Rozdział 1 część 2

42 3 0
                                    


Pierwszy dzień w podróży wlókł się niemiłosiernie. Szara klacz szła przed siebie, wzniecając kopytami kłęby kurzu na piaszczystej, nierównej drodze. Mijany krajobraz przez całą drogę wydawał się jednakowy, jakby błądzili wkoło, choć na pewno Siroth obrał odpowiedni kierunek. Te same drzewa, te same kwiaty, te same pola.

Słońce prawie schowało się za horyzontem, a czerwono-pomarańczowe niebo ciemniało z każdą minutą, aby niebawem zwolnić miejsce księżycowi. Ostatnie promienie przedzierały się nisko pomiędzy gałęziami, niemalże oślepiając ostrym, jaskrawym światłem, jedynie chłodny wiatr starał się jakoś umilić ten nieprzyjemny moment swoimi delikatnymi powiewami.

Dziewczyna odwróciła się przez sen i z cichym mruknięciem wtuliła twarz w płaszcz Sirotha. Mężczyzna westchnął ciężko, czując jej gorący oddech na brzuchu. Potem przyciągnął ją bliżej, żeby nie zjechała z końskiego grzbietu przy krótkiej chwili jego nieuwagi, po czym wrócił do oglądania okolicy.

Zbliżała się noc, więc niedługo powinien był znaleźć dogodne miejsce na odpoczynek. Do najbliższego miasta potrzebowali jeszcze dnia podróży, jednak na szczęście pobliskie tereny zielone oferowały sporo ciekawych miejsc na nocleg, dlatego nie zamierzał narzekać.

Po niedługim czasie zsiadł z konia i przytrzymując Lerię, wszedł między drzewa. Z oddali słyszał szum wody, zwiastujący obecność rzeki w niedalekiej okolicy, z której oboje z klaczą chętnie skorzystają. Lepiej już nie mógł trafić. Rozłożył koc na trawie, położył na nim śpiącą dziewczynę, po czym przywiązał konia blisko wodopoju i sam kucnął nad wodą. Zanurzył dłonie w przyjemnym chłodzie strumienia. Wziął nieco płynu w ręce i umył zmęczoną twarz, a następnie zmoczył włosy i westchnął przeciągle, licząc ile dni drogi powrotnej im zostało. Potem wrócił na miejsce noclegu, usiadł po cichu na kocu i opierając głowę o drzewo, spojrzał na Lerię. Spała przytulona do swojego zgiętego ramienia, a burza czarnych kosmyków leżała rozsypana dookoła jej twarzy. Wyglądała, jakby miała przyjemne sny, pomimo warunków, w jakich się znalazła.

Po chwili zmieniła pozycję, a jej sukienka podwinęła się niestosownie na wysokość połowy uda. Siroth wyciągnął rękę, żeby wyprostować materiał, ale kiedy tylko musnął palcami tkaniny, dziewczyna wydała z siebie naburmuszone mruknięcie.

– Mmm... nie tutaj. Nie wolno – wymamrotała przez sen, czym wprawiła mężczyznę w niemałe zdziwienie. Po tych słowach ponownie zmieniła pozycję, a Siroth prychnął, rozbawiony.

Gdy dziewczyna zamilkła, wyciągnął z kieszeni pomięte zdjęcie i jeszcze raz porównał różnice w wyglądzie obu księżniczek. Widział podobieństwo w rysach twarzy, ale gdyby miał orzec po kolorze włosów czy oczu, że patrzy na zaginioną dziedziczkę, to wracałby teraz do zamku sam. Albo tak bardzo zmieniła się pod wpływem czasu, albo zaopatrzono ją w artefakt, mający na celu ukryć jej prawdziwy wygląd. Tylko po co ktoś miałby to robić, skoro księżniczka podobno zaginęła, a nie została porwana? Ale ta kwestia nie interesowała go na tyle, żeby chciał drążyć temat. W końcu był jedynie najemnikiem, w dodatku nieszczególnie zadowolonym z powierzonego mu zdania.

Jeszcze raz spojrzał na zdjęcie przed schowaniem go do kieszeni i tym razem zwrócił uwagę na amulet. Przeniósł wzrok na śpiącą Lerię i zauważył, że spod jej dekoltu wystaje fragment fioletowego kamienia na cienkim, przeplatanym łańcuszku ze srebra. Naszyjnik wyglądał dokładnie tak samo, jak ten, co miała dziewczynka na fotografii, ale nie wiedział, jakim cudem zachowała go tyle lat na biednej wsi.

Sięgnął po łańcuszek i ostrożnie wyciągnął go spod sukienki, żeby móc przyjrzeć się lepiej. Kiedy zawieszka spoczęła w jego dłoni, zacisnął na niej palce i skupił się, a po kilku sekundach poczuł delikatne ciepło od kamienia, co oznaczało, że wewnątrz przedmiotu lub na jego powierzchni znajdowały się ślady magii. Być może znalazł rzeczony „artefakt".

Kroniki Tarionu: Dziedziczka OgniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz