🌹 ROZDZIAŁ II 🌹

559 24 74
                                    

Dante nie zmrużył oka przez całą noc.

Uruchomił stojący na kuchennym blacie ekspres przelewowy i nasypał do niego zdecydowanie więcej ziaren niż było to wymagane. Kropelki czarnej substancji powoli skapywały do dzbanka, aż w końcu napełniły go po sam brzeg. Gdy tylko to nastąpiło, blondyn wyciągnął z szafki swój ulubiony kubek i nalał do niego gorzkiego napoju. Pomimo podwójnej dawki kofeiny, nie miała ona na niego szczególnego wpływu — pobudzała go na moment i pozwalała się skupić, ale wszystkie jej pozytywne strony leżały tylko i wyłącznie w psychice chłopaka, a nie reakcji jego organizmu. Stres działał na niego bardziej pobudzająco niż jakakolwiek używka.

Diana starała się ignorować nerwową atmosferę w pomieszczeniu, skacząc bez celu po kanałach w poszukiwaniu ciekawego programu, który pomógłby jej odciąć się od niepokojących myśli. Oboje byli zestresowani do granic możliwości, a jedynie okazywali to w inny sposób. O dziwo, to dziewczyna podchodziła do sprawy spokojniej, kiedy w tym samym czasie Dante popadał w paranoję, sprawdzając każdy usłyszany szmer. Gdy nastolatka po raz trzeci trafiła w telewizji na film dla dorosłych, nie ukrywając zażenowania wyłączyła telewizor i zawinęła się ciaśniej w koc.

— Dziadków nie będzie całą noc — oznajmił Dante, po czym zrobił krótką pauzę na opróżnienie kubka. — Połóż się u siebie. Nie ma sensu, żebyś też nie spała.

— Nie ma mowy, że będę spała sama w swoim pokoju — odparła, kręcąc przy tym głową. — Kanapa jest w porządku, póki nie oddalisz się za bardzo.

— Nie ruszam się stąd.

Zupełnie jakby to zapewnienie Dianie wystarczyło, zaczęła szykować się do snu. Ułożyła wygodnie poduszkę, podwinęła koc pod stopy, a drugi jego koniec naciągnęła pod samą szyję. Przytuliła się mocno do drugiego jaśka i zamknęła oczy, z całych sił starając się nie myśleć o tym, co wydarzyło się niecałą godzinę wcześniej. Wciąż jednak jej organizm był w stanie gotowości, dzięki czemu nie potrzebowała nadludzkiego słuchu, aby dochodziły do niej dźwięki, które zignorowałaby w normalnych okolicznościach. Gdy poruszana przez wiatr gałąź obiła się kilka razy o szybę w innym pomieszczeniu, Redfieldówna zacisnęła mocniej oczy i zdawała się skurczyć pod okryciem.

— Gałąź — powiedział Dante, walcząc z popadnięciem w jeszcze większą paranoję. Brzmiał trochę, jakby to sobie próbował przemówić do rozsądku, a nie siostrze. Był pewien, co wydawało te dźwięki, a mimo tego musiał się powstrzymywać, aby nie pójść sprawdzić sypialni rodziców.

— Na pewno? — Jej głos tłumił naciągnięty na głowę koc.

— Idź spać.

Podjęła więc drugą próbę, skupiając się na rozluźnieniu mięśni, które wcześniej spięła.

Dante stracił rachubę, ile razy zrobił obchód po całym mieszkaniu, szukając jakiegokolwiek zagrożenia. Sprawdzał każde pomieszczenie, otwierając drzwi i nasłuchując uważnie przez kilkanaście sekund, ani razu nie wykrywając anomalii. Całe jego ciało wciąż było obolałe po bliskim spotkaniu z jedyną działającą na niego trucizną, a wszystkie zdolności dopiero powoli wracały do swojego naturalnego stanu — również słuch. Dlatego też podczas każdej kolejnej rundki po mieszkaniu był coraz skuteczniejszy w odnalezieniu potencjalnego zagrożenia.

Kiedy ponownie zawitał w salonie i sięgnął po trzeci kubek kawy, Diana już spała, na co wskazywał jej równy i spokojny oddech. Odgłosy wciągania i wypuszczania powietrza były jedynymi przerywającymi głuchą ciszę.

Dante nie byłby w stanie zasnąć i nie miało to nic wspólnego z ilością wypitej przez niego kawy. Za bardzo bał się tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie był w stanie podwyższonej gotowości. Nie dopuszczał do siebie myśli, jak irracjonalne ze strony napastnika byłoby wrócenie do domu Redfieldów jeszcze tej samej nocy. Nigdy nie zakładał, że ktokolwiek podejmie się włamania, a jednak znalazł się ochotnik — w dodatku doskonale wiedział, co robi. Miał plan i był przygotowany na konfrontację z którymś z domowników.

Bez kontroli [Redfield #1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz