Capitulum II

258 6 5
                                        

Od razu po skończonym wyścigu i po odebraniu wygranej z zakładu poszliśmy, z Chris' em, do auta aby wrócić do domu. Wilson miał za dobrze bo na każdy wyścig na który się wybierałem podwoziłem mu dupę. Zapakowaliśmy się do auta i wykręciłem abyśmy mogli wyjechać. Nigdy nie zostawaliśmy zbyt długo po widowisku, ponieważ zawsze mogły pojawić się tam psy. Woleliśmy nie narażać się bo mogliby nas zgarnąć z powodu naszej (jeszcze) niepełnoletności.

Jechałem centralnie już pustymi ulicami Los Angeles. Pierwsza runda Illegal Car Racing Cup była błyskawiczna. Więcej było przygotowań i pieszczenia się z autami niż samego wyścigu. Kolejna runda w której miał brać udział Diabeł miała odbyć się po wyłonieniu zwycięzcy w piątkowym widowisku. Byłem ciekaw czy Wilson zdecyduje się jechać na wyścig czy może na imprezę do Cam' a.

-W piątek nie mogę cię zawieść na wyścig. Jest impreza u Cam' a i chce się schlać aby urwał mi się film.- odparłem cicho nie spuszczając ani na chwile wzroku z drogi.
-Raczej się nie wybieram w piątek na wyścigi. Na imprezie będzie Madison, więc...- zaczął ale nie byłbym wkurwiającą osobą gdybym nie przerwał.
-Nawet się kurwa nie waż tego kończyć.- warknąłem odciągając wzrok od drogi i grożąc palcem.

Chris zaśmiał się cicho i wlepił swoje spojrzenie w przednią szybę. Do końca drogi żaden z nas nie odzywał się już.

Cisza była piękna, zbyt piękna jak na oczywiście Wilsona, więc musiał zakłócić ją swoim nowym tematem do rozmów.

-Wiesz co profesor Brodway mi powiedziała?- powiedział oburzony gestykulując rękami.

Profesor Brodway - nauczycielka rozszerzonej i zwykłej matematyki, ma chyba stu letnie doświadczenie, straszna baba a jej głos słychać chyba u dyrektora, który dodam na marginesie ma biuro na trzecim piętrze a ona uczy na parterze. Jej „ulubieńcem" był nikt inny jak mój najlepszy przyjaciel.

-Umm... Poczekaj tym razem zgadnę. Że jesteś bezmózgowiem i nie umiesz podać wyniku dwa dodać dwa? Albo, że wcześniejsza nauczycielka matematyki musiała być bogiem z anielską cierpliwością bo z twoim bezmózgowiem to nie powinieneś ukończyć pierwszej klasy?- zapytałem zarazem od niechcenia opierając jeden łokieć o okno a drugą dłoń zabrałem z kierownicy i przekierowałem na skrzynię biegów.

Blondyn zaśmiał się głośno i przeczesał rękami swoje średniej długości włosy.

-Uwaga trzymaj się bo upadniesz.-zagroził mi po czym wziął głęboki oddech i wypalił -Pochwaliła mnie.-

Zahamowałem tak mocno auto, że Chris niemal wypadł przez przednią szybę. Moim powodem mega ryzykownego hamowania nie były słowa chłopaka, i tak mnie zdziwiły, ale czerwone światło i jeden człowiek na przejściu dla pieszych który właśnie postanowił wybrać się na jebany spacer przy którym o mało co nie straciłby życia. Człowiek w ogóle się nie spojrzał na mnie ani nie ruszał ustami co oznaczałoby miłą wiązankę przekleństw. Przechodził jak gdyby nikt jebany nic. Ale w sumie też nie mogę go obwiniać o to, że przechodził na popierdolonym przejściu dla pieszych na zielonym świetle.

Wilson obrócił się w moim kierunku z wielką chęcią mordu w oczach.

-Mówiłem abyś się kurwa trzymał a nie rozpierdalał auto o jebanego człowieka.
-Po pierwsze szybciej auto rozwaliłoby człowieka niż odwrotnie a po drugie to nie było spowodowane na twoją wiadomość.

Blondyn przewrócił oczami i założył ręce na klatce piersiowej. Zsunął się lekko z fotela tak aby prawie na nim leżeć i zaczął coś pierdolić pod nosem.

-Co tam szydzisz wiedźmo?- zapytałem naciskając przy tym lekko pedał gazu.
-Że mam wielką ochotę Ci pierdolnąć ale tego nie zrobię.- wysyczał niemal przez zęby.
-A to niby czemu?
-Jedno słowo a w zasadzie imię.
Westchnąłem ciężko bo już wiedziałem, że Chris nie byłby sobą gdyby nie dokurwiał mnie bardziej. Byłem pewien, że na sto procent powie imię Evens aby dokurwić mnie.
-Amy...- wysyczał cicho.

Kind of QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz