Rozdział 8. ✨

692 37 61
                                    

Wbiegłam zdyszana do szpitala, do którego trafili zawodnicy Królewskich, zaraz po meczu z Zeusem.

Rano zaliczyłam porządną kłótnię z mamą, po której od razu udałam się na stadion, by oglądać mecz i wygraną drużyny, do której należę. Jednak do wygranej nie doszło, a całego zajścia nie można zaliczyć do meczu.

Zeus grał brutalnie, silnie i szybko, dzięki czemu w krótkim czasie pokonał Królewskich. Znaczna większość zawodników trafiła do szpitala, reszte opatrzono na miejscu.

Podbiegłam do lady, przy której recepcjonistka skierowała mnie na drugie piętro. Wbiegłam schodami na górę, a na korytarzu przed salą zobaczyłam Jude'a, który siedział ze spuszczoną głową i rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Podeszłam do niego, normując oddech i szybko bijące serce.

- Co z nimi? - spytałam, opadając na krzesło obok niego. Chłopak delikatnie uniósł głowę i wzruszył ramionami.

- Większość ma lekkie kontuzje, które wykluczają ich z gry na krótki czas. Najgorzej jest z Joseph'em, David'em i Daniel'em, ale ich bada jeszcze lekarz. - odpowiedział cicho, wbijając wzrok w drzwi.

Między nami nastąpiła niezręczna cisza. Nie dziwiłam się, że jest niezręcznie, skoro nie wytłumaczyliśmy sobie tego, co zaszło w moim domu. Pamiętałam, że kiedy się trochę uspokoiłam, Jude wyszedł i nie mieliśmy okazji, by porozmawiać. Nawet nie wiedziałam, czy chcę z nim o tym rozmawiać. Nie powinien był tego widzieć.

Jednak zastanawiało mnie to, że nie poszedł od razu po moim przyjściu do pokoju, a został. Miałam go za kogoś, kogo nie lubię. Nie jestem pewna, czy mogłam nazwać go wrogiem, skoro kiedyś się przyjaźniliśmy, ale na pewno nie darzyłam go sympatią. A teraz? Nie wiem.

Wydawało mi się, że został ze względu na naszą przeszłość. I tylko tyle. Jednak ten mały gest sprawił, że zaczęłam się zastanawiać, czy ja na pewno nie lubie Jude'a Sharp'a. Spojrzałam na niego z trochę innej perspektywy. No, a poza tym, już ostatnio zaczęłam zauważać, że Jude się zmienia.

- Odkąd tylko pamiętam liczyła się piłka nożna. - odezwał się nagle, znów spuszczając wzrok - Ale to koniec. Dziś moja miłość do gry przestała istnieć. - otworzyłam szerzej oczy, patrząc na niego w niedowierzaniu. Co on wygaduje? - Ja i piłka to już tylko przeszłość.

- Czy ty siebie słyszysz?! - wstałam ze swojego miejsca, by stanąc naprzeciwko niego - Bo przegraliśmy? Nie pierwszy i nie ostatni raz! A to, że nie zagrałeś, to nie twoja wina, a wina kontuzji. Osobą, która powinna to mówić, mogę być co najwyżej ja, bo nie zagrałam z własnej głupoty. Ale nie mówię tego. Wiesz dlaczego? Bo nie uważam tej przegranej za koniec świata! Przecież możemy wygrać za rok! - podparłam ręce na biodrach, wbijając w niego ostry wzrok. Ten uniósł głowę, by na mnie spojrzeć.

- Nie rozumiesz. Nie będzie niczego za rok. To koniec. - wzruszył ponownie ramionami, co tylko mnie zirytowało. Zmarszczyłam nos, przyglądając się mu. Tak bardzo nie brzmiał jak Jude Sharp, który wykreował się na przestrzeni lat w Akademii - Nie wiemy co z chłopakami, ja straciłem ochotę do gry, no i nie wiemy co z tobą. Słyszałem reakcję twojej mamy na ostatnią przegraną. - wstał ze swojego miejsca, wyminął mnie i odszedł w kierunku schodów.

- To nie prawda, Sharp! Gadasz, by gadać, do tego głupoty! Chłopaki się wyliżą, ty przestaniesz być depresyjny, a moja matka...! - tu urywałam, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Wierziałam jak zareaguje, choć z nią to nigdy nic nie wiadomo. No i nie chcę rozmawiać o niej z nim - Słuchasz mnie w ogólę?! - krzyknęłam, idąc za nim.

- Nie mam ochoty z tobą rozmawiać, Wyles. Wszystko się zmieniło i nic już nie będzie takie same. - zaczął schodzić po schodach, więc zbiegłam za nim.

Come In With The Rain | inazuma eleven, Jude SharpOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz