... czyli o tym, jak zrobiliśmy z siebie dzieła sztuki
Miejsce_ Oakland, CA
Czas_6 października 2009
*Strefa czasowa Green Day_ 40.urodziny Adrienne
Brown-eyed girl from Minnesota
Fell in love with a boy from California
He's a writer and a star
They both teach each other how to shine
Now no letters without numbers
Just a girl from Minnesota
And she became the prettiest girl on Earth
The greatest inspiration
A hero with wings of an angel
Happy returns for you today
Please keep taking us away...
Happy Birthday, Adrienne! <3 xxx
-W skali od jeden do dziesięciu jak bardzo to jest nielegalne?
-Nie bardzo... Jakieś... dwanaście?
Włamywanie się gdziekolwiek w wieku czterdziestu lat różni się od włamywania się gdzieś w wieku osiemnastu lat jedną rzeczą: no kondycja już nie ta sama. Próbowałem się podciągnąć pod okno, ale ja zwykle na koncertach ćwiczę nogi pod skakanie i wychodzi, jak ręce są pokrzywdzone.
-To może zamiast podciągania się... Spróbujemy przez drzwi?
-Wiesz, kiedy ja ostatnio wyłamywałem zamek?
-Zgaduję. W osiemdziesiątym dziewiątym?
-Blisko. W dziewięćdziesiątym.
Wziąłem łom w zęby i zmarszczyłem brwi. Cholerny zamek, nie chciał puścić.
-Może ty się podciągniesz?
-Billie, mamy dwóch synów. Pewnie gdybym chciała, tobym się wzniosła w powietrze.
Skończyło się na tym, że Adie próbowała się podciągnąć trzy razy, ale parapet zewnętrzny był za wysoko nawet, gdy ją podniosłem. Chociaż i tak wyszło jej lepiej niż ja, bo ona to zrobiła z gracją. Ja rozpłaszczyłem się majestatycznie na elewacji i ześlizgnąłem się z muru, mało co nie wywijając zgrabnego orła na świeżo skoszonej trawie. Tak na marginesie, kto kosi trawę w październiku?
-Dobra, dupa. Idziemy drzwiami.
Hasło: drzwi. To w skrócie oznaczało tyle, że w dość intuicyjny sposób zabrałem się za wyłamywanie zamka.
-Możesz mi przypomnieć, z jakiej racji poszłam ślepo za tobą włamywać się do salonu fryzjerskiego w swoje czterdzieste urodziny o dwudziestej trzydzieści pięć?
-Bo się kochamy jak dwa aniołki, Adie.
Adrienne zaczęła się śmiać, zarobiłem całusa, i znowu, cholera, musiałem realizować swój genialny plan. Wtedy, w dziewięćdziesiątym, włamywałem się do kanciapy woźnego po papierosy, ale obyło się bez wyłamywania zamka. Wtedy po prostu otworzyłem drzwi. Chociaż chwila, przecież Tré kiedyś coś o jakichś łyżkach opowiadał...
-Adie, masz jakąś łyżkę?
-Jaką łyżkę?
-No taką do zupy.
CZYTASZ
Beautiful People
FanfictionGreen Day Fanfiction* Ponad 35 lat wspólnego grania. Pewnie z tysiąc koncertów po drodze. I zawsze jedna, duża rodzina, której serca biją w rytm American Idiot. *trochę odbiega od prawdy, ale co tam, przecież po to są fanfiki ;)