Aiden: Kurwa, mój lot ma opóźnienie.
Aiden: Zaraz mnie pojebie, czekam już cztery godziny.
Aiden: Ja pierdole kurwa mać pierdolona.
Aiden: Kurwa.
Aiden: Odwołali mi lot...
Aiden: Nie idzie się nic dowiedzieć na tej jebanej informacji.
Aiden: Następny będę miał jutro.
Aiden: Przepraszam, Dante...
Redfield patrzył na wiadomości pustym wzrokiem. Obudził się zaledwie minutę wcześniej, a jego humor zdążył się zepsuć, zanim w ogóle wyszedł z łóżka. Miał ochotę już w nim zostać do końca dnia. Od tygodni żył tym, że Prince specjalnie przyjedzie z Hiszpanii, żeby być z nim w jego urodziny. Nie widział się z przyjacielem od kilku miesięcy i zwyczajnie tęsknił za jego obecnością. W głowie zaplanował sobie cały jego krótki pobyt tak, aby maksymalnie wykorzystać czas, który został im dany.
Dante był pewien, że nie zobaczy przyjaciela przez dłuższy okres, gdyż zbliżały się jego egzaminy i nie mógł sobie pozwolić na opuszczanie zbyt dużej ilości zajęć. Dlatego też w grę nie wchodziło przełożenie lotu i przylot z opóźnieniem — musiałby przegapić prawie cały tydzień w szkole, na co jego opiekunowie nie wyrażą zgody.
Wcisnął twarz w poduszkę, mając ochotę krzyczeć. Zamiast tego rzucił nią w ścianę z taką siłą, że wiszący na niej plakat w antyramie spadł, tłukąc szybę na małe kawałeczki. Chłopak westchnął i opadł z powrotem na łóżko.
— Wszystkiego najlepszego, Dante — mruknął sam do siebie, nakrywając się kołdrą po same uszy.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi i zanim Redfield zdążył na nie odpowiedzieć, Diana, Sophie i Damien wparowali do jego pokoju z różowym tortem.
Chłopak miał nadzieję, że zobaczy tego dnia również swoich rodziców, słyszał jednak bicie tylko trzech serc. Nawet jeśli chcieliby go zaskoczyć i się ukryć, nie daliby rady.
— Wszystkiego najlepszego, Dante! — wykrzyczała Diana, raniąc tym samym wytężony słuch brata.
Chłopak wymusił uśmiech, co nie uszło uwadze dziewczyny. Mimo że zakuło ją to prosto w serce, postanowiła nie wyciągać pochopnych wniosków i najpierw z nim porozmawiać. Dostrzegła zniszczoną antyramę na podłodze i leżącą obok poduszkę, jednak nie zadała żadnego pytania na ich temat.
— Dziękuję — powiedział, siadając na łóżku, kiedy Sophie podstawiła mu pod nos tort, a ogień na świeczkach zatańczył. Pomimo swojego jaskrawego koloru, wyglądał smakowicie. Może trochę chemicznie i radioaktywnie, ale zdecydowanie apetycznie.
— Pomyśl życzenie. — Kobieta uśmiechnęła się.
Dante faktycznie zamknął oczy na moment, zanim nabrał powietrza w płuca i zdmuchnął wszystkie świeczki na jednym wydechu. "Chciałbym się spotkać z Aidenem i rodzicami", pomyślał, po czym otworzył oczy.
— I jak? — zagaił Damien.
— No przecież wam nie powiem, bo się nie spełni. — Wywrócił oczami, pozwalając sobie nałożyć na palec odrobinę masy i ją zlizać. — O matko, ale zajebisty.
— Dzięki. — Diana strzepała niewidzialny paproch ze swojego ramienia. — Piekłyśmy go z babcią pół nocy.
— Jakim cudem tego nie usłyszałem? — Zaśmiał się nastolatek. Sophie dała mu do ręki łyżkę, dzięki czemu mógł zacząć jeść. Gdy przebił się przez wierzchnią warstwę i dostał do środka, okazało się, że biszkopty w jego wnętrzu są czarne. Czekoladowy smak doskonale komponował się z truskawkową masą, którą został przełożony.
CZYTASZ
Bez kontroli [Redfield #1]
Science FictionREDFIELD #1 W żyłach Dantego Redfielda od urodzenia płynie wirus, któremu zawdzięcza swoje nadnaturalne zdolności. Z biegiem czasu staje się on coraz silniejszy, zmysły bardziej wyostrzone, a rany goją się mgnieniu oka. Poza plusami, ma on również s...