18. Kolacja

15 2 0
                                    

                                                                                                     Rose

Obudziłam się z bólem głowy. A dokładniej Archer mnie obudził przed siódmą. Gdyby nie on to dalej bym spała. Wstałam z łóżka i próbowałam sobie przypomnieć jak ja się w nim znalazłam. Ostatnie co pamiętam to jak rozmawialiśmy z Archerem o marzeniach. A potem film mi się uciął. Nie wypiłam dużo. To było tylko sześć kieliszków. A może siedem? W każdym bądź razie była trzeźwa. Albo mi się tak wydawało?

Już od samego poranka wiedziałam, że ten dzień zaliczę do koszmarnych dni w moim życiu. Koszmar. To było słowa, które opisywało dzisiejszą kolację z rodzicami. Ja coś czuję, że ta kolacje nie pójdzie po myśli mojej. Do tego muszę przygotować się na ogromny ochrzan od matki, która za pewne jak zostaniemy same opierdzieli mnie na każdy możliwy sposób. I muszę się jeszcze przygotować, że zjedzie od góry do dołu wyzwiskami Archera. Matka nigdy za im nie przepadała. Tata go bardzo lubiła, ale Emily Williams mówiła, że on ma na mnie zły wpływ. Mała Rose nie słuchała mamy i przyjaźniła się z Archerem Walkerem. Jestem dumna z siebie do dziś dnia, że nie posłuchałam mojej rodzicielki. Była to jedna z lepszych decyzji w moim życiu, która przyniosła mi dużo szczęścia i radości oraz uśmiechu na mojej twarzy.

Z tych złych rzeczy jest plus. Spotkam się z braćmi i to jest ważne. Lot trwa prawie trzy godziny dlatego od razu po wylądowaniu w Wielkiej Brytanii pojedziemy do willi Eliota i Ethana. Nie mam zamiaru od razu kierować się do domu rodzinnego i słuchać narzekań mamy.

Do małej czarnej walizki spakowałam potrzebne rzeczy na te dwa dni koszmaru. Moja mam stwierdziła, że wrócę do Włoch dopiero w niedzielę, ponieważ podobno ni chce mnie wypuszczać o Bóg wie, której godzinie żeby jeszcze mnie ktoś porwał. Ale i tak nikt by tego nie zrobił, ponieważ będę z moim najlepszym przyjacielem, który zapewniał cały dzisiejszy poranek, że nie pozwoli żeby mi włos z głowy spadł. Bardzo się o mnie troszczył. Mimo, że ja umiem zadbać o siebie on mówił, że to konieczne. W dzisiejszy czas to skarb mieć takiego przyjaciela obok siebie.

- Gotowa? - spytał Archer gdy byłam już w korytarzu i zakładałam buty. Nie wiem jakim cudem chłopka zmieścił się do plecaka. Nigdy nie byłam i nadal nie jestem i już wątpię to, że kiedykolwiek będę gotowa na spotkanie z rodzicami po trzech tygodniach przerwy. Nie brakowało mi codziennych przytyków matki i ciągłego braku ojca w domu.

- Nigdy - powiedziałam wzdychając ciężko.

- Będzie dobrze. Cały czas będę przy tobie - powiedział z troską chłopak patrząc na mnie. Każdego dnia dziękuje Bogu ze zesłał mi takiego Archera - nie pozwolę żeby matka cię poniżała publicznie, ani prywatne. Jakkolwiek to zabrzmiało wiec, że masz we mnie zawsze wsparcie - on wiedział, że ja się wcale nie boję lotu czy spotkania ojca lub bycia ana tej kolacji. Ja się bałam, że matka znowu mnie skrytykuje, a ja się załamię i wezmę ten wytyk sobie do serca.

- Dziękuję za wszytko co dla mnie robisz.

- Drobiazg karmelku - machnął ręką. Uśmiechnął się do mnie i otworzył drzwi mieszkania. Zakluczył je za sobą i weszliśmy do windy. Nie jedziemy moim autem ani motorem bruneta. Wzięliśmy ubera na lotnisko. Tak będzie lepiej i nie będę musiała się martwić przez te dwa dni, że coś może stać się samochodowi, który stałby na parkingu lotniska. Nie ufałam takim miejscom ani ludziom którzy tam pracowali.

Dojechaliśmy cali i zdrowi na lotnisko i skierowaliśmy się na odprawę. Nasz samolot odlatuje za dwadzieścia minut. Nie wiem jakim cudem zdążyliśmy dojechać na lotnisko. Były takie korki, że wolę nie opowiadać jak kierowca się wkurzał gdy prowadził. Cóż się dziwić każdy jechał na ósmą do pracy. Niby jest sobota, ale dużo osób pracuje w ten dzień tygodnia.

Only Friends?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz