006

504 48 7
                                    

Przyjrzałam się jeszcze raz karteczce, którą trzymałam w dłoni. Od przeprowadzki minął tydzień i zaczął się rok szkolny. Rodzice zapisali mnie i Sorena do liceum - szkoły, w której miałam nauczyć się jak żyć z ludźmi i jak poradzić sobie w ich świecie, a według mnie szarego bezkształtnego budynku z kamienia, w którym niczym uwiązany na smyczy pies będę musiała pojawiać się regularnie.

Westchnęłam głęboko i spróbowałam skupić się na mapie. Miałam udać się do sali 23C lub 17A w zależności od tego, co ludzie rozumieli przez 'teatr'...

Do czego to się tym ludziom przydaje?

No cóż, lekcja ucząca jak dobrze grać może nie być jednak taka zła...

Wróć do tematu, skarciłam się. Gdzie muszę iść...? Poczułam jak kręci mi się w głowie od mieszających się woni. Pot. Spaliny. Zbyt duża ilość perfum. Papierosy. Tym nie dało się oddychać!

W dodatku co chwila do moich uszu docierały piski, krzyki, dzwonki telefonów i klaksony. Myślałam, że jeszcze chwila i eksploduję!

Każdy mój zmysł był atakowany przez bezmyślnych ludzi przepychających, szturchających się i biegających po korytarzu jak dzikie małpy. Byli gorsi niż zwierzęta.

A przecież sama byłam pół wilkiem!

Wybrałam losową salę i ruszyłam przed siebie pewnym krokiem jednocześnie starając się ignorować ciekawskie spojrzenia. To małe miasto, uspokajałam się w myślach. To normalna reakcja.

O dziwo, dotarłam na czas do sali, co mnie trochę podbudowało. Jednak to, że tam byłam, nie oznaczało, że będę uważać. Zachowałam się jak kompletna ignorantka, ale nie mogłam się powstrzymać przed lekceważeniem wszystkiego, co działo się dookoła mnie.

Idąc korytarzem na kolejną lekcję, doszłam do wniosku, że to nie może być normalne, tak się gapić, bo w końcu ile uwagi można poświęcić jednej osobie? Zwłaszcza jeśli nie jest się nikim ważnym.

Patrząc na nich, stwierdziłam, że wyczuwają we mnie intruza. Przyglądali mi się z niepewnością i strachem w oczach.

Nieźle, pomyślałam.

Nie spodziewałam się, że pamiętają coś z Dawnych Czasów. Po tylu latach zachowali instynkt. Ludzką intuicję, mówiącą im, że coś jest nie tak. To dzięki temu rozpoznawali ten moment, gdy las zamiera, a drapieżnik jest blisko lub wyczuwali, że ktoś ich tropi. W lesie to było bardzo przydatne, ale nieużywane umiejętności zanikają. Jak to możliwe, że nadal widzą we mnie zagrożenie?

Może mają ku temu powód... Może tu wcale nie jest bezpiecznie...?

Wataha – słowo pojawiło mi się przed oczami, jakby ktoś wypalił je wewnątrz czaszki.

Oni są powodem. Przy nich ludzie nie mogą czuć się bezpiecznie. Po raz pierwszy spojrzałam na nich z innej perspektywy. Czuli, że coś jest nie tak. Czuli się zagrożeni na własnym terenie, ale nie wiedzieli co to takiego. Bo skąd mieliby wiedzieć?

Wyglądaliśmy i zachowywaliśmy się jak oni. Mieliśmy doskonały kamuflaż będący bronią doskonałą. Przyjaciół trzeba trzymać blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

Problem polegał na tym, że oni zaczynali się domyślać. Nie wierzyli naszej drugiej powłoce. Słabemu ludzkiemu ciału.

Nagle poczułam się osaczona. Sytuacja przypominała mi polowanie, tylko że tym razem ja byłam ofiarą. Cisza przed burzą – tak to się chyba u nich mówi. Teraz byli nieszkodliwi, ale to nie gwarantowało, że tak zawsze będzie.

SilverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz