Dante przebudził się w środku nocy i początkowo nie wiedział, co było tego powodem. Od czasu do czasu miewał koszmary związane z włamaniem, ale nie tym razem. Usiadł na materacu, przecierając zaspane oczy. Sięgnął po stojącą obok łóżka butelkę wody, z której napił się kilka dużych łyków. Sprawdził godzinę na telefonie, ciesząc się, że jest dopiero po pierwszej i ma jeszcze mnóstwo czasu na sen, zanim będzie musiał wstać do szkoły.
Opadł z powrotem na poduszkę i przykrył się szczelnie, ale gdy zamknął oczy, w końcu zrozumiał, co go obudziło.
Usłyszał stłumiony szloch.
Zmarszczył brwi, wysuwając się spod kołdry, po czym ruszył w kierunku drzwi. Starał się otworzyć je najciszej, jak tylko potrafił, ale o takiej porze nawet najmniejszy szmer brzmiał jak wybuch bomby atomowej. Zrobił kilka kroków i zapukał delikatnie w drewnianą powierzchnię tuż nad klamką. Chociaż nie usłyszał odpowiedzi, wszedł do pokoju Diany, zamykając za sobą drzwi.
Dziewczyna szarpnęła się, podpierając ciało na łokciach, ale gdy zobaczyła sylwetkę Dantego majaczącą w blasku księżyca, ponownie opadła twarzą w poduszkę. Na moment przestała szlochać, a jedynie pociągała nosem.
— Co się stało? — zapytał chłopak, bezceremonialnie wsuwając się pod kołdrę. Oparł się plecami o zagłówek, ale metalowe pręty okazały się tak niewygodne, że musiał podłożyć sobie na nich poduszkę.
— Mam katar — odparła spokojnym głosem, jakby minutę wcześniej nie dusiła się własnymi łzami.
— Diana — mruknął ostrzegawczym tonem.
— Wiesz, jaka jest teraz zdradliwa pogoda, a ja zapomniałam swe...
— Diana — powtórzył.
Na moment zapadła między nimi cisza.
— Pokłóciłam się z Conradem.
— O co?
— Nie powiem ci, bo jesteś gorszy niż matka — wymamrotała, po czym pociągnęła nosem. Dante sięgnął po chusteczki z paczki leżącej na stoliku i podał jej jedną z nich. — Dzięki.
— Jakbym miał cokolwiek do gadania. — Wzruszył ramionami. — Już dawno przestałaś mnie słuchać.
— Ostatnio przestaliśmy spędzać ze sobą czas — zauważyła, zmieniając temat, czego Redfield nie zrozumiał od razu.
— Ty z Conradem? — Prychnął.
— Nie, Dante, my. Jako rodzeństwo. Kiedyś byliśmy nierozłączni.
— No, to prawda. — Westchnął, nie będąc pewien, czy chce powiedzieć, co uważa za powód tej zmiany. Owszem, odkąd Diana zaczęła spędzać więcej czasu z Conradem, to przestała interesować się bratem, ale to nie znaczyło, że nie miał w tym swojej winy. To on miał do niej uraz i z tego powodu zaczął ją od siebie odsuwać. Nie zachowywali się tak, jak kiedyś. Kiedyś nie przeszłyby mu przez głowę żadne próby kontrolowania jej. — Mam być szczery czy miły?
— Nie wiem, ale wybierz dobrze, bo ja będę taka sama.
Nie zastanawiał się długo — nigdy nie należał do osób, które ukrywają prawdę, aby kogoś nie urazić.
— Odsunęliśmy się od siebie przez twój związek z Conradem.
— Bo nie potrafiłeś go zaakceptować i zawsze rzucałeś jakieś chamskie komentarze na jego temat.
— Bo znam go dłużej niż ty, wiem jaki jest i wiem, co mi mówił, żeby mnie wkurwić.
Nie zdążył się ugryźć w język. Wiedział, że nawet jeśli Diana dowie się o wszystkich obrzydliwych tekstach Conrada, które nie stawiały go w najlepszym świetle, nie zmieni to jej uczuć do chłopaka. Dlatego też nigdy wcześniej nie cytował jej dokładnie, co usłyszał od niego na jej temat.
CZYTASZ
Bez kontroli [Redfield #1]
Science FictionREDFIELD #1 W żyłach Dantego Redfielda od urodzenia płynie wirus, któremu zawdzięcza swoje nadnaturalne zdolności. Z biegiem czasu staje się on coraz silniejszy, zmysły bardziej wyostrzone, a rany goją się mgnieniu oka. Poza plusami, ma on również s...