... czyli o tym, jak piętnaście zdjęć Treja zainspirowało mnie do pisania
Miejsce_ Mój domek
Czas_ chyba styczeń 2017
*Strefa czasowa Green Day_ A nie wiem, bo to bonusik. Nieplanowany
Gdybyśmy mieli napisać album, który w pewnym sensie podsumowałby nasze życia, na pewno zrobilibyśmy to już po kryzysie wieku średniego, choć takiego problemu nie przewiduję. Za miesiąc mam dopiero czterdzieste piąte urodziny, przecież to pomiędzy osiemnastką a trzydziestką.
Nie wiem, co umieściłbym na takim albumie. Na razie jestem na etapie zaśmiewania się do łez z powodu faktu, że zostałem ponownie zaakceptowany w Gilman, a niewiele później wydałem Ordinary World. Dziobak pewnie się w grobie przewraca, ale dobrze mu tak.
Nie wiem też, czy da się w ogóle napisać album podsumowujący, zwłaszcza, że nie miałby on na celu wyświetlenia napisów końcowych. Przecież taki album nie musi oznaczać końca kariery zespołu, wręcz przeciwnie - dobrze chyba czasami zmieszać Dookie'ego z 21st Century Breakdown i powiedzieć: Ta - dam!. Ale to tak na marginesie mnie naszło, bo wypiłem dopiero trzy kawy. A może pomyślałem o tym dlatego, że wczoraj darowałem sobie oglądanie wieczornych wiadomości ( na rzecz grania w Twistera z psami, ale do tego dojdziemy) i zamiast kolejnych wersji American Idiot mam w głowie coś bardziej w stylu nowego Basket Case. Ale zakładam, że wolisz posłuchać o pieskach, Nieznajomy. I w sumie słusznie.
Twistera dostałem jakiś rok temu od Anny, co i tak wydaje mi się trochę późno... A nie, chwila. To się wytnie, bo Twistera mam od Treja ( gwiazdka dwa tysiące dwanaście, graliśmy z Mike'em i wylądowałem w pozie horyzontalnego moonwalka). Grałem w to wczoraj z Cleo, Mojo i Rockym, ale.. Delikatnie mówiąc, wyszło tak, jakbyśmy chcieli się gdzieś z Mike'em włamać łyżką. Śmiechu było od cholery, ale tylko ja się śmiałem. Ciekawe czemu.
Sam pomysł przyszedł mi do głowy tylko dlatego, że Mojo próbował zjeść kawałek mojego winyla Beatlesów. Nie widzisz związku, co, Nieznajomy? Mike też się nie dopatrzył, gdy mu to opowiedziałem. Chodzi o to, że to był ten winyl, na którym jest Twist and Shout i zacząłem sobie pląsać po swoim salonie z trzema psami, które powtarzały każdy mój krok. No i z tego obrazka powstał pomysł zagrania w Twistera z czworonożnymi. Zasadniczo, psom powinno być łatwiej, bo nie muszą się wyginać jak Mike pięć lat temu, który przybrał pozę tancerki na rurze. Ale okazuje się, że długość nóg jest jednak kluczowa.
Ponieważ do Twistera potrzeba ludzkiego rozumu, ja zająłem się rozłożeniem planszy, a pieski ochoczo obrały kurs zwiedzania moich kapci. No i skończyło się tak, że przybrałem pozę tancerki na rurze jeszcze zanim zaczęliśmy grać. Ale ogólnie powiedzmy, że rozłożenie planszy poszło w miarę dobrze.
Pierwszym problemem stał się zatem kręciołek. No wiesz, Nieznajomy, to, czym się kręci. Kumasz. Rocky poszedł pierwszy i trudno mu było zakręcić, dlatego wziąłem psie chrupki i położyłem jednego po jednej stronie strzałki, a drugiego po drugiej. Co prawda Rocky zdołał ją ruszyć zaledwie o pół koloru, ale przecież się nie czepiałem. Wypadł czerwony. Położyłem mu chrupka na czerwonym i Rocky radośnie położył tam łapkę. Zacząłem mu tłumaczyć, że nie może stać jednocześnie na żółtym i zielonym, ale chyba nie załapał. Przymknąłem na to oko i sam zakręciłem.
No cóż. Ja przykleiłem się do innej żółtej kropki na końcu planszy, co było, delikatnie mówiąc, błędem. Otóż, Rocky zdążył już zjeść chrupka z czerwonej kropki i radośnie biegał sobie po niebieskim, zielonym... Wróciłem więc do tłumaczenia, ale kiedy Mojo zamknął mi usta poprzez polizanie mnie w nos, dałem sobie spokój. Mike lepiej wyglądał jako tancerka na rurze.
Wracając do tego albumu, grałem rano trochę starych rzeczy i napisałem kilka słów, ale raczej nic z tym nie zrobię. Po prostu miło mi się pisało, poprzeklinałem trochę, przekopałem pół chałupy w poszukiwaniu słownika i wypisałem dwa długopisy. Ach, no i jeszcze obaliłem trzy kawy, ale to już chyba nikogo nie zdziwi.
Gdybyśmy kiedyś napisali album będący hołdem do wszystkiego, co do tej pory zrobiliśmy, na pewno napisałbym coś na każdy temat, jaki kiedykolwiek poruszyłem w tekstach. Trochę polityki, miłości, szaleństwa, balangi i emocji. Coś o sobie, coś o kimś, coś, czego sam nie zinterpretuję, coś, co będzie hitem i coś, co tylko Ty, Nieznajomy, zrozumiesz. Coś dla mnie, coś dla moich synków, coś dla Adrienne, coś dla Ciebie.
Potem jarałbym się takim albumem przynajmniej dopóki nie przyszedłby mi do głowy kolejny. Ale coś tak dużego nie zdarza się często, nie? Nawet ostatnio gadałem z Mike'em o tym, że przydałoby się napisać przewrotnie takie coś, co byłoby dzieckiem wszystkich naszych albumów. Ale to może jeszcze chwilę, bo na razie chodzi mi po głowie napisanie czegoś, czego nikt się nie spodziewa.
O, właśnie wiadomości lecą. Cholera, wczoraj se darowałem, ale dzisiaj już nie przepuszczę. Czasami Tré robi zdjęcie telewizora, wycina nagłówek i wkleja do swojego zdjęcia, na którym pozuje zgodnie z tematem. Włączę telefon, bo pewnie zaraz zacznie mi wysyłać. Przedwczoraj było coś o tym, że jakiś facet z zadupia jeszcze większego zadupia chciał zbudować własne urządzenie do elektrowstrząsów. Tré zrobił sobie wtedy fotkę z durszlakiem na głowie. Jeszcze kiedy indziej ktoś wrzucił bombę do sklepu z winylami (a to zasrany gnój, dziobak cholerny!), a Tré przywdział koszulkę Ramonesów i stanął nad swoim gramofonem ze wszystkimi warzywami, jakie miał w lodówce. Bomba witaminowa, napisał w nawiasie.
Czekaj, czekaj, mam tego więcej. Kiedy jakaś zazdrosna żona rozbiła kochance swojego męża jej korwetę w zeszłe lato, Tré nałożył sobie szminkę Sary i zrobił sobie selfie z kijem do baseballa. Hej, to w sumie nie są takie złe pomysły. Może napiszemy jednak ten album, inspiracja z wiadomości.
O, albo ten facet, co był w śpiączce i przysięgał, jak się wybudził, że śniło mu się jakieś miasto. Chyba wtedy Tré poprosił Sarę, żeby mu zrobiła zdjęcie jak spał. A najbardziej mi się podobało, kiedy pożyczył od niej takie skarpetki, bobby, wiesz, o które chodzi? Takie białe z koronką, staromodne, kiedy się dowiedział, że ktoś się komuś oświadczył i zamiast pierścionka sprezentował właśnie takie skarpetusie. Mike'a ulubieńcem jest z kolei news roku, kiedy to Tré dowiedział się, że Suzie jakaś tam ma nową linię kosmetyków i ponieważ to jest tak marginalna kwestia, aż zrobił sobie zdjęcie z jakąś pomadką od niej. Jakob mi się kiedyś przyznał, że on jest fanem tego nagłówka, który mówił coś o przysiędze, jaką jakiś ojciec złożył swoim synom, ale nie wiem, o co chodziło. Tré coś wtedy pokręcił z tym zdjęciem, bo doszło obrócone i za każdym razem jak próbowałem przekręcić telefon, ono się ze mną obracało i w końcu nie zobaczyłem. Cholerna technologia.
O, coś piszczy. Nowy, fantazyjny smak sosu w kultowej restauracji amerykańskiej - taki nagłówek. Tré wysmarował sobie twarz ketchupem. Wybawca wielbłądów odnaleziony. Tré pozuje na tle narysowanych wielbłądów, które składają mu hołd. Adeline Smith umarła. Nie znam pani. Tré założył sobie na głowę czarny welon (?). Zemsta jednookiego pirata drogowego. Tré zamknął jedno oko i zrobił sobie selfie w samochodzie. Czy człowiek przeżyłby bez mózgu? Tré przesyła filmik jak kiwa głową i mówi, że go nie ma. Amerykański sen pracowników budowlanych skończony. Tré udaje, że rwie dolara. Dylemat prezydenta. Tré nad butelką whisky wygląda jak Hamlet. Rocznica założenia MTV będzie hucznie obchodzona. No i dobrze. Tré z serduszkiem. Ludzie myślą, że żyją w dziwnym świecie. I mają rację. Tré nic tu nie wysłał, bo chyba nie miał pomysłu. Jak będą wyglądać lata dwudzieste? Pewnie tak samo źle. Tré skończył chyba na dzisiaj, podobnie jak wiadomości.
No, blisko jesteśmy. Chyba naprawdę napiszę album o takiej tematyce, bo aż mi się spodobało. O, chwila... Ktoś puka. Listonosz? O tej porze? Chwilunia. Nikogo nie ma. Jest za to jakiś list. Zaadresowany do mnie, Mike'a i Treja, a w środku tylko jedno zdanie: To wy jesteście wybawcami.
CZYTASZ
Beautiful People
FanfictionGreen Day Fanfiction* Ponad 35 lat wspólnego grania. Pewnie z tysiąc koncertów po drodze. I zawsze jedna, duża rodzina, której serca biją w rytm American Idiot. *trochę odbiega od prawdy, ale co tam, przecież po to są fanfiki ;)