☠️ Podejrzanych może być wielu ☠️

78 12 0
                                    


Stanęliśmy przed wrotami szkoły czekając, aż ktoś wyjdzie na zewnątrz. Razem z Donem podtrzymywaliśmy nieprzytomnego Clarka. Tracił coraz więcej krwi, dlatego była potrzebna ekspresowa pomoc.

Schi razem z kilkoma mnichami wyszli po nas. Jego mina... Jego mina była... była zła i rozczarowana. Popatrzył wprost na mnie, jakby chciał przekazać telepatycznie wiadomość w stylu "Nawaliłeś Marcus. Nie spodziewałem się tego po tobie".

— Zaprowadźcie Drenka do skrzydła szpitalnego niech zrobią z nim porządek. Cheat wracaj do pokoju, a ty Marcus pójdziesz ze mną — powiedział.

Popatrzyłem gniewnie na Dona dając mu do zrozumienia, żeby nie wchodził w dyskusje z Schi, ale olał to i zaczął mówić.

— Marcus jest ranny dyrektorze. Powinien iść do skrzydła szpitalnego.

Schi analizował wypowiedź Dona. Już myślałem, że może zgodzi się, żebym poszedł po opatrunek na ramię. Jednak gdy dostrzegłem kąciki jego ust zrozumiałem, że jest wściekły, że Don mu się sprzeciwił. Może nie był to bezpośredni bunt, ale coś w rodzaju nie zgodzenia się z jego zdaniem. Schi nie znosił, gdy uczeń mu się sprzeciwiał.

— Mało mnie interesuje co masz do powiedzenia Cheat. Uczysz się, dostajesz rozkazy misji i nie zadajesz więcej pytań. Wróć do siebie i doprowadź się do porządku.

— Mieliśmy wyczerpujący i niebezpieczny dzień. Mogliśmy zginąć — rzucił beznamiętnie. Czekał, aż też się sprzeciwię i go wesprę, ale nie miałem na to siły. Chciałem mieć tą rozmowę za sobą.

— Don daj spokój poradzę sobie — szepnąłem w jego stronę.

— Takie dni jak te będą ci się przytrafiać miesiącami w życiu, gdy dorośniesz chłopcze. Rodzice nie tłumaczyli ci, jak niebezpieczną pracę mają? Stawiam, że nie. Zaś Marcus to najlepszy zabójca, jakiego mogła dostać ta szkoła. Przeżył, bo to było do przewidzenia. Jeśli nie zemdlał to oznacza, że rana nie jest na tyle szkodliwa dla jego organizmu. Więc zamykam tą dyskusję i radzę dobrze przygotować się do jutrzejszego egzaminu.

Dlaczego się nie odezwałem? Sam nie wiem. Po tym dniu poczułem się słaby. Słabość to za mocne określenie na tą chwilę. Czułem, że nie jestem w pełni skupiony, aby rozwiązać tą zagadkę. Powinien się skupić na tym na czym zależało. Oczyścić umysł i wpaść na to, że sytuacja sprzed kilkudziesięciu minut była zasadzką, w której mieliśmy wpaść.

Usiadłem na krześle czekając, aż Schi zacznie wykładać mowę, jak beznadziejny jestem. Zamiast tego przesunął fotel i usiadł obok mnie.

— Następnym razem nie wybierajcie się tylko we trzech — odparł. Tu miał rację. Popełniliśmy błąd. Mogliśmy poczekać, aż wszyscy będą mieli czas, żeby się tam udać — Drużyna jest po to, żeby sobie pomagała w takich sytuacjach, jak ta. Sam widzisz, że skończyły się to zaledwie w taki sposób, a nie bardziej tragiczny.

Wszystkie miejsce dotychczas były zabawą, w której mogliśmy zaszaleć. Zabawić się podczas sprzątnięcia kilku nieprzyjemnych typów. Tym razem było inaczej...

Siedziałem w cichu słuchając wywodów Schi na swój temat. Byłem indywidualistą to prawda. Lubiłem robić wiele rzeczy sam, ale gdy przychodziła współpraca nie narzekałem na nią.

— Marcus... — zwrócił się do mnie błagalnym tonem pełnym współczucia — Bałem się o ciebie... Jesteś moim najlepszym uczniem i ukochanym synem mojej najdroższej siostry. Nie mogę pozwolić, abyś zginął. Ale jesteś też wyszkolonym zabójcą, który ma likwidować nieodpowiednich ludzi. Masz wykonywać powierzone ci misje nie dając się zdemaskować. Co takiego wydarzyło się, zanim tu wróciliście?

The fight of our livesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz