Rozdział XXIV

35 1 0
                                    

Steven


Jeszcze przed świtem ja i moi wojownicy wyruszyliśmy do obozu łowców. Nicholas szedł na czele ze mną. Nie czułem od niego ani odrobiny niezdecydowania, mimo tego, jakie postanowienia przyjął. Wiedział, po co idzie i co może nastąpić dalej. To nie był ktoś, kto kiedykolwiek się wahał. On po prostu działał.

Łowcy byli czujni. Natychmiast powitali nas dosyć nieprzyjaźnie, gotowi do ataku, jednak gdy ujrzeli tego, który odważnie stanął naprzeciwko nich, pełen władzy i dominacji, zastygli. Po raz kolejny musiałem przyznać, że mój teść miał w sobie coś, w czym nigdy nie umiałbym mu dorównać.

- Chcę rozmawiać z Henrym.- rzekł stanowczo. Łowcy spojrzeli po sobie, wymieniając podejrzliwe pomruki.

- A ja chcę, żebyście wypierdalali.- zaśmiał się gorzko jeden z nich.

- Zdrajcy.- zawtórował mu drugi. Nicholas pozostał niewzruszony.

- Zawsze dążyłem do tego, żeby z rekrutów uczynić jak najlepszych wojowników. Zwykle mi się to udawało, bo zawsze mogłem powiedzieć, że jestem z nich dumny. Zastanawiam się, czy wasz obecny przywódca też jest dumny z takiej bandy dzikusów, czy jednak nie o to mu chodziło. Ktoś za moimi plecami prychnął niepowstrzymanie. Był to oczywiście Jordan. Zgromiłem go wzrokiem, co dostatecznie przywołało go do pionu. Łowcy za to wydawali się być zdezorientowani, ale jako banda bezmózgich mięśniaków zrozumieli jedynie tyle, że ktoś ich właśnie obraził.

- Kim ty, kurwa, jesteś?- warknął ten, który wystąpił przed szereg.

- To ja tu jestem od zadawania pytań, chłopcze. Chcę rozmawiać z Henrym, powtarzam to po raz ostatni.- Ton Nicholasa był nieco ostrzejszy. Nie było wątpliwości, że wydał właśnie pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.

- Zawołaj mu Henry'ego, Tom. Zobaczymy, czy dalej będzie taki cwany.- zasugerował któryś łowca z tyłu. Tom zaklął pod nosem, ale poszedł za radą swojego kompana. Czekaliśmy w pełnej napięcia ciszy, którą w końcu przerwało nadejście Henry'ego. Widząc jego twarz o surowym, pełnym nienawiści wyrazie, przypomniałem sobie jego słowa, które usłyszałem przesłuchując go w celi wampirów. Zastanawiałem się, czy ten facet rzeczywiście jest zły do szpiku kości i nie umie poradzić sobie z agresywnymi zapędami, czy może naprawdę zależało mu jedynie na pomszczeniu dawnych krzywd.

- Witaj, Henry.- odezwał się Nicholas, a wówczas wszyscy obecni mieli okazję obserwować zmianę zachodzącą w kimś, kto doznał objawienia.

- To niemożliwe.- Henry pokręcił głową. Jego usta zadrżały. Po chwili cały trząsł się już cały, a krokodyle łzy spłynęły po jego policzkach.- Wodzu... To niemożliwe... Niemożliwe...

- Już dobrze, przyjacielu. Jak widzisz, żyję.- uspokajał go Nicholas. Henry wpadł w jego objęcia, rycząc przy tym jak bóbr. Doskonale go rozumiałem. Gdybym zobaczył po dwudziestu latach rozłąki na przykład Rossa czy Franka, myśląc przez cały ten czas, że nie żyją, z pewnością nie dowierzałbym i myślałbym, że to mi się śni. Wiedziałem, co znaczy siła przyjaźni i przywiązanie. Nie byłem też pewien, co by się ze mną działo, gdybym utracił któregoś z moich bliskich kumpli. Na pewno nic nie byłoby już takie jak dawniej, ale czy stałbym się aż taką szują?

Henry dopiero po dłuższej chwili przypomniał sobie o obecności swoich towarzyszy oraz moich wojowników. Wciąż mocno wzruszony, otarł łzy wierzchem dłoni i zwrócił się do łowców.

- Przed wami stoi ktoś, bez kogo nie byłoby mnie tutaj. Uratował mi życie wiele razy i to dzięki niemu tak wiele zrozumiałem. To Nicholas Hoover, mój Srebrny Wódz, który powstał z grobu po dwudziestu latach. Wciąż nie mogę w to uwierzyć.

Córka Zemsty 🌒🌗🌒 || Część 3 || ZAKOŃCZONA ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz