Capitulum VIII

106 9 0
                                    

     W całej tej sytuacji miałem jedno szczęście. W bagażniku było koło zapasowe. Kiedy tak leżałem, próbując uzbierać w sobie siły, aby wstać, zaczęło docierać do mnie znaczenie słów Xerxesa. Miałem wykraść dokumenty ojca Emily. Za cholerę nie wiedziałem jak za to się zabrać. Co ja mógłbym zrobić? Zakraść się w nocy do ich domu, który naszpikowany jest kamerami i ochroniarzami? Czy...? Nie! Ten pomysł mi nawet nie powinien przyjść do głowy.

     Powoli zacząłem się podnosić. Oparłem cały ciężar na drżących rękach. Jęknąłem z bólu i opuściłem głowę. Cały świat wirował, a ból zaczął coraz bardziej narastać. Na nowo zacząłem czuć metaliczny posmak. Wyplułem krew, która zmieszała się ze śliną. Rękawem przetarłem sobie usta i dalej próbowałem wstać. Podparłem się o Challengera i zacząłem poruszać się w kierunku bagażnika. Nagle straciłem równowagę i ponownie upadłem. Tylko tym razem lepiej było już wstać.

     Kiedy dotarłem do mojego celu, otworzyłem klapę i zacząłem powoli wyciągać potrzebne rzeczy. I teraz właśnie podziękowałem sobie, że pracowałem jako mechanik.

***
      Zamknąłem drzwi od strony kierowcy i przekręciłem kluczyki w stacyjce. Nie miałem zamiaru dłużej tu siedzieć. Bo w końcu nadal to było South Central. Nigdy nie wiadomo, czego można się tutaj spodziewać, a ja wolałem już więcej nie sprawdzać tego na własnej skórze.

     Auto wydało z siebie ryk, a ja szybko wykręciłem i wyjechałem. Mimo bólu, który nadal nie przestawał o sobie dawać znać, wolałem zatrzymać się na jakiejś stacji benzynowej oddalonej od tego zasranego miejsca. Jechałem w ciszy przez pustą drogą. Szczerze nie zdziwiłbym się, gdyby wybiegł tu jakiś psychopata i chciał mnie zabić. Nagle zobaczyłem znak, który był moim zbawieniem. Za pięćset metrów stacja.

     Zjechałem na pas do skrętu i skręciłem na stację. Zaparkowałem auto na parkingu. Wysiadłem i zamknąłem Hellcata, idąc w kierunku budynku. Wyciągnąłem rękę i otworzyłem drzwi, słysząc dzwoneczek.

     Zza lady spojrzała na mnie jakaś dziewczyna. Miała czarne włosy i mocny makijaż. Lekko zabawnym kontrastem był jej zielono-żółty strój. Mogę założyć, że był to obowiązkowy ubiór dla pracowników tego miejsca. Czarne włosy miała spięte w dwa kucyki. Pasemka z przodu były luźno puszczone. Przy jej oczach rozciągały się długie kreski, a wszystko było jeszcze doprawione ciemnymi cieniami do powiek.

     Przekierowałem swój wzrok z dziewczyny na wnętrze sklepu. Półki były mało zapełnione. Ruszyłem w kierunku lodówek. Stanąłem naprzeciw jednej, w której zostały resztki produktów. Otworzyłem ją i sięgnąłem po jednego red bulla. Następnie skierowałem się po jakieś chustki, aby móc przetrzeć sobie rany. Chwyciłem jakiejś opakowanie i poszedłem w kierunku kas. Położyłem produkty na ladzie i zacząłem szperać po kieszeniach w celu znalezienia pieniędzy.

         -Ciężki dzień?- usłyszałem przyjemny głos. Podniosłem wzrok, aby spojrzeć na jego właścicielkę. Dziewczyna skanowała produkty.

         -Powiedzmy.- rzuciłem szybko i wyciągnąłem z kieszeni pieniądze -Ile za to?

      Dziewczyna przekierowała szybko wzrok na mnie, a potem na kasę. Wystukała coś w komputerze.

         -Trzy dolary czterdzieści dwa centy.- powiedziała, po czym podałem jej pieniądze. Dziewczyna odebrała je ode mnie i zaczęła wydawać resztę -Jakiś tatuś sprał?

Spojrzałem się, próbując zrozumieć, co właśnie powiedziała. Widząc moje zdziwienie, dodała:
        
        -W sensie chodzi mi o to, czy jakiś ojczulek dziewczyny Cię sprał za to, że się z nią spotykasz.

     Schowałem kilka monet, która dziewczyna wydała mi. Złapałem moje zakupy i rzuciłem na odchodne:

         -Nie, mnie zawsze wszyscy lubią.

      Gdy wychodziłem, usłyszałem prychnięcie kasjerki. Poszedłem do auta i otworzyłem je. Zasiadłem za kierownicę i odpaliłem sobie aparat w telefonie, aby móc zobaczyć stan mojej twarzy. No cóż... Nie jest jakoś zajebiście, ale bywało gorzej.

     Otworzyłem chusteczki i zacząłem wycierać starannie każdą ranę. Zastanawiało mnie tylko, co by było, gdybym jednak sprzeciwił się Xerxesowi? Czy oberwałbym mocniej? Czy może nie miałbym tylu ran? Czy jeden z jego ludzi by mnie aż tak nie pobił? A może sprzeciw nie był tu rozwiązaniem... Bo w końcu on nienawidził sprzeciwu. Mogłoby to prowadzić do pogorszenia mojej sytuacji.

     Zwinąłem chusteczkę i włożyłem ją do paczki. Wsadziłem kluczyki do stacyjki i odjechałem spod stacji. Jechałem w ciszy, ciągle licząc, że Chris nie zapyta się, co mi się stało. Bo co miałem mu odpowiedzieć? Że mam spory dług u największego mafioza w naszym stanie? Że muszę zdobyć dokumenty obciążające Wiliama Evensa? Przecież to było popierdolone. 

Kind of QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz