— Kocham cię — powiedziała Diana, całując Conrada w usta na pożegnanie. Brunet pochylił się w jej stronę, jedną ręką wciąż trzymając się kierownicy, po czym odwzajemnił pocałunek.
— Ja ciebie też — odparł, uśmiechając się lekko. Gdy tylko Redfieldówna się od niego oderwała, dostrzegła, jak dobrze widoczne są mięśnie na ramieniu chłopaka w tej konkretnej pozycji. Zawiesiła na nich wzrok na chwilę, unosząc przy tym sugestywnie jedną z brwi. — Co?
Uśmiech Fortesa stał się w tamtym momencie znacznie szerszy, Diana natomiast swój bezskutecznie próbowała ukryć, gryząc policzek od środka. Zlustrowała jego zaspane oczy i zmierzwione włosy, których pojedynczy kosmyk opadał mu na czoło.
— Nic — mruknęła, rumieniąc się. — Dobrze wyglądasz.
— Zwłaszcza, jak znowu przespaliśmy cały film i wydarłaś mnie z łóżka, żebym cię odwiózł do domu.
— Szczególnie wtedy.
Zegarek na kokpicie wskazywał kilka minut po trzeciej. Redfieldówna tym razem nie czuła większego stresu związanego z tak późnym powrotem do domu, gdyż jej rodziców w nim nie było, a dziadkowie najprawdopodobniej nawet nie dostrzegli jej zniknięcia. Pożegnała się z Conradem, który, jak zawsze zresztą, odstawił ją w pewnej odległości od jej domu, aby uniknąć niefortunnego spotkania z jej bratem.
Los miał jednak dla niej inny plan na tę noc. Nie przewidziała, że Dante akurat w tym czasie będzie wracał spod domu Erin. Nastolatka mieszkała całkiem niedaleko, chociaż w dzielnicy, do której jej brat zazwyczaj nie miał żadnego interesu się udawać. Diana nie spodziewała się, że spotka go po prostu idącego ulicą. Jej serce nagle przyspieszyło, jakby zaraz miało wyskoczyć jej z piersi.
Właśnie została przyłapana na gorącym uczynku i nie była gotowa na to, żeby tłumaczyć się ze wszystkiego przed nadopiekuńczym bratem. Dodatkowo w jej głowie pojawiły się najczarniejsze scenariusze, bowiem wściekły Redfield był nieprzewidywalny.
Dante podszedł do niej z rękami schowanymi w kieszeniach czarnej bluzy. Już z daleka mógł usłyszeć, jak bardzo zestresowana była. Dopiero kiedy podszedł bliżej, dostrzegł, że cała drżała z nerwów. Stała jak wryta, patrząc po prostu na nadchodzącego brata i bojąc się cokolwiek powiedzieć.
Redfield odprowadził Conrada zimnym spojrzeniem, które ze sobą skrzyżowali. Gdy ten odjeżdżał, dostrzegł jeszcze cień łobuzerskiego uśmiechu na jego twarzy. Diana nie należała do najszczęśliwszych, gdyż zostawił ją samą i mimo że obecność Fortesa w żaden sposób nie pomogłaby jej sytuacji, z nim u boku czułaby się odrobinę pewniej.
Wyraz twarzy Dantego był niezwykle trudny do odczytania. Spojrzenie miał puste i chłodne, ale jednocześnie nie wyglądał na zaskoczonego, co tylko podniosło szatynce ciśnienie. W pierwszej kolejności pomyślała, że Nathan nie wytrzymał presji utrzymania takiego sekretu i się wygadał. Później przypomniała sobie słowa kuzyna — on już zaczął się domyślać. Dopiero to przypadkowe spotkanie utwierdziło go w przekonaniu, że przez cały ten czas miał rację.
— Niech zacznie cię odwozić pod dom — powiedział w końcu, po kilku niezręcznych sekundach wpatrywania się w siostrę w ciszy. — Bez sensu, żebyś jeszcze tyle szła po nocy.
— Co? — wydusiła Diana, nie do końca rozumiejąc, dlaczego chłopak nie był zły. Nawet jeśli się domyślał lub dowiedział wcześniej, spodziewała się dwugodzinnego wykładu na temat dobierania sobie znajomych.
— Czasem kręcą się tutaj podejrzane typy — wyjaśnił, wzruszając ramionami, po czym skinieniem głowy zachęcił ją, aby ruszyli w stronę domu. — Jak już wracasz od niego tak późno, to niech chociaż upewni się, że docierasz bezpiecznie.
CZYTASZ
Bez kontroli [Redfield #1]
FantascienzaREDFIELD #1 W żyłach Dantego Redfielda od urodzenia płynie wirus, któremu zawdzięcza swoje nadnaturalne zdolności. Z biegiem czasu staje się on coraz silniejszy, zmysły bardziej wyostrzone, a rany goją się mgnieniu oka. Poza plusami, ma on również s...