Bête

182 8 0
                                    

Zerknęłam na telefon który wskazywał godzinę 14:15, z wczorajszego wieczoru nie pamiętałam prawie nic, film mi się urwał po wypiciu jednego z drinków.

-Ja pierdole...- mruknęłam zaspanym głosem.

Ból przeszywający moją głowę był nie do zniesienia, nie wiem jak i kiedy znalazłam się w swoim mieszkaniu.

Nieźle, Madison.

Natomiast moim większym zmartwieniem niż to co się wczoraj wydarzyło, było to, że mam dzisiaj trening boksu o godzinie 18.
Mam takiego kaca, że miałam ochotę zwrócić cały alkohol który wczoraj spożyłam.

-Nigdy więcej chodzenia do klubów.

Tak tak, mogę sobie to wmawiać ile wlezie, zawsze na kacu to mówię, a kończy się tak jak się kończy.
Jęknęłam w poduszkę którą przycisnęłam sobie do twarzy.
Po kilku minutach gnicia w łóżku i użalania się nad sobą udałam się do kuchni.
Wyciągnęłam z szafki tabletki przeciwbólowe i nalałam wody do szklanki, połknęłam tabletkę a następnie popiłam ją lazurową cieczą.
Usiadłam na czarnym, wysokim, krześle przy wyspie kuchennej i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
Czarne marmurowe płytki ciągnęły się po całej długości ściany na której wisiały czarne szafki kuchenne pokryte matową farbą, wszystko w tym mieszkaniu było w kolorach czerni i ciemnej czerwieni, z wyjątkiem niektórych elementów, co nadawało mu mrocznego klimatu.
Lubiłam to.
Wzięłam do ręki pilot od telewizora który po chwili uruchomiłam.
Kliknęłam ikonkę Spotify i włączyłam swoją playlistę, jako pierwsza zaczęła lecieć piosenka Nessy Barrett-noose, zwiększyłam głośność po czym zaczęłam nucić tekst piosenki.

-,,...Pinching myself so I feel alive.
Knife in my hand, murder on my mind.
They can't hurt me when I die
They can't hurt me when I die,,

W wieku jedenastu lat uczęszczałam regularnie na lekcje śpiewu, jednak zrezygnowałam z tego po niespełna trzech latach na rzecz innych zainteresowań.
Aczkolwiek co by nie mówić, umiejetność śpiewania i ładny, przyjemny dla ucha głos został mi do dziś.

Postanowiłam się w końcu trochę ogarnąć i doprowadzić do względnego ładu, aby nie wyglądać jak trup.
W towarzystwie muzyki lecącej z telewizora, udałam się do łazienki.
Było to średniej wielkości pomieszczenie, które podobnie jak kuchnia, udekorowane było w kolorach czerni i czerwieni, jednak oprócz tego znajdowały się tu białe elementy takie jak np. Umywalka czy toaleta.

Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, puszczając od razu chłodną wodę.
Musiałam się trochę otrzeźwić.
Zdecydowanie moim ulubionym gadżetem w tej łazience są ledy zamontowane na ścianach prysznica.
Oczywiście zawsze świecą się na czerwono, jakże by inaczej.
Odchyliłam głowę do tyłu i przymknęłam oczy, zimne strumienie wody spływały po moim ciele a ja pozwoliłam sobie na zatopienie się we własnych myślach.

***

Owinęłam dłonie specjalnymi taśmami a następnie nałożyłam na nie swoje rękawice bokserskie.
Weszłam na matę i zaczęłam oddawać ciosy w zwisający z sufitu worek.
Za każdym ciosem dodawałam więcej siły do następnego i zwiększałam prędkość, co jakiś czas dołączałam wykopy nogą.
Gdy byłam tylko ja i worek, nie liczyło się nic innego, wpadłam w trans i stawałam się brutalna.
Cóż, taka moja natura.

Wieczorne treningi były najlepsze, niekiedy nawet przychodziłam tu po 23.
O tych godzinach z reguły jest mało ludzi co pozwala mi na całkowite skupienie się na treningu.
Po kilku minutach ciągłego napieprzania w czarny worek, zawołał mnie trener.
Stanęłam przed wysokim mężczyzną ciemniejszej karnacji, burza ciemnych loczków pokrywała jego głowę a obcisła czarna koszulka idealnie opinała się na jego mocno zarysowanych mięśniach.
Isaac Walker był starszy ode mnie o jedyne 4 lata, idealnie sprawował się w roli trenera i zawsze można było z nim pogadać.

Na jego łydkach znajdowały się ochraniacze a w dłoni trzymał specjalną tarczę abym mogła oddawać ciosy w jego kierunku.

-Madd, zacznij od pierwszego sierpowego.-powiedział zerkając na mnie a następnie skinął głową, że mogę zaczynać.

Trening skończyłam po niespełna dwóch godzinach, udałam się do szatni w celu wzięcia szybkiego prysznica i przebrania się w świeże ubrania.
Wytarłam ciało ręcznikiem, związałam włosy w niechlujnego warkocza i założyłam na siebie szary dres.
Wyszłam z budynku trzymając w dłoni kluczyki do motoru i kask który po chwili założyłam.
Podeszłam do czarno bordowego Kawasaki i zmarszczyłam lekko brwi gdy dostrzegłam małą, białą karteczkę przyklejoną do siedziska, odkleiłam ją i wzięłam do ręki aby przeczytać co jest na niej napisane.

,,Bête. Co powiesz na sparing, w niedalekiej przyszłości ?

                                                  N.S,,

Był tu.
Oglądał mój trening.
Rozpoznałam, że pierwsze słowo napisane było w języku francuskim jednak nie wiedziałam co ono oznaczało.
I w sumie średnio mnie to interesowało.
Zwinęłam karteczkę w kulkę i wycelowałam nią w najbliższy śmietnik.
Ten człowiek naprawdę nie ma nic ciekawszego w życiu do roboty?
Czasem się zastanawiam, jak bardzo przyjemne musiało by być moje życie bez niego.
Nie wiem który raz już to mówię, ale Nixon Scott to zadufany w sobie, arogancki dupek.
Ten człowiek jest moim trzynastym powodem.

Wywróciłam oczami a po chwili wyjechałam na główną ulice Bostonu.
Korki były dosyć spore ale średnio mnie to interesowało, z zawrotną prędkością przedzierałam się pomiędzy samochodami, ignorując ich trąbienie.

Możecie mnie co najwyżej pocałować w dupę.

~~~~~~~
Przepraszam za taką przerwę ale nie miałam weny a na siłę nie chciałam pisac, mam nadzieje, że rozdział wam się podoba i zapraszam na ig oraz tt!

Ps. Bête oznacza bestia^^

🖤

Deadly SinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz