007

456 46 10
                                    

Odruchowo cofnęłam się o krok i spojrzałam w górę. Przede mną stał wysoki chłopak mniej więcej w moim wieku. Jego czarne półdługie włosy podwijały się przy karku, a kącik ust unosił się lekko w rozbawieniu moją niezdarnością.

Speszona opuściłam wzrok, ale po chwili spojrzałam na niego jeszcze raz. Skądś go znałam.

Coś w jego twarzy i zapachu mówiło mi, że już go spotkałam. Gdy poskładałam wszystkie elementy w całość zaparło mi dech w piersiach.

Do niego to już na sto procent nie powinnam się zbliżać.

Ostre rysy, zapach alfy – był synem pana Bennedicta. Wyglądał jak jego młodsza kopia i był bardzo przystojny. Na szczęście nie działał na mnie jego urok.

Rzuciłam mu przepraszające spojrzenie i zrobiłam krok do tyłu, odwracając się na pięcie i ponownie natrafiając na czyjeś ciało.

- To chyba twoje – usłyszałam dobrze znany mi już głos. Prychnęłam zirytowana i spojrzałam na wilkołaka z klasy.

Trzymał płócienną brązową torbę z naszywką „Trees, trees are my dreams". Moją torbę.

- Skąd ją masz? - zapytałam i wspięłam się na palce. Nie byłam niska, ale on był niesamowicie wysoki.

- Zostawiłaś ją w klasie, gdy tak wyleciałaś jak oparzona – uśmiechnął się i potarł szczękę. - Postanowiłem ją ci przynieść – wzruszył ramionami – jeśli się nie obrazisz – dodał i puścił mi oczko.

Zmrużyłam oczy.

- Akurat.

Alfa najwidoczniej nadal stał za mną i obserwował całe zajście, ponieważ zaczął się śmiać. Podszedł do chłopaka i poklepał go po ramieniu, po czym wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem.

- Wierz mi lub nie, ale taka jest prawda. W jakim innym strasznym celu mógłbym ją zabrać z klasy? - zapytał, zerknąwszy z ukosa na swojego alfę.

Zawahałam się na moment.

- Wolę być przezorna.

- W ten sposób nie dowiesz się co to życie, księżniczko – zaśmiał się alfa.

- Życie nie polega na ryzyku – odparowałam. Co raz mniej mi się podobała ta rozmowa.

- Owszem, polega.

- Nie.

- Daj spokój, słonko. Dobrze wiesz, że mam rację – wymruczał.

Czy on próbuje mnie podrywać? Bo osiągnął przeciwny efekt. Nie cierpię tandetnych przezwisk. Kiedy słyszałam jak ktoś mówi żabciu, kotku, promyczku, miałam ochotę wymiotować.

- Oddasz mi tę torbę? - zwróciłam się ponownie do chłopaka z klasy. Nie miałam ochoty na przekomarzanie się z alfą gburem drugiego stada.

- Tylko wtedy, kiedy zdradzisz mi kim jesteś – Chłopak przestąpił z nogi na nogę i uśmiechnął się chytrze.

On też musi?

- Nie mama nic do ukrycia.

- Twoja pozycja w stadzie... - zaczął, ale mu przerwałam.

- Beta – krótko, zwięźle i na temat. - Czy mogę już moją torbę? - zapytałam z nadzieją w głosie.

- Nie skończyłem – zrobił smutną minę. - Coś ukrywasz, Mirabelle, jeśli myślałaś, że tego nie wyczujemy, byłaś naiwna. Nie jesteśmy głupi, to czuć.

- Nie wiem o co ci chodzi. Oddaj torbę – warknęłam.

- Tylko wtedy...

- Cholera, mówiłam, że nie mam nic do ukrycia! Nie mam bladego pojęcia o co ci chodzi, a teraz dawaj tę torbę!

SilverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz