Capitulum III

260 6 7
                                    

I wanna take you somewhere so you know I care. But it's so cold and I don't know where.
I brought you daffodils in a pretty spring. But they won't flower like they did last summer.

Kiedy wróciłem do domu nie byłem w lepszym stanie niż podczas jazdy samochodem. Po wejściu do przedpokoju zostałem zasypany masą pytań odnośnie mojego spóźnienia. Zbyłem je wszystkie krótką wymówką o światłach i moim życiowym szczęściu i poszedłem do pokoju.

Leżałem na łóżku już czwartą godzinę i nic nie zapowiadało o nadchodzącym śnie. Leżałem do połowy nakryty kołdrą a w brzuch i tors starałem się wbijać jak najgłębiej ostrze cyrkla. Chciałem w jakiś sposób ukarać się za to co jej zrobiłem. Nie chodziło już o sprawiedliwość ale o moje samopoczucie psychiczne. Wiem, że w niektórych miejscach zaczynały się tworzyć małe stróżki krwi ale dla mnie było to za mało. Chciałem ponieść karę za moje bezmyślnie zachowanie. Zasłużyłem na całą krzywdę którą wyrządziłem pod wypływem emocji. Odłożyłem cyrkiel z czerwono-krwistą już końcówką i spojrzałem na telefon. Druga szesnaście. O tej porze zazwyczaj spałem a teraz wyrządzałem sobie krzywdę.

Kilka razy dzwonił do mnie Chris ale albo odrzucałem połączenie albo wyciszałem telefon. Nie chciałem z nikim rozmawiać. Kiedy rodzice zaczynali zauważać, że coś jest nie tak to mówiłem, że głowa mnie boli czy jakieś inne gówno. Dali mi tabletki i... Chwila tabletki przeciwbólowe. Cały listek tych cudeniek leżał na stoliku obok mojego łóżka. Byłem blisko ich a one blisko mnie. Mogę wyciągnąć wszystkie i...

Ja pierdolę.

Wstrzymałem oddech kiedy właśnie uświadomiłem sobie co się ze mną dzieje. Chciałem... Chciałem podjąć próbę samobójczą dla... dla Evens? Prychnąłem głośno kiedy zacząłem sklejać wszystkie fakty. Boże jaki ze mnie debil.

Wstałem i poszedłem do łazienki aby przemyć sobie tors. Zapaliłem światło i ciepła łuna rozciągnęła się po pomieszczeniu. Zamknąłem drzwi aby nikogo przez przypadek nie obudzić i otworzyłem szafkę nad umywalką. W niej zawsze rodzice trzymali apteczkę, plastry i inne gówna. Sięgnąłem po buteleczkę z płynem do odkażania ran i po jakieś płatki. Wlałem trochę płynu i przetarłem wszystkie ranki uważnie śledząc każdy ruch w lustrze.

Mały cyrkiel pozostawił po sobie dwadzieścia osiem ran do krwi i pewnie mnóstwo ran które ukażą się dopiero jutro. Nie lubiłem pokazywać swojej słabości dlatego zawsze zamieniałem ją na dosyć bolesny sposób. Ostatnio przystopowałem z ranieniem się ze względu na psychikę bo skończyłbym w szpitalu prawie wykrwawiony ze względu na sytuację z Amy. Nie rozumiem czemu teraz sięgnąłem po cyrkiel aby złagodzić ból psychiczny spowodowany Evens.

Kiedy odkaziłem wszystkie rany podparłem się o umywalkę i spojrzałem w lustro. Co w nim zobaczyłem? Zobaczyłem w nim wysokiego, wysportowanego i pogubionego w życiu bruneta. Pogubiłem się kiedyś i teraz gubię coraz większe resztki siebie.

Uśmiechnąłem się lekceważąco i wyszedłem z łazienki gasząc światło. Położyłem się z powrotem na łóżko. Wypadałoby trochę pospać bo jutro a w zasadzie dzisiaj już szkoła i impreza u Cam' a. Szczęście, że to drugie było o dwudziestej i mogę wrócić ze szkoły aby choć trochę się przespać. Zamknąłem oczy i zatapiałem się w słowach Tom' a Odell' a śpiewającego Another Love.

***

Nie wiem kiedy ale udało mi się zasnąć. Ze spokojnego snu wyrwał mnie dźwięk dzwonka. Spojrzałem na telefon. Cholera. To był jedenasty dzwonek a zwykle wstawałem po drugim czy trzecim. Źle, bardzo źle, bardzo kurewsko źle. Najszybciej jak mogłem przebrałem się w mundurek wpadając do łazienki aby umyć zęby.

Dzisiaj piątek więc mama ma poranną zmianę. Wszystko już jasne dlaczego mnie nie obudziła. Mimo, że mam za kilka miesięcy osiemnastkę nadal mama mnie budzi a bardziej dobudza i „motywuje" abym wstał do szkoły.

Kind of QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz