apocalypse zombie

121 7 46
                                    

Było ciepłe wiosenne popołudnie, a od rozpoczęcia apokalipsy minęło dokładnie dziewięć lat. Słońce osadzone wysoko na horyzoncie oświetlało zakrwawioną i przerażoną twarz niskiego szatyna, który w ogromnym popłochu uciekał przed nielicznym stadem zombie. Rozległa rana na jego kolanie, która powstała na wskutek upadku na ostre kawałki szkła utrudniała mu drogę ucieczki. Obolały ciągnął swoją prawą nogę jak nieposłusznego psa, który dopiero co uczy się chodzić na smyczy.

Gesty las w którym nie było nic innego jak tylko grube drzewa rozciągał się, aż na sto dwadzieścia kilometrów dlatego Will zdawał sobie sprawę, że nikt go nie uratuje, a on nie zdąży znaleźć tymczasowego budynku do ukrycia. Warczenie głodnych i wściekłych zombie odbijało się echem o grube pnie drzew, a chłopakowi zaczęło kręcić się w głowie przez obrzydliwy odór zgnilizny, który zdążył osadzić się na jego poplamionej i zakrwawionej bluzie.

Minęło już tak dużo czasu odkąd zaczęła się apokalipsa, a Will'a nadal obrzydzał zapach dochodzący z chodzących trupów. Za każdym razem jego żołądek przekręcał się w każde możliwe strony świata powodując odruch wymiotny, który chłopak czuł przez większość swojego życia.

Byers nienawidził tego jak bardzo jest słaby i nie może poradzić sobie w apokalipsie. Praktycznie cały czas głodował i z trudem odnajdował jedzenie, które i tak nie zapełniało głodu w jego żołądku. Przez długie wędrówki połączone z brakiem dostarczanych kalorii chłopak strasznie schudł, a niski poziom wody w organizmie z dnia na dzień coraz bardziej go wyniszczał. Był blady, oczy miał podkrążone i przekrwione przez niewystarczającą ilość snu. Przypominał zombie, który dopiero co się przemienił i nie miał najmniejszej ochoty uczestniczyć w apokalipsie.

Will ciężko i z wielkim trudem wypuszczał drżące powietrze z płuc i co chwilę nerwowo oglądał się do tyłu, by mieć jakąkolwiek kontrolę nad zbliżającym się stadem, które przez głośne hałasy i zapach jego świeżej krwi stawało się coraz liczniejsze. Szatyn przełknął nerwowo ślinę, która utknęła w jego gardle, gdy zobaczył, że z przodu również zbliża się stado. Poczuł napływające łzy do oczu gdy zdał sobie sprawę, że z każdej strony jest otoczony przez śmierdzące trupy, które tylko czekają, aby go zjeść.

Nerwowo rozglądał się wokół, a obraz przed jego oczami uległ gwałtownej zmianie. Głucha cisza ogarnęła jego umysł, a chłopak miał wrażenie jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Widział podchodzące zombie, które wolno otwierały swoje zakrwawione paszcze gotowe, aby go zjeść. Potwory zbliżały się coraz bliżej, a Will poczuł jak robi mu się nieprzyjemnie gorąco, a przed oczami pojawiają się małe, czarne plamy, które ograniczają mu widoczność. Chwilę później małe plamy zamieniły się w wielką czarną otchłań, a szatyn nie widział kompletnie nic.

Nie wiedział nawet w jakim położeniu się znajduje i jak daleko są zombie, ale coraz mocniejszy smród, który nieprzyjemnie podrażnił jego nozdrza utwierdził chłopaka, że trupy znajdują się zaledwie kilka centymetrów przed nim. Głośno krzyknął, pozbywając się wielkiej, czarnej plamy i pośpiesznie sięgnął po pistolet, który miał zaledwie cztery naboje.

Drżącą ręką wycelował w głowy zombie, które znajdowały się najbliżej niego, a gdy zdał sobie sprawę, że nie ma więcej naboi z złością rzucił pistoletem o ziemię i wyciągnął nóż z ostrą, lśniącą w promieniach słonecznych końcówką. Rzucił okiem na swoje odbicie lustrzane w nożu i jeszcze bardziej się rozpłakał widząc w jakim jest stanie. Był brudny, zakrwawiony, a jego włosy wyglądały jakby ktoś celowo wylał na niego olej. Słone łzy wodospadem spływały po jego zmęczonej twarzy, a gdy tylko dotarły do jego suchych ust Will od razu połknął kilka kropli zdając sobie sprawę jak bardzo jest spragniony.

One Shots |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz