🌹ROZDZIAŁ XVII🌹

180 18 18
                                    

Dante podwinął mankiety czarnej koszuli, odsłaniając przedramiona. Na jego nadgarstku połyskiwał zegarek na skórzanym pasku, który dostał od rodziców w ramach prezentu urodzinowego. Bal absolwentów wydawał się pierwszą, dobrą okazją, żeby go założyć, gdyż na co dzień za bardzo obawiał się zniszczenia drogiego przedmiotu.

Zegarek przypominał mu również o rodzicach, którzy nie mogli się pojawić na kolejnym ważnym wydarzeniu w jego życiu. Powoli przestawał czuć w takich momentach cokolwiek poza wszechogarniającą pustką.

Zapukał delikatnie w drzwi do pokoju Diany, zanim usłyszał jej głos i je uchylił.

— Jedziesz z nami? — zapytał, lustrując ją od stóp do głów.

Szatynka odwróciła głowę od lustra, przed którym właśnie nakładała ostatnie poprawki na delikatny, dziewczęcy makijaż. Jej głowę zdobiła spleciona z włosów korona przyozdobiona srebrnymi spinkami, spod której pozostałe kosmyki spływały kaskadą na odsłonięte ramiona. Skóra Diany błyszczała milionami drobinek, chociaż nie wyglądało to tandetnie. Sukienka w kolorze szampana składała się z podkreślającego talię gorsetu, zwiewnej spódnicy sięgającej prawie do ziemi oraz bufiastych, półprzezroczystych rękawów. Gdy się poruszała, zza krawędzi kreacji dało się dostrzec srebrne sandały na obcasie.

— Conrad ma po mnie przyjechać — oznajmiła, wycierając delikatnie palcem odrobinę błyszczyka, którym wyjechała poza krawędź warg. Nie było na nich już śladu po rozcięciu. — Później do was dołączę.

Redfield nie mógł powiedzieć, że podobał mu się ten pomysł. Wolałby już, żeby dziewczyna wcale nie szła z nimi na bal i została w domu, niż żeby spędzała wieczór z Conradem. W momencie gdy Fortes powoli przestawał mu przeszkadzać i zaczął zdobywać zaufanie do decyzji podjętej przez Dianę, ta wróciła do domu z rozciętą wargą. W jego głowie jednak wciąż gościł dźwięk zmiany rytmu jego serca, kiedy skłamał o braku wyrzutów sumienia. Nic nie kleiło się w całej tej sytuacji.

— Babcia z dziadkiem czekają na dole — oznajmił chłopak, machając głową w kierunku salonu. — Bardzo chcą nam zrobić zdjęcie.

— Miałeś na myśli "babcia bardzo chce nam zrobić zdjęcie"? — Szatynka zaśmiała się.

— Jestem pewny, że dziadek się popłacze, jak cię zobaczy. — Redfield również się zaśmiał, przytrzymując drzwi, gdy jego siostra przez nie przechodziła. — Pięknie wyglądasz.

— Dziękuję — odparła, a z jej twarzy nie schodził szeroki uśmiech. — Ale się wypachniłeś.

— Za mocno? — Dante uniósł kołnierz koszuli do nosa, aby go powąchać, jednak zdążył się już przyzwyczaić do zapachu własnych perfum i go nie czuł.

— Nie, zdecydowanie nie — zapewniła, biorąc głęboki wdech przez nos. — Drzewo sandałowe?

— Mhm — mruknął w odpowiedzi, zakładając na siebie marynarkę.

— Pasuje ci.

— Dzięki.

Gdy zeszli po schodach, w korytarzu już czekała na nich Sophie. Na nosie miała okulary, a w dłoniach telefon, próbując zrobić jak najwięcej zdjęć w ciągu kilku sekund. Dante objął siostrę ramieniem, ona natomiast przytuliła się do jego ciała, uśmiechając się szeroko do kamery. Po kilku normalnych zdjęciach powygłupiali się jeszcze przez moment, zanim Sophie uznała, że zebrała wystarczająco materiałów do rodzinnej kroniki.

— Wyglądacie cudownie — zaszczebiotała, przeglądając szybko fotografie, zanim podniosła na nich wzrok. — Prawda, Damien?

Dziadek pociągnął nosem, a jego oczy się zaszkliły. Dante posłał Dianie spojrzenie pod tytułem: "a nie mówiłem?".

Bez kontroli [Redfield #1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz