... czyli o tym, jak na nowo połączyła nas nienawiść do tego samego miesiąca
Miejsce_ Briones Regional Park, CA
Czas_12 września 2003
*Strefa czasowa Green Day_ Piąte urodziny Jakoba
You can be a rockstar just today
You were born with guitars in your hands
Fate wrote you a serenade for a good start
Now use your words in songs, from the bottom of your heart
You were born to do it
Someday they'll watch you and say you'd saved them
By now you just know who you want to be
So stick to what you write in your dreams
Happy birthday, Jakob! <3 xxx
Wysiedliśmy z samochodu i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to kosz na śmieci pełen puszek po piwie. Nie mogę powiedzieć, że nie tak sobie wyobrażałem domek przeznaczony do imprez. Po prostu uprzedziłem właściciela, że niekoniecznie jesteśmy tu w tym celu, ale gość chyba niespecjalnie nam uwierzył. Pewnie myślał, że gdy powiedziałem mu: Przyjadę z dwoma dorosłymi i dwójką dzieci, dzieci były przykrywką dla jakiegoś narkotyku albo alkoholu. A tu proszę, moje pociechy wyskoczyły radośnie z auta i właścicielowi zrzedła mina.
-Ja nie wiedziałem, że pan mówił poważnie... - podrapał się po brodzie.
-Uprzedzałem. Dobra, nic się nie stało, to są tylko butelki. Święty nie jestem.
Podeszliśmy do właściciela domku i po kolei uścisnęliśmy mu dłoń. Nawet zmusiłem Joey'ego, żeby się przywitał, ale z Jakobem było ciężej. Mike i Tré zostawili mnie z dokumentami, żebym podpisał jakiś świstek o tym, że jeśli będzie za głośno, to sam odpowiadam za skargi od sąsiadów i ewentualną policję. Ta, na pewno dzisiaj mnie aresztują za puszczanie Kaczuszek na cały regulator.
-Miłego pobytu - pożegnał się właściciel, po czym z piskiem opon odjechał z terenu domku.
Rozejrzałem się po okolicy i muszę przyznać, że Adrienne miała świetny pomysł z tym męskim wypadem. Przyjechaliśmy sobie elegancko na weekend do lasu, wynajęliśmy domek w samym środku drzew i tak będziemy spędzać urodziny Jakoba. Ostatnio mieliśmy trochę napięć w zespole i dobrze będzie to teraz rozładować kompletnie bez muzyki. W sensie, jesteśmy przyjaciółmi i tak dalej, ale jakby nie patrzeć w muzycznym sensie mamy najwięcej wspólnego. Dlatego Adie zasugerowała, żebyśmy pojechali na trzydniowe wakacje i nie rozmawiali o albumach czy piosenkach, a już szczególnie o tych, które sami napisaliśmy (tudzież napiszemy).
Weszliśmy do domku i stanęliśmy w przedpokoju. Na wprost siebie miałem korytarz z trzema zamkniętymi drzwiami, a po swojej lewej kuchnię prowadzącą do przestronnego salonu i wejścia na taras. Cholera, jest stolik i kilka krzeseł. Wyobraź sobie, Nieznajomy, siedzieć tak o północy w lesie z przyjaciółmi i szklaneczką szkockiej...
-Dobra, będzie rozpusta. Pełen barek.
-Mike.
-Tak, wiem. Masz dzieci.
-Mike.
-Tak, wiem. Masz dzieci PRZY SOBIE.
-Mike!
CZYTASZ
Beautiful People
FanfictionGreen Day Fanfiction* Ponad 35 lat wspólnego grania. Pewnie z tysiąc koncertów po drodze. I zawsze jedna, duża rodzina, której serca biją w rytm American Idiot. *trochę odbiega od prawdy, ale co tam, przecież po to są fanfiki ;)