy KMP będzie brzmiało lepiej?

- Och, Edmundzie. - odezwała się Zuzanna. - Czy nie mógłbyś się od niego odczepić?

- Nic nie szkodzi, panienko... To znaczy, wasza królewska wysokość. - powiedział Zuchon, chichocząc. - Kpina nie zostawia bąbli.

I odtąd często nazywali do KMP, aż prawie zapomnieli, co ten skrót oznacza.

- A więc, jak powiedziałem. - ciągnął dalej Edmund. - Nie musimy wcale iść tą drogą. Dlaczego nie moglibyśmy popłynąć morzem na południe, aż do Zatoki Szklanej Wody, a potem w głąb niej? Znajdziemy się wówczas dość blisko wzgórza Kamiennego Stołu, a na morzu będziemy bezpieczni. Jeżeli wyruszymy natychmiast, możemy dopłynąć do brzegu zanim się ściemni, przespać się parę godzin u dołączyć do Kaspiana wczesnym rankiem.

- Dobrze jest znać wybrzeże. - zauważył Zuchon. - Nikt z nas nawet nie słyszał o Szklanej Wodzie.

- A co z jedzeniem? - zapytała Zuzanna.

- Będziemy się musieli zadowolić jabłkami. - odpowiedziała Łucja. - Ruszajmy w drogę. Jesteśmy tu już dwa dni, a jeszcze niczego nie zrobiliśmy.

- W każdym razie, niech nikt już nie myśli i użyciu mojej czapki jako koszyka na ryby. - oświadczył Edmund, na co Ailey zaśmiała się pod nosem.

Z jednej peleryny zrobili coś w rodzaju worka i zebrali tyle jabłek, ile się tylko zmieściło. Potem każdy napił się do syta wody ze studni ( wiedzieli, że nie będą mieli słodkiej wody aż do wylądowania w zatoce ) i zeszli na brzeg, do łodzi. Nastolatkom zrobiło się trochę żal na myśl i tym, że opuszczają Ker-Paravel, w którym - choć był w ruinach - zaczęły się już czuć jak w domu..

- Niech KMP siądzie przy sterze. - powiedział Piotr. - A my z Edmundem weźmiemy się za wiosła. Aha, jeszcze jedno. Zdejmijmy lepiej kolczugi, będzie nam ciepło. Dziewczęta niech zajmą miejsce na dziobie i wskazują KMP kierunek, bo nie zna drogi. Zanim opłyniemy wyspę, lepiej będzie trzymać się z dala od brzegu.

Wkrótce zielone, lesiste brzegi wyspy zaczęły się od nich oddalać, a jej zatoczki i skaliste przylądki stawały się coraz mniejsze i mniejsze, aż łódź wypłynęła na pełne morze, wznosząc się i opadając na łagodnej fali. Morze wokoło zrobiło się jeszcze bardziej niebieskie, a tuż przy łodzi zielone i pieniste. Pachniało solą, a w ciszy słychać było tylko delikatny szum fal, miarowy chlupot wody o burty, pluskanie wioseł i skrzypienie dulek. Słońce przygrzewało coraz mocniej.

Cudownie było siedzieć na dziobie, przechylając się przez burtę i próbując dotknąć palcami spienionej fali. A głęboko pod wodą jaśniało czyste, białe dno, poznaczone od czasu do czasu purpurowymi smugami wodorostów.

- Jak za dawnych dobrych czasów. - powiedziała cicho Łucja do siostry. - Pamiętasz naszą podróż do Terebintu i do Galmy, i do Siedmiu Wysp, i do Samotnych Wysp?

- Tak. - odpowiedziała Zuzanna. - I nasz wielki okręt "Blask szmaragdu" z głową łabędzia na dziobie i z wyrzeźbionymi skrzydłami, odchylonymi do tyłu wzdłuż obu burt?

- I jedwabne żagle, i wielkie latarnie na rufie...

- I uczty na pokładzie rufowym, i muzykę...

- I moja choroba morska. - dodała Ailey, nie czując się w tamtym momencie najlepiej. Była cała blada, jej wzrok był trochę zamglony.

- Wszystko w porządku, Ailey? - spytał Piotr, widząc, że ledwo się tam trzymała. Zupełnie zapomniał o tym, że nie lubiła, a przede wszystkim nie za bardzo mogła pływać statkami lij łódkami.

- Dam radę, nie przejmuj się. - mruknęła, machając lekceważąco ręką, jednak to niezbyt uspokoiło chłopaka. Nie odezwał się jednak więcej w tej sprawie.

Chwilę później Zuzanna zmieniła Edmunda przy wiośle, a on przeszedł na dziób do Łucji. Ailey, wykorzystując sytuację, oparła głowę o jego ramię i przymknęła powieki, próbując nie myśleć o tym, jak źle się czuła.

Minęli wyspę i zaczęli płynąć bliżej brzegu, opuszczonego i zarośniętego gęstym lasem. Może i wydałby się im piękny, gdyby nie pamiętali czasów, w których całe to wybrzeże było zamieszkane przez ich wesołych przyjaciół, a morze nie dzieliła od reszty kraju nieprzebyta, mroczna puszcza.

- To wiosłowanie daje porządnie w kość. - wysapał Piotr.

- Może cię zmienić? - zapytała Łucja.

- Wiosła są dla ciebie za duże. - uciął sprawę Piotr, nie dlatego, by był na nią zły, lecz dlatego, że nie chciał marnować sił na dalszą rozmowę.

Opowieści z Narnii: Księże Kaspian i królowa Ailey Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz