Prolog.

423 58 72
                                    

Tłum uczniów wylewał się z wciąż rozgrzanego pociągu, znad którego unosiły się kłęby szarawej pary niknąc w wieczornym mroku. Wśród nich była drobna, brązowowłosa dziewczynka, która rozglądała się zaciekawiona po przepełnionym peronie.

Większość uczniów miała na sobie szaty z kolorowymi lamówkami, jedynie nieliczni tak jak ona byli spowici w całości w czerń, ale tych teraz nie widziała przed sobą i nie wiedziała gdzie się podziali. Nerwowo skubnęła rąbek swojego rękawa, marząc o tym by mieć już na nim to pięknie, kolorowe obramowanie, o którym kiedyś opowiadała jej mama.

Bardzo spodobał jej się głęboki szkarłat w jaki ubrana była dziewczyna witająca się z przyjaciółmi kilka metrów przed nią. Szmaragdowa zieleń krawatu stojącego obok niej chłopca również była przepiękna, ale nie tak jak głęboki, niemal królewski błękit szaty ciemnoskórej dziewczyny, która zamachała ręką w jej stronę, chcąc ją do siebie przywołać.

Brązowe włosy zafalowały, kiedy dziewczynka przepchnęła się pomiędzy tłumem w stronę wysokiej dziewczyny z lśniącą odznaką na piersi. Ubrana w szatę z niebieskim obramowaniem całą sobą wzbudzała w niej lekki przestrach, ale dopiero kiedy spojrzała z irytacją na jej tak starannie rano zaczesane w wysoką kitkę włosy struchlała. Przygarbiła ramiona chcąc wydać się jeszcze mniejszą niż była w rzeczywistości i spuściła głowę wpatrując się w idealnie wypastowane buty, tak różne od jej własnych.

Starsza uczennica widząc jej reakcję uśmiechnęła się pokrzepiająco, próbując pomóc jej odzyskać resztki odwagi choć nadal w jej gestach wyczuwane było zniecierpliwienie.

- Pierwszoroczni powinni iść z Panem Moonem w stronę łódek. Co ty tu jeszcze robisz? - Zapytała siląc się na łagodność, choć w jej tonie można było usłyszeć zniecierpliwienie. Było to jednak jedynie pytanie retoryczne, bo nie dała jej szansy na odpowiedź. Mimo że już otwierała usta, aby opowiedzieć o uciekającym po pociągu kocie, którego pomagała złapać zamilkła, kiedy ciemnoskóra westchnęła z rezygnacją.

Pozwoliła, aby wysoka dziewczyna położyła swoje dłonie na jej ramionach i prowadząc ją przed sobą niczym krnąbrnego łobuziaka skierowała się w stronę zejścia z peronu.

Czarna szata powiewała na wietrze, kiedy co chwilę odwracała się na boki, aby zobaczyć z kim wita się prowadząca ją dziewczyna. Ilość uczniów, których mijały przytłaczała ją, ale mocny uścisk dłoni na jej chudych ramionach skutecznie dodawał jej tak potrzebnej odwagi.

Tylko na chwilę jedna z dłoni zniknęła z jej ramienia, kiedy starsza dziewczyna wyciągnęła z kieszeni swojej szaty różdżkę i rzuciła zaklęcie na dwójkę ubranych w czerwone szaty i przepychających się chłopców.

Nie umiała powstrzymać pełnego zachwytu westchnięcia, kiedy nogi zaczarowanych chłopców zaczęły się trząść jak galaretka. Krzyczeli coś wojowniczo w ich stronę, ale prowadząca ją dziewczyna nie przejęła się ich groźbami, choć nie schowała jednak różdżki trzymając ją w pewnym uścisku.

Wciąż opierając jedną dłoń o jej spowite w fałdy czarnego materiału ramię kierowała się ku ostatniej latarni wyznaczającej kres peronu. Kiedy już do niej dotarły cofnęła swoją rękę i pochyliła się lekko do przodu, aby dziewczynka mogła zobaczyć w słabym świetle jej twarz.

- Musisz zjeść tymi schodami do jeziora. Pan Moon powinien wciąż przy nim być, bo nie widzę świateł na wodzie. Tylko lepiej się pospiesz. - Powiedziała wskazując jej wyślizgane, kamienne schody. Widząc niepewność wymalowaną na buzi drobnej dziewczynki uśmiechnęła się pokrzepiająco i poprawiła jej przekrzywiony kołnierzyk koszuli wystający spod szaty. - Zamykaj już, bo nie zdążysz ich złapać. Poczekam tutaj i przypilnuję, żebyś zeszła.

(nie) Lwie serce (Garreth Weasley x OC)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz