🌹ROZDZIAŁ IX🌹

211 14 38
                                    

Z każdym kolejnym dniem temperatura na dworze stawała się coraz wyższa, a ludzie z większą chęcią zakładali na siebie cieńsze ubrania. Diana powoli rezygnowała z grubszych swetrów na rzecz nieco bardziej zwiewnych sukienek, Dante z kolei schował do szafy kurtkę, wiedząc że ponownie wyciągnie ją dopiero za kilka długich miesięcy. Zza chmur częściej wychodziło słońce, zapewniając nastolatkom dzienną dawkę niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania witaminy D. Wielkimi krokami również zbliżał się dwudziesty kwietnia, czyli dzień urodzin Dantego, na którego nadejście Redfieldówna wydawała się znacznie bardziej podekscytowana niż jej brat.

— Nie mam pojęcia, co powinnam mu kupić — jęknęła dziewczyna, ze znudzeniem przeglądając wyeksponowane na wieszakach czarne koszulki z nadrukami. — Nie chcę, żeby to było coś oklepanego, bo to w końcu jego osiemnaste urodziny.

Conrad zajął miejsce na pufie, która została tam postawiona albo dla osób przemierzających buty, albo dla facetów, których niezdecydowane kobiety dały radę wyciągnąć ich na zakupy. Fortes zdecydowanie należał do tych drugich, kiedy ze znudzonym wyrazem twarzy oderwał wzrok od ekranu telefonu, aby spojrzeć na Dianę i niezwykle ostentacyjnie westchnąć. Nienawidził zakupów.

— Nie patrz na mnie, jakbym ja wiedział — fuknął, blokując komórkę.

— Mógłbyś się chociaż odrobinę postarać i mi pomóc!

Dłonie Diany wciąż wędrowały między wieszakami, od czasu do czasu wyciągała przed siebie jedną z koszulek, by spojrzeć na nią w pełnej okazałości, po czym odwiesić na miejsce.

— Mówisz to tak, jakbym nie spędził ostatnich trzech lat na nieprzerwanym nienawidzeniu się z twoim bratem. — Wywrócił oczami, opierając się na łokciach o puf.

— Co myślisz o tej? — zapytała, unosząc do góry koszulkę z ogromnym nadrukiem obrazu w japońskim stylu. Przedstawiał ocean i zachodzące nad nim słońce, a wzdłuż jednego z boków ciągnął się napis, którego żadne z nich nie rozumiało.

— Wiesz, nie bez powodu w szkole się mówi, że zobaczenie Dantego w kolorowych ubraniach przynosi szczęście.

Diana skrzywiła się i odwiesiła koszulkę na miejsce.

— Masz rację, to bez sensu. Muszę wymyślić coś innego.

Ku ogromnemu niezadowoleniu Conrada, jego dziewczyna wyciągnęła go na trwającą jeszcze przynajmniej godzinę podróż po wszystkich możliwych sklepach z nadzieją, że w którymś znajdzie inspirację. W ostateczności jednak kupiła mu całą torbę jego ulubionych słodyczy i breloczek do kluczy z napisem "big bro", do którego dobrała pasujący z grawerem "lil sis". Uważała to za niezwykle oklepanie i żałosne, a jednocześnie wiedziała, że spodoba mu się ten pomysł. Kupiła również najbardziej różowy i dziecinny papier do pakowania prezentów, Conrad z kolei zapewnił ją, że znajdzie dla niej w domu jakiś karton.

— Ostatni sklep i idziemy — powiedziała słodkim głosem, widząc minę Fortesa. — Pięć minutek!

— Jasne — prychnął brunet, wskazując na szyld. — To księgarnia.

— Dokładnie wiem, co mam kupić, więc nie zajmie mi to dużo czasu — zapewniła go, z każdym słowem zbliżając się coraz bardziej do wejścia.

— Jeszcze nigdy nie wyszłaś z księgarni po pięciu minutach — zauważył, opuszczając ze zrezygnowaniem ręce. Mimowolnie podążył za nią, wiedząc, że nie usłyszy go przez zamknięte, szklane drzwi, które właśnie przekroczyła. — Musisz przejść dziesięć razy wszystkie regały, a potem po raz tysięczny popatrzeć na przybory papiernicze, mimo że asortyment nie zmienił się od pół roku.

Bez kontroli [Redfield #1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz