—-5—-
Złoty siedział na swoim tronie. Głowę miał opartą o prawą rękę. Spał w ten sposób bardzo często. Lubił spać na swoim tronie i nie ruszać się z niego. Podkreślanie jego władzy nad tą małą armią maszyn, powodowało że czuł się lepiej. Chociaż nienawidził ich z całego serca. Pamiętał że to one go zabiły. Wydarły mu ludzką powłokę i zamknęły w tym metalowym pancerzu. Teraz on tu tkwił razem z nimi, zamiast kontynuować swój proceder który tak bardzo uwielbiał. Niestety musiał się cieszyć z tego co ma. Przynajmniej udało mu się zrobić z nich posłuszną zgraję. Chociaż nadal nie wiedział dzięki czemu i jak. Dla niego jednak liczył się efekt. Freddy otworzył oko. Spojrzał przed siebie. Nic po za ciemnością. Westchnął Doszedł do wniosku że uderzyło go coś, co wcześniej nie sprawiało mu problemów. Samotność. Czuł ją już wcześniej, jednak był z niej zadowolony. On i jego demony w ciemności. Lubił z nimi rozmawiać. Omawiał z nimi całe dnie. Jak je przeżywał, co robił. Pod koniec rozmów zawsze zbaczał na temat, następnych planowanych morderstw. Tak kończył prawie każdy dzień. Z czasem jego własne koszmary, z wrogów zmieniły się w przyjaciół, ba nawet kompanów. Radził się ich, czuł że tylko one wspierają go w jego dążeniach. Nie bał się snów. Brnął w coraz to głębsze szaleństwo. Niestety było nieuniknione. Nie miał nikogo innego. Chociaż była jedna osoba w jego życiu. Przypomniał sobie kobietę. Przez ułamek sekundy widział jej twarz. Margaret. Uśmiechnął się mimowolnie. Dla niej, również dla niej wróciłby do żywych. Znalazłby ją i poślubił. Kochał ją dawno temu ale czuł że byłby do tego zdolny raz jeszcze. Nigdy nie wyparowała z jego serca. Tylko czemu, czemu miłość zadała mu taki ból. Margaret miała szanse go odmienić. Rick pamiętał jakby to było wczoraj, gdy w kawiarni odmówiła mu poślubienia go. Zdeptała jego uczucia i odeszła. To ostatecznie spowodowało że Shimp przypieczętował swoją przyszłość. Krótko później znalazł pracę, u jegomościa który nazywał się Erick Lensh. Miał dostać etat, bo odpowiedział na ofertę stróża dziennego w pizzerii Freddiego. Wtedy zaczął się czarny etap w historii pizzerii Kolejne zaginięcia, często bardzo tajemnicze. Rick nabierał wprawy. Ten detektyw był pierwszym, który jakoś wpadł na jego ślad. Złoty gratulował mu w myślach że go rozpracował. Pamiętał jednak jaką Tom poniósł porażkę. Freddy zaśmiał się do siebie. Potem sprawy potoczyły się dość szybko. Dziwnym zrządzeniem losu detektyw był tym całym Wolfiem. Dorwały go jego ofiary z przeszłości i wszyscy myśleli że to był koniec. Freddy wstał z tronu. Przeszedł kilka kroków.
- Heh...ale niebył. - szepnął i poruszał karkiem. Spojrzał przed siebie. Przed nim pojawił się dziwny obraz. Kot. Cały czarny z białymi łapkami i pyszczkiem. Miauczał milusio. Ominął Freddiego i podszedł do tronu, ocierał się o niego. Złoty powoli podszedł do zwierzaka. O dziwo nie spłoszyło to kota.
- Coś ty za jeden? - zapytał miłym tonem. Kot podszedł do jego wystawionej dłoni. Uderzał głową o palce. Freddy pogłaskał go. Kot zaczął mruczeć. Złoty uśmiechnął się. Poczuł radość. Zaśmiał się. Radował się na widok żywej istoty. Zwierzęcia. Wrócił na swój tron. Znowu planował zasnąć, gdy nagle na kolana wskoczył mu mruczek. Freddy zdziwiony spojrzał na zwierzę, które zmierzyło animatronika przenikliwym kocim spojrzeniem. Robot poczuł że nie ma serca wyrzucać stworzenia. Pozwolił mu zostać. Kot usadowił się wygodnie i zasnął mrucząc. Złoty ostatni raz spojrzał na kota, po czym sam dał się ponieść melodii granej przez struny głosowe kota i zasnął.
Obudził się nawet nie wiedział kiedy. Ile minęło czasu? Nie wiedział. Spojrzał na miejsce gdzie wcześniej leżał kot. Zdziwienie jakie malowało się na jego twarzy było wyjątkowe. Rick nigdy wcześniej nie zdębiał tak bardzo. Trudno było się jednak dziwić. Kot który wcześniej tu był obecnie gdzieś wyparował, zamiast niego Freddy widział kobietę. Ludzką kobietę. Wiele razy zamykał i otwierał oczy z niedowierzania. Przecierał oczy i dawał sobie po twarzy, żeby sprawdzić czy nie śpi. Jednak wszystko wydawało się nader prawdziwe, a kobieca sylwetka nie chciała zniknąć. Nagle uderzyło go to że poznawał ją. Tak delikatne kruczoczarne włosy i ten delikatny zarys kobiecej postury, którego nie pomyliłby z żadnym innym. Dodatkowo ta twarz, delikatnie kremowa karnacja. Złoty wystawił rękę i położył ją na głowie kobiety. Powoli pogłaskał ją. Zamknął oczy. Wszystkie nerwy na ręce momentalnie, przekazały wiadomość do jego astralnego mózgu. Dotyk pełen rozkoszy, dobra i poniekąd smutku.
![](https://img.wattpad.com/cover/41238445-288-k289908.jpg)
CZYTASZ
FNAF: Przeklęty Lunapark
FanfictionKontynuacja poprzedniej książki FNAF: WIlk Policjant. Zachęcam do czytania. P.s W przeciwieństwie do poprzedniej części będzie wrzucana po jednym rozdziale. Sześć lat minęło od wydarzeń w pizzerii Freddy Fazbear. To sporo czasu na liczne zmiany. N...