Open Your Past, Present & Future Now And We Are There

10 3 4
                                    

... czyli o tym, jak wróciliśmy do myśli, że warto jest marzyć

Miejsce_ Rod's Hickory Pit, CA

Czas_14 października 1998

*Strefa czasowa Green Day_ Pierwsze urodziny Nimroda



Nic się nie zmieniło. Takie same kafelki, takie same stoliki, wszystko identyczne.

-Joey, nie rób tak.

Nawet żarówki są przepalone tak, jak były.

-Joey, zostaw tatę.

I przy barze stoi chyba ten sam gość.

-Joey, nie zachowuj się tak głośno, tu są ludzie. Mówię ci, żebyś przestał tak robić.

Nie byłem tu dziesięć lat.

-Billie!

Co?

-Billie, Joey od dziesięciu minut ciągnie cię za rękaw, nie zauważyłeś?

Oj cholera.

-Joey...- odwróciłem się do niego. Biedne dziecko faktycznie ciągnęło mnie za rękaw, ale ja byłem zbyt zajęty przypominaniem sobie, bądź co bądź nostalgicznej chwili, żeby to zauważyć. Adrienne patrzyła na mnie z politowaniem, kiedy usiłowałem wrócić do rzeczywistości. -Przepraszam. Co się stało?

-Gdzie jest babcia?

-Nie wiem, gdzie jest babcia. Może idź jej poszukaj. - Zmarszczyłem brwi, a Joey radośnie się od nas oddalił, przez co zarobiłem od Adrienne mordercze spojrzenie. Wiem, jesteśmy w restauracji i ludzie nie chcą, żeby mały Armstrong pałętał im się między nogami. Wiem.

-Armstrong! Oni tu mają lody! - Usłyszałem nagle i oboje odwróciliśmy się jak na komendę. Tré przebiegł sprintem cały odcinek od wejścia tuż do baru, przy którym staliśmy, i zatrzymał się przed nami. -Wiedziałeś?

-Jest październik, Tré. Lody chowamy we wrześniu. Skąd je wytrzasnąłeś?

Zaraz za Trejem przybiegła moja mama i wzięła się pod boki, podczas gdy Tré cofał się pod ścianę. Mama uniosła brwi, a on schował miskę za sobą i przybrał wyluzowaną minę. Tylko oczy go zdradzały. Adrienne i ja zbiliśmy się w kupkę, próbując nie wybuchnąć śmiechem na całą Kalifornię. Ciężko było.

-Ja... no... tam było takie... i to było otwarte... a potem... no... i tego... - Tré usilnie próbował się tłumaczyć. Moja mama zbliżała się do niego, rozbawiona, choć z groźną miną.

I właśnie wtedy do środka wbiegł Joey, krzycząc:

-Babcia!!

I w ten sposób moje dziecko uratowało mojemu perkusiście życie. Aplauz proszę, Nieznajomy.

-Boże, mało brakowało... -Tré otarł wyimaginowany pot z czoła. Zanim moja mama skończyła tulić Joey'ego, on już zmykał ze swoją miską kradzionych lodów.

-A gdzie moje malutkie słoneczko zgubiliście? -zapytała, kiedy Joey już zapomniał, po co tu przyszedł i, żeby się czymś zająć, pobiegł szukać wujka Mike'a.

-Twoje malutkie słoneczko nie jest tylko twoje. Zapytaj swoich koleżanek, kto jest ICH malutkim słoneczkiem i odpowiedzą tak samo.

Taka prawda. Ledwo żem ręczny zaciągnął, a nasz samochód otoczyły wszystkie koleżanki mamy i zaczęły sobie wyrywać Jakoba z rąk. Joey był zazdrosny, więc pewnie dlatego ciągnął mnie za rękaw. Tymczasem ja przypominałem sobie mój pierwszy występ na żywo dla ludzi jako KTOŚ i trochę odpłynąłem.

Beautiful PeopleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz